Po całym tygodniu jeżdżenia do Skarszew, całą sobotę spędzamy w domu. Może ktoś powie, że szkoda, bo ładna pogoda, ale my potrzebujemy jednego dnia absolutnego lenistwa i wylegiwania się w łóżkach do południa, albo i dłużej.I tak to się właśnie wygląda, jak się wstaje tuż przed Teleexpressem… włos rozczochrany, oczy przymknięte i prawie po omacku szukam majtasów 😉
Za to w niedzielę…
…jedziemy do Otomina w odwiedziny do Babci Asi i Cioci Myszki. Pogoda piękna, więc odbijamy sobie wczorajsze siedzenie w domu i większość czasu spędzamy na dworze. Ale to dopiero po południu, bo przed południem jestem śnięty jak ryba, zupełnie nieprzytomny. Przewracam się z boku na bok, leję się przez ręce, zamykam oczy i choć normalnie mi się to nie zdarza, mam dwie drzemki, a każda trwa z 3h. Rodzice trochę się martwią, że będę chory, ale po drugiej drzemce wstaję w dobrych humorze i z dużym zapasem energii. Możemy ruszać do Babci.
Już poniedziałek…
…i czas na odrabianie zaległości w PSOUU. O 10:00 zaczynam zajęcia logopedyczne z p. Agatą. Po kolejnej długiej przerwie czuję się trochę niepewnie, ale szybko się rozkręcam. Na zajęciach jestem sam, Mama i Antoś czekają na zewnątrz. Dzisiaj oglądam owoce i dopasowuję owocowe zabawki do obrazków. Udaje mi się nawet wtedy, kiedy są do siebie podobne. Próbuję powtarzać nazwy owoców po p. Agacie. Ćwiczymy też dmuchanie – dmucham banieczki, dmucham na wiatrak. Poznaję wyrazy na głoskę „B”. I mówię „byk”, „balon”, „bęben” i jeszcze kilka innych. Nie wszystkie bardzo wyraźnie, ale wiadomo o co chodzi.
A zaraz po zajęciach jedziemy w odwiedziny do Damiana, Szymka i Franka 🙂Wieczorem znów spotykam się z Damianem i bliźniakami. Jedziemy do Banina obejrzeć ich nowy domek. Antoś, Damian, Szymek i Franek kopią dziury w czarnoziemie, a ja co chwilę uciekam. Jak Mama mnie woła, przyspieszam. Wszystko rozumiem, ale lubię być niegrzeczny. Łobuz jestem, że hej. A wracamy dopiero po 21:00, ale wcale nie zasypiam. Bez kaszy spać nie chodzę.
A we wtorek…
…idę na hipoterapię! Strasznie się cieszę i jak tylko Mama mi mówi, gdzie jedziemy od razu zaczynam szykować się do drogi i mówić „koń”. Hurrra! Hipoterapia to jedne z moich najulubieńszych zajęć, a ostatnio ciągle mi przepada.
Zaraz potem jedziemy na zajęcia do p. Agaty. Dzisiaj śpiewamy piosenkę „Baś baś baranku” i przy okazji karmimy baranka i inne zwierzaki. Mam przed sobą obrazki z jedzeniem i obrazki z głodnym zwierzyńcem. Po zajęciach w Wiejskim Zakątku żadne zwierze i żadna pasza nie mają przede mną tajemnic. Wszystko dopasowuję bezbłędnie 🙂
Po ćwiczeniach idziemy na plac zabaw.
Środa – ostatni dzień pracy przed wakacjami u Babci
O 10:00 zaczynam zajęcia logopedyczne w PSOUU.
- Lubię psocić i figlować. Kiedy zrzucę coś na podłogę, głośno wołam „bam” i bardzo się cieszę, ale kiedy spadnie mi coś niechcący, cichutko mówię „oj”.
- Moim hitem z dzisiejszych i wczorajszych zajęć jest „Baś, baś baranku”. Mogę słuchać do znudzenia, choć wcale mi się nie nudzi.
- Dalej ćwiczę wyrazy na głoskę „b”, np. buty, buda i bum, bum.
- Robimy też razem bańki. Pani Agata dmucha duże, bo jest duża, a ja małe, bo jestem mały. Przy okazji ćwiczenia oddechu, uczę się rozróżniać małe od dużego.
- Poznaję odgłosy zwierząt. Słucham i dopasowuję je do odpowiedniego zwierzaczka, z kilku które mam ustawione przed sobą. Krowę, kotka i psa dopasowuję bezbłędnie.
- Podobne ćwiczenie robimy z instrumentami, ale nie jest takie łatwe. Mam do dyspozycji kołatkę „klap klap” i worek „bam bam”. Z kołatką mam problem, za to worek wskazuję chętnie. Tak mnie jakoś kusi.
- Zaczynamy też ćwiczyć rybkę. Robi się ją podobnie do buziaczków, ale po cmoknięciu, trzeba buźkę lekko uchylić.
Po ćwiczeniach mieliśmy pojechać do Cioci Madzi, Damianka i Bliźniaków, ale Ciocia źle się czuje, więc wracamy do domu. Może to i lepiej, że wróciliśmy, bo w samochodzie znów bym pospał parę minut i koniec, a tak w domu śpię ponad 3h!
Wstaję o 15:30 i po raz pierwszy w dniu dzisiejszym mam zasiusianą pieluszkę. Wcześniej, kiedy nie spałem, wszystko lądowało elegancko w nocniku. Zaczynam nawet pokazywać, kiedy chcę się załatwić i mam na to kilka sposobów:
- prowadzę Mamę za rączkę do nocnika,
- siadam w ubraniu na nocnik,
- pokazuje rączką nocnik,
- kiedy nie mam spodenek i bodziaka, sam ściągam pieluchę (tzn. raz tak zrobiłem).
Mama ma plan, że odzwyczai mnie od słoikowego jedzenia. W czasie mojej drzemki przygotowuje mi kabaczka nadziewanego mielonym mięskiem, w pomidorowym sosie z ziemniaczkami. Wszystko pakuje do miseczki od mojego ulubionego „gotowca” i próbuje mnie nabrać. Nic z tego, od razu rozpoznaję. Nawet jednej łyżeczki nie biorę do buzi. Próbuje Mama, próbuje Antoś, a nawet Tata po powrocie z pracy. Kilka prób, dwie godziny starań, różne metody i nic. Ktoś ma jakiś pomysł? Jakąś złotą radę?
Obiadu nie zjadłem. Pewnie próbowalibyśmy do skutku, gdyby nie to, że musimy już wychodzić na hipoterapię, a przed nią muszę coś zjeść. Zjadam więc naleśniki. Moje ulubione, ze słoika oczywiście. Dodam jeszcze, że przy każdej próbie podania jedzenia z „nie słoika” wpadam w histerię, a jak tylko zobaczyłem słoik z naleśnikami… łzy zostały zamienione w uśmiech.
Na hipoterapii nie bawię się najlepiej. Coś mi dzisiaj nie pasuje. Za to mój Antoś Brat, jeździ jak Król! Zupełnie sam, na lonży, kłusem. Brawooooo! Antoś Zuch wspaniały!
A wiecie gdzie jutro jadę? Razem z moim Antosiem, jedziemy do Babci Asi. Od jutra aż do poniedziałku! Hurrra!