Mam 32 miesiące i idę na mecz

Znowu mam zaległości, ale to nie moja wina, tylko Mamy. Mama wyjechała na kolejne szkolenie z Dorotkowa, a bez Mamy… wiadomo, jak bez ręki.

W środę…

…mkniemy do Skarszew. Tym razem zamiast trzech Sal Doświadczania Świata mam jedne zajęcia z p. Sylwią…Terapia ręki…jedną długą przerwę i jedne zajęcia z p. Kasią, na których utrwalam znajomość koloru niebieskiego. Idę jak burza! Serio, wszystko już wiem! Kolor niebieski rozpoznaję na przedmiotach i na obrazkach, więc już niedługo zamiast kolorów, będę wałkował matematykę.
Na koniec zajęć mam zawsze nagrodę, ale p. Kasia jest bardzo sprytna i mimo, że jest to nagroda, zawsze próbuje coś przemycić. I tak, teraz w ramach nagrody, pieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony się bawię, a z drugiej – układam dwuelementowe puzzle.Puzzle dwuelementoweOstatnie zajęcia to Wiejski Zakątek. Po drodze znajduję małego gryzonia. Niestety nie jest zbyt ruchliwy.Mały gryzońZ p. Magdą dalej pracujemy nad rozróżnianiem miejsca zamieszkania i sposobami poruszania się wybranych zwierząt. Te, które rozpoznam jako pływające przyklejam do wielkiej kartki.

Jednak Wiejski Zakątek nie byłby Wiejskim Zakątkiem, gdybym nie przywitał i nie nakarmił mieszkających w nim zwierząt.

Ze Skarszew wyjeżdżam w pośpiechu (jak to w każdą środę) i jadę na Metodę Krakowska z Magdą. Jakoś nie jestem dziś w nastroju do wykonywania Magdy poleceń i po raz nie wiem który, udaję, że nie wiem co do mnie mówi.

Kilka chwil w domu i znów trzeba ruszać w drogę. Odbieram z przedszkola Antosia i razem jedziemy na konie. Dzisiaj mam jeździć sam, ale nie jestem w formie i zamiast siedzieć elegancko jak najprawdziwszy gaucho, uciekam ile mogę. Chyba strach przed samodzielną jazdą każe mi uciekać. No bo jak tu się nie bać? Koń duży, silny i szybki, ja niby silny i szybki też, ale jednak dość mały. Poza tym nie znam języka „koniowego”, więc nie wiem jak się do niego zwracać. A nawet jakbym wiedział, to przecież nie mam gwarancji, że koń się mnie posłucha i nie pojedzie w siną dal. Nie, nie, samodzielną jazdę trzeba jeszcze odłożyć, poczekać aż się wszystkiego nauczę i urosnę. Może za tydzień.Hipoterapia Ihaha

W czwartek obchodzę 32-gi miesiąc!

Aby to uczcić, jadę na zajęcia do Skarszew, jak to zwykle mam w zwyczaju. Zaczynam od najulubieńszej muzyki z p. Mateuszem…Muzykoterapia…a potem idę pracować z p. Patrycją. Zupełnie zapomniałem, że mam ćwiczyć jedzenie i nic ze sobą nie wziąłem. Żadnych ziemniaków, kurczaków, brokułów, marchewek, pieczeni, tortów. Nic. Zamiast gryzienia, ćwiczymy więc mówienie. Pani Patrycja mówi, a ja powtarzam.Zajęcia logopedyczne Serio! Pani mówi, ja powtarzam, pani mówi, ja powtarzam. Na razie są to krótkie rzeczy, pojedyncze sylaby, np. „wu”, „wa”, „wi”, „we” itp., ale jednak! Słucham, powtarzam, słucham, powtarzam! Ależ jestem z siebie dumny!

W czasie mojej długiej przerwy idę do przedszkola. Coraz bardziej mi się tutaj podoba, ale mimo wszystko, lepiej jest z Mamą, więc kiedy przychodzi po mnie po czterdziestu minutach, pędzę do niej, jakbyśmy się tydzień nie widzieli.Powrót z przedszkolaIdziemy na logorytmikę. Docelowo zajęcia te będzie prowadził duet – p. Magda i p. Mateusz dla tercetu – dla mnie, dla Nastki i dla Jaśka. Póki p. Magdy nie ma, p. Mateusz radzi sobie sam. I radzi sobie bardzo dobrze. Ciągle wymyśla dla nas wesołe zabawy (np. rośniemy jak kwiatuszki, albo robimy wielkie plakaty), uczy nas nowych piosenek i robi dla nas super relaks. Zasłania wszystkie okna, małą lampkę przykrywa żółtą i czerwoną bibułą – to nasze ognisko, a do tego gra na gitarze. Uwielbiam! Trochę się boję (bo jest tak bardzo ciemno), ale mimo wszystko uwielbiam!

Póki co, na logorytmikę przychodzę tylko ja i Nastka, ale mam nadzieję, że nasz Jasiek w końcu wydobrzeje, wyjdzie ze szpitala i do nas dołączy. Bardzo mi go tutaj brakuje!

Ostatnie zajęcia mam z nową panią pedagog – p. Moniką. Ponieważ za oknami jest jesień, my też pracujemy jesiennie. Zajęcia trwają 45 minut, a ja robię tyyyyle fajnych rzeczy, że hej!

Praca już za mną, więc idę do przedszkola. Za Mamą nawet się nie oglądam. Idę się bawić, śpiewać i spać…PrzedszkolakDzień mam bardzo intensywny, ale to nadal nie koniec. Wracając ze Skarszew jadę na Morenę, na „Twórczą grupę wsparcia”. Dzisiaj są zajęcia plastyczne i metodą Papier-mâché robimy wielkiego kaktusa.

Ponieważ kończę dziś 32 miesiące, to trochę Wam opowiem o sobie…

  • potrafię powtarzać sylaby.
  • chcę być samodzielny! Nie lubię gdy ktoś pomaga mi w ubieraniu się, mimo że nie bardzo udaje mi się zrobić to samemu. Ale się staram i próbuję. Bodziaki, bluzeczki, pieluchę, spodnie, skarpety, buty. Wszystko próbuję sam. Czapę potrafię już od dawna. W sumie to spodnie też czasem sam podciągnę, kiedy nogi są już w nogawkach (np. jak wstanę z nocnika).
  • z rozbieraniem jest podobnie. Najchętniej sam! I tak np. kiedy wracamy do domu i Mama mówi „Stasiu, ściągnij buty.”, to ja siadam odpinam rzepy, ściągam i odkładam na miejsce.
  • daję buziaki z głośnym cmok! Do tej pory przykładałem tylko usteczka do ust, albo rozdziawiałem buzię. Teraz daję najprawdziwsze i najsłodsze całusy!
  • jestem przedszkolaczkiem!
  • potrafię i chętnie uciekam z łóżka przez barierkę.
  • wspiąć się na palce, wytężyć mięśnie i otworzyć lodówkę (zamrażarkę otwieram od dawna, ale zamrażarka jest niżej i ma mniejsze drzwi).
  • sam wynoszę swoje siusiu. Mój nocnik jest wielki, ale ma małą wkładkę. Kiedy zrobię siusiu, a nie ma przy mnie Mamy lub Taty, to ją podnoszę i zanoszę do Rodziców. Kiedy przy mnie są, to tylko podnoszę i podaję.
  • bawię się „a ku ku”, mówiąc „a ku ku”.
  • nadal jestem niejadkiem i nie chcę próbować nowych rzeczy, ale przedszkole mi służy i raz na jakiś czas skubnę tam coś normalnego.

Prawdziwie męski weekend – idziemy na mecz

Mama wyjechała, a my szalejemy. W piątek jadę z Tatą na rehabilitację do Gdyni. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem takie ćwiczenia, nie licząc jednych zajęć w Skarszewach, które miałem akurat niedawno. Ostatnio pracuję tylko nad głową – zajęcia z psychologiem, pedagogiem, logopedą, a przecież rzeźba też jest istotna. Słyszałem, że pierwsze wrażenie jest podobno bardzo ważne. Co mi po inteligencji, jeśli będę stał z wielkim brzuchem i zapadnięta klatą? Muszę dbać o rozwój całościowy żeby wszystko było na swoim miejscu – rozum, mięśnie i gitara.

W sobotę, po basenie, razem z Tatą i z Antosiem jadę pociągiem do Gdyni na mecz piłki ręcznej. Takie kibicowanie to świetna zabawa. Ja dostaję pompony (takie jakie mają cheerleaderki) i wymachuję nimi ile się da, a Antoś trąbi na trąbie. Tak właśnie robią porządni kibice. Biję też brawo, kiedy trzeba, tzn, kiedy robią to inni, czyli dość często – „nasi” wygrali 24:23. Jednak żeby dobrze się bawić, muszę być przyklejony do Taty. Jak tylko mnie na chwilę puszcza, zaraz zaczynam strasznie się bać i panikować.

W niedzielę wraca Mama. I to by było na tyle. Dobranoc.Dobranoc


Jeden komentarz do wpisu “Mam 32 miesiące i idę na mecz

  1. Wszystko pięknie i w ogóle kawał fajnej roboty, ale, Mamo Nauczycielko – przewlekamy przez kasztan i liść i robimy co? a nie czego?kaktus, chyba, że nie ma kaktusa.
    Pozdrawiam, Magda

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *