Chciałbym Wam opowiedzieć o wszystkim, co się u mnie dzieje, ale dzieje się tak dużo, że nie mam kiedy tego wszystkiego opisać. Omijam więc zgrabnie dwa dni, choć szczerze powiem, że bardzo niechętnie, bo we wtorek i w środę akurat tak się złożyło, że grzecznie i wytrwale pracowałem na krakowskiej, więc jest się czym chwalić. No, ale trudno. Jak się ma takie zaległości, to się nie ma wyboru.
Nasza majówka zaczęła się już w czwartek…
Głównie dlatego, że nie było zajęć w Skarszewach. W sumie to tylko dlatego, że nie było zajęć w Skarszewach. Gdyby były, na pewno bym ich nie opuścił. A tak nie mam wyboru i mam wolne. Antoś ma przedszkole, ale zostaje z nami w domu, a właściwie, to jedzie z nami odwiedzić Przyjaciół. Tylko Tata musi pracować. Ale jak to się mówi, ktoś musi pracować, żeby ktoś mógł odpoczywać.
Na co dzień jesteśmy tak zabiegani, że nie mamy zbyt wiele czasu na spotkania towarzyskie, więc teraz, kiedy jest kilka dni wolnego, zamierzamy nadrobić nasze zaległości, a przynajmniej część z nich. Plan na dziś, to wycieczka do Banina, do Cioci Madzi, Wujka Jacka, Damiana (który ma tak dużo lat jak Antoś) i bliźniaków – Franka i Szymka (którzy są w moim wieku). Są też rybki, koty i pies, a ja uwielbiam psy! Ostatnio mam na ich punkcie kompletnego hopla! Najbardziej kocham Foresta Babci Asi (mówię na niego „holest”) i Astora z Wiejskiego Zakątka (mówię na niego Astol). Tutaj jest Bera i też jest fajna.
Kiedy ma się podwórko tuż za drzwiami od salonu, łatwiej jest się zmobilizować do wyjścia na dwór, nawet jeśli na dworze jest chłodno. Bo dzisiaj, mimo, że jest już ostatni dzień kwietnia, niestety za ciepło nie jest, no chyba że się akurat skacze na trampolinie.
Mieliśmy przyjechać tylko na trochę, ale z dzieciakami, z Ciocią i z Wujkiem bawimy się tak dobrze, że zostajemy tu do wieczora. Zjadamy kolację i zasypiamy w drodze do domu.
W piątek…
…cały czas pada. No prawie cały czas. Pada do 16:00, a potem się przejaśnia i wychodzi piękne słońce… akurat wtedy, kiedy jesteśmy umówieni na spacer z Ciocią Anią, Wujkiem Michałkiem, Blanką i Malwinką.
W sobotę…
…też nie zamierzamy siedzieć w domu. Wstajemy wcześnie rano, pakujemy manatki i razem z Nastką, Ciocią Anią i Wujkiem Arturem jedziemy do Średniowiecznej Osady w Sławutowie.
Zwiedzanie osady, to tylko część dzisiejszych atrakcji. Ze średniowiecza przenosimy się w teraźniejszość i jedziemy do Chałup.
Nad morzem jest strasznie zimno. Słońce zaszło już dawno temu, a do tego wieje silny wiatr, ale nie mogliśmy sobie odmówić tej przyjemności. W końcu w Trójmieście mamy tylko zatokę, a to nie to samo, co prawdziwe morze z wielkimi falami.
Czas się zbierać do domu… ale co to? Kogo ja tu widzę na swej drodze? To mrówki i choć jest ich bardzo dużo, to w przeciwieństwie do Mamy wcale się ich nie boję!
Ostatni dzień majówki.
Dzisiaj jedziemy do Babci Asi, kotów i Foresta. Dziadziuś niestety wyjechał już do pracy, hen, hen daleko stąd i spotkam się z nim dopiero za kilka długich miesięcy.
Wspominałem Wam już, że ostatnio mam hopla na punkcie psów, a zwłaszcza na punkcie psa Babci Asi. Forest uwielbia biegać za frisbee, a ja próbuję je rzucać. Nie jest to łatwe, zwłaszcza że Forest nie fatyguje się po kółko rzucone zbyt blisko. W końcu dokonuję wspaniałego odkrycia… kiedy staję na skraju górki i rzucam frisbee przed siebie to leci ono dużo dalej niż kiedy stoję na płaskim terenie. Niestety taka miejscówka ma swoje wady… stojąc na skraju przepaści łatwo stracić równowagę i polecieć w dół. No to Mama już nie posiedzi. Ktoś musi mnie w końcu asekurować 🙂
Forest jest już wybiegany, więc teraz muszę go nakarmić. Jednak najpierw kolację dostanie kot Glut, a chrupki, którymi nie trafię do miski zje sobie „Holest”.
A już jutro o ciężkim temacie, który okazał się być lekkim, czyli o Dziecięcej Matematyce w Skarszewach.