Czasem, kiedy bardzo mi się czegoś nie chce, mówię „pomóc”, albo „pomóż mi” licząc na to, że ktoś mnie wyręczy. Czasem tak mówię, kiedy rzeczywiście mam do zrobienia coś, co jest bardzo trudne i nie mogę z tym sobie poradzić. A czasem wtedy, kiedy jestem bardzo zmęczony i zwyczajnie nie mam siły. Ale są też takie momenty, kiedy wszystko chcę sam. Sam chcę chodzić (nie za rękę, ale sam!), sam chcę myć zęby i sam chcę być w toalecie.
Dzisiaj wyjątkowo dużo rzeczy robię sam. Zaczynam od śniadania. Mama siedzi przy stole, a ja, całkiem sam szykuję dla niej kanapki. Nie jestem zbyt duży, więc podsuwam sobie taboret i wchodzę na niego. Teraz wszystko mam już w zasięgu moich rączek, więc biorę się do pracy. Wkładam tosty do tostera i nastawiam. Toster każe czekać kilka minut, ale moim zdaniem, to zdecydowanie za długo, więc już po chwili wciskam „stop” i wyciągam podgrzane kromki. Biorę nóż i masło, i smaruję. Proszę o dżem. Smaruję niezbyt obficie. Wystarczy, że masła jest dużo. Kiedy trafiam na większy kawałek owocu, pytam na wszelki wypadek: „Chcesz truskawkę?”, bo przecież nie każdy je lubi, a nawet jak lubi, to nie zawsze ma ochotę. Mama jednak potwierdza, więc rozsmarowuję ją po kanapce. Śniadanie już prawie gotowe. Jeszcze tylko składam dwie kromki ze sobą, przypominam Mamie, że to dla niej i zanoszę jej na stół. Kiedy już je, pytam, czy dobre. Podobno najlepsze.
Zmotywowany dobrym słowem, działam dalej. Obsługa sprzętu grającego to dla mnie betka. W końcu, jak coś się bardzo lubi, to warto umieć z tego korzystać. A ja muzykę lubię najbardziej. Oprócz wielu hitów z gatunku „dla dzieci”, mam długą listę ulubionych kawałków. Najwięcej z nich jest na płytach Kapitana KaCeZeta i Damiana SyjonFama, ale całkiem sporo znajdę też u Mesajah. Oasis też lubię. Zwłaszcza „Wonderwall”. I tak właśnie dziś, kiedy słucham muzyki z „Krainy lodu”, dochodzę do wniosku, że to jednak nie jest to, na co mam teraz ochotę. Podsuwam więc sobie pudełko od klocków (bo wiecie, sprzęt do muzyki stoi bardzo wysoko, żebym sam nie mógł go ruszać), wyciągam płytę z muzyką filmową i wkładam do odpowiedniego pudełka. Jeszcze nie ogarnąłem, że płytozbiór Rodziców uporządkowany jest tematycznie i alfabetycznie, więc wkładam płytę tam, skąd Mama wyjmuje tę, której szukam. Ale skąd Mama wie, czego mi potrzeba? Kiedy patrzę i nie widzę, Mama pyta, czego szukam, a ja odpowiadam: „o gitarze” i Mama już wie, że chodzi o płytę „Stop the clocks” zespołu Oasis. Podaje mi ją, a ja wyjmuję krążek z pudełka i do góry nogami (tak jak trzeba) wkładam go do odtwarzacza. Jeszcze tylko play i mogę cieszyć się muzyką. Jednak mój ulubiony kawałek wcale nie jest pierwszy, a nie mam tyle cierpliwości, żeby czekać teraz kilkanaście minut. Kręcę więc i kręcę, żeby znaleźć odpowiednią piosenkę, ale gałka jest zepsuta, więc zupełnie sobie nie radzę. Mama pyta, co mi włączyć, a ja odpowiadam: „łola”, czyli „Wonderwoll’a”.
Uwielbiam!
Czymże byłoby śniadanie, gdyby po nim, nikt nie podał kawy? W sumie to czymś normalnym. W końcu ja jej nigdy nie piję, ale… niektórzy dorośli podobno ją lubią. Dlatego postanawiam zrobić ją Mamie. Obsługa ekspresu nie jest chyba trudna. Mam taki sam w wersji zabawkowej i nigdy nie miałem z nim kłopotów, więc i teraz dam radę. Muszę tylko nabrać wody do baniaczka i trafić nim w odpowiednie miejsce (z tym pomaga mi Mama). Teraz wybieram odpowiednią kapsułkę, a Mama podaje mi szklankę. Najpierw nalewam mleka (trochę do szklanki, a trochę obok), a potem ustawiam szklankę na odpowiedniej podstawce. Wciskam guzik. Kiedy zapala się na zielono, wiem, że mogę działać. Podnoszę klapkę, wysuwam szufladkę i wkładam kapsułkę do środka. Zasuwam i zamykam. Przechylam wajchę w prawo, kawa zaczyna lecieć, a Mama mnie ostrzega, że jest bardzo gorąca. Kiedy szklanka jest już pełna, a Mama ją zabiera, otwieram szufladkę i wysypuję kapsułkę do pojemniczka na zużyte opakowania po kawie.
Teraz wystarczy pomieszać i można zacząć karmienie…
Sam zrobiłem kanapki, sam włączyłem muzykę i sam zrobiłem kawę. Sam też potrafię zatroszczyć się o moją Siostrę. A troska ta objawia się np. wspólną zabawą…
…ale również zadbaniem o inne potrzeby, np. podaniem wody. Kiedy Marysia zaczyna płakać, mówię: „Nie płacz Dzidźko. Zaraz dam Ci pić.” Wchodzę na szafę, otwieram drzwiczki, wyciągam kubeczek, nalewam wodę i podaję Maryśce.
Koniec? Nie! Jeszcze nie! To, że w domu sam się obsługuję w toalecie, to oczywista oczywistość. To, że w przedszkolu radzę sobie sam, też. Ale od jakiegoś czasu, nie chcę też Mamy pomocy w Skarszewach. Nie chcę i nie potrzebuję! W trakcie muzyki, zachciało mi się siusiu. Do toalety mam blisko. Wystarczy otworzyć drzwi i już. Mama idzie za mną, ale wyraźnie daję jej do zrozumienia, że sam dam radę: „Stop. Idź sobie!” mówię, a Mama posłusznie wychodzi. W końcu wizyta w toalecie, to rzecz bardzo osobista, a ja mam prawo do prywatności. Mama zamyka drzwi, a ja ściągam spodnie, ściągam gatki i siadam na toalecie. Wycieram siusiaka, wyrzucam papier, podciągam gatki, zamykam klapę i spuszczam wodę. A potem idę umyć ręce. Wszystko sam! Bez pilnowania, bez pomagania, bez przypominania!
I ostatni punkt dzisiejszej samodzielności. Po tym jak sam się umyłem, ubrałem piżamę, zjadłem kaszkę i umyłem ząbki, sam idę do łóżka. I sam sobie „czytam” oglądając mój Dziennik Wydarzeń i opowiadając, co się w nim dzieje. A w łóżku obok siedzi mój Brat Antoś, który złapał ostatnio bakcyla do czytania i sam sobie czyta kryminał na dobranoc – „Tajemnicę złota” z serii „Biuro detektywistyczne Lassego i Mai”. A potem, jak na starszego Brata przystało, śpiewając mi kołysanki i głaszcząc po główce, całkiem sam utula mnie do snu. Mój Brat też jest bardzo samodzielny <3
niesamowity ten Staszek! naprawdę sporo potrafi
Zakochana 🙂 Staszek i Antoś i Dzidźka motywują, poprawiają humor, ciekawią, inspirują 🙂 a ich mama jest wielka 🙂 pozdrawia inna mama która jest wdzięczna za blog i życie Fistaszka i jego całej rodziny!