Majówka zbliża się wielkimi krokami, a my wciąż nie wiemy, co robić, gdzie pojechać, kogo odwiedzić i co zobaczyć. Chcemy się ruszyć, ale nie mamy żadnego pomysłu. Wiemy za to, czego nie chcemy. Nie chcemy jechać zbyt daleko, bo nasz samochód może mieć kłopot z pokonaniem długiego dystansu, a poza tym jest dość niewygodny odkąd jest nas pięcioro. Nie chcemy jechać na długo, żeby nie musieć płacić za nocleg poza domem, ani upychać tych wszystkich tobołów, które „na pewno się przydadzą”. No i nie chcemy się nudzić!Z pomocą przychodzi nam Ciocia Ania (ta od Nastki, Baltosa, Wujka Artura i Chałup) i proponuje żebyśmy wspólnie wybrali się do Łeby, do Rodzinnego Parku Rozrywki. Byli tu w zeszłym roku, ale tu jest tak fajnie, że można, a nawet trzeba wracać! Obawiamy się trochę pogody, bo ostatnio płata nam figle, ale na szczęście nie tym razem! Gorąco może nie jest, ale 10°C i słońce też nas cieszy. Najważniejsze, że nie pada.
Ok 11:00 spotykamy się na parkingu – Ciocia Ania, Wujek Artur i Nastka, Ciocia Dorotka, Wujek Maciek i Jasiek, i my – Mama, Tata, Antoś, Marysia i ja. Parking jest duży, bezpłatny i leży tuż przy kasach. Nie ma żadnego problemu ze znalezieniem miejsca, bo pracownik parku, wskazuje nam drogę. Wysiadamy, witamy się z Przyjaciółmi, pakujemy tobołki na wózek Marysi i ruszamy w kierunku kas. Baliśmy się, że z racji majówki będzie tu gigantyczna kolejka, ale na szczęście czekających jest niewielu. Bilety są dość drogie (normalny 59zł, ulgowy 45zł) i nie ma zniżek dla osób niepełnosprawnych, ale…
- dzieci do lat czterech wchodzą za darmo,
- dostajesz mapę całego parku,
- wszystkie atrakcje na terenie parku są w cenie (m.in. plac zabaw, zjeżdżalnie wodne, diabelski płyn, rowery wodne, przejażdżka wśród dinozaurów i podróż w krainie bajek, zamek strachu, indiańska wioska, przejażdżka wozem jaskiniowców),
- nie musisz płacić za toalety, w których jest czysto i niczego nie brakuje,
- teren jest przepięknie zagospodarowany i zadbany,
- przy każdej atrakcji jest pracownik, a każdy z nich jest wyjątkowo miły i pomocny.
Gdybym wiedział, co czeka mnie dalej, pewno nie spędziłbym pierwszych 15 minut u Flinstonów, ale nie wiedziałem. Razem z Jaśkiem okupujemy wioskę jaskiniowców i jakoś nam się spieszy żeby pójść dalej.A dalej jest dużo więcej i dużo lepiej! Po pierwsze są dinozaury! Małe i duże. Tuż pod nosem i takie, których trzeba poszukać. Takie, na których można usiąść i takie, na które można tylko popatrzeć. Roślinożerne, mięsożerne, latające, biegające i pływające. Atakujące i atakowane.
Każde miejsce w parku cieszy oko! Są tu drewniane ścieżki i mosty, wodospady, roślinne tunele, kamienne murki i strumyki. Wszystko zadbane i dopieszczone. Rzekłbym, na najwyższym poziomie.
Przy każdym zwierzaku są tabliczki informacyjne, także można się przy okazji czegoś nauczyć. Wujek Artur dowiaduje się np., że był taki dinozaur – tyranozaur, który zamiast trawy wcinał inne dinozaury!
Oprócz dinozaurów i prehistorycznych ssaków… …są też pierwsi ludzie. Można zobaczyć jak wyglądali, jak mieszkali, jak się ubierali, jakie mieli narzędzia, jak polowali, czym się żywili. A jedli np. mamuty! I one też tu są! Mówiłem na początku, że park jest dostosowany do potrzeb i możliwości osób niepełnosprawnych i faktycznie tak jest. Jest przyjazny i tym bardziej i tym mniej sprawnym, i dzieciom, i dorosłym, i osobom starszym. Chodniki są twarde, równe i wszędzie można się nimi dostać. Jest pełno ławek i miejsc w których można chwilę odpocząć, zjeść przyniesiony prowiant lub kupić coś na miejscu.Kiedy tylko weszliśmy do parku, razem z Jaśkiem władowaliśmy się do pojazdu Flinstonów, ale ten pojazd, choć fajnie wyglądał, to wcale się nie poruszał. Kawałek dalej jest tor i pojazdy, którymi naprawdę można się przejechać. Zamiast przebierania nogami po asfalcie, trzeba co prawda pedałować, ale i tak wyglądają jak prawdziwe. Kilka kroków od pojazdów jaskiniowców są zjeżdżalnie. Nie byle jakie! Cztery do wyboru. Każda bardzo wysoka i napędzana wodą. Siada się w pontonie, w pojedynkę lub w parze i siuuup na sam dół! Mama boi się okrutnie, ale daje radę, choć minę ma przerażoną (co widać na filmiku z naszego wypadu).Mieszkające tu dinozaury są naturalnej wielkości i powiem Wam, że to jest wielki plus. Nic bym nie zrozumiał, gdyby dinozaur miał 2 metry, a byłoby napisane, że prawdziwe, to miały 40. A tu jest tak, jak było. Każdy dinozaur jest taki, jaki był miliony lat temu.Po parku jeżdżą dwie kolejki. Jedna, to kolejka Hobbita, zaczynająca i kończąca swój bieg przy barze Hobbitów (który wygląda jak ich prawdziwa nora), a poruszająca się ścieżkami wokół dinozaurów.Druga jeździ wokół bajek, ale ją zostawiamy sobie na następną wizytę w parku. Bo powiem Wam szczerze, że atrakcji jest tu tak dużo, że ciężko zobaczyć je wszystkie. Dlatego w przyszłym roku zobaczymy:
- Koło Młyńskie (Diabelski Młyn),
- Mini pole golfowe i statek,
- Małpi Gaj,
- Kolejkę Czerwonego Kapturka wraz bajkowymi rzeźbami stojącymi na jej trasie,
- Grotę Bursztynową,
- dwie z czterech wodnych zjeżdżalni,
- Kino 7D,
- kuźnię,
- posiłek w Barze Hobbitów (śniadanie, drugie śniadanie, obiad, deser, podwieczorek, kolacja lub podkurek)…
- i wszystko to, co zdąży się tu jeszcze pojawić. Bo tutejsze atrakcje ciągle się mnożą i co roku pojawia się coś nowego.
Zastanawialiśmy się, czy wyruszyć na „otwarte morze” i przepłynąć się na grzbietach delfinów, bo raz na jakiś czas mocniej zawiewa i wtedy robi się chłodno. Podejmujemy jednak właściwą decyzję i już po chwili wypływają trzy wodne rowery. Ciocia Dorotka, Wujek Maciek i Jasiek, Ciocia Ania, Wujek Artur i Nastka, i w trzecim my – Mama, Antoś i ja. Szczury lądowe zostają na brzegu.Czas na odpoczynek. Zatrzymujemy się przy pirackiej restauracji, gdzie odbywają się animacje dla dzieci. Za swe tańce i zaangażowanie dostaję dyplom – certyfikat pirata i przydomek „Złośliwa Flądra” (który wcale nie pasuje do mojej przyjaznej natury) oraz monetę z prawdziwego plastikowego złota. Antoś dostaje zestaw podobny, tylko imię bardziej pirackie – „Raczek Nieboraczek”.
Za nami jakieś trzy godziny zwiedzania, a tu jeszcze tyle wspaniałych rzeczy do zobaczenia! Poruszając się wśród dinozaurów…
…idziemy zobaczyć kolejną wielką atrakcję – Wioskę Indiańską, w której jest tyle niespodziaanek, że mogłaby być zupełnie oddzielnym parkiem. Bank, saloon, strzelnica, jazda na drewnianym koniu, rodeo na beczce, tipi…
i…kopalnia złota, ulubiona miejscówka Antosia.Kolejne punkt warty zobaczenia, to mini zoo. Są tu króliki, lamy, osły, kuce, kozy, sarny, coś podobnego do krowy i ptaki, a wśród nich najwspanialszy – paw.
Na rynku Lucin – głównym miejscu całego Rodzinnego Parku Rozrywki jest wiele atrakcji. Wśród nich: Grota Bursztynowa, Galeria Minerałów, Sala Kinowa, Dino Szkoła, Bajlandia, Zamek Strachu, Kino 7D i ogromny Plac Zabaw – miejsce, na które przez całą naszą wycieczkę czekał Jasiek.
Mówiłem już o obsłudze parku? Fantastyczni ludzie! Uśmiechnięci, pomocni, pełni zapału do pracy! Przy każdym stanowisku czeka ktoś, dzięki komu korzystanie z atrakcji jest wygodne i bezpieczne. Mama chce mnie zabrać do Zamku Strachu, myśląc że wcale nie będzie tam strasznie… Jednak pan odpowiedzialny za to miejsce przestrzega, że nie jest to odpowiednie miejsce dla takich małych dzieci jak ja, czy nawet Antoś. I dzięki mu za to, bo miałbym teraz koszmarne koszmary! Mama poszła tam z Ciocią Anią i wystraszyły się nie na żarty! Strachy wyjątkowo straszne, głośne, zaskakujące i jak wszystko w tym parku, wyglądające bardzo autentycznie! Zamiast strachów, miły pan poleca nam Bajlandię, którą zwiedza się w trójwymiarowych okularach.To idealne miejsce dla takiego szkraba jak ja. Dużo światełek, postacie z bajek, palma, auta, latający dywan i ciepły głos opowiadający historie pojawiających się tam bohaterów.
Cały Rodzinny Park Rozrywki w Łebie wyceniam na milion punktów na milion możliwych i liczę na to, że jeszcze tu wrócę. Największe plusy daję za:
- to, że wszystkie atrakcje są w cenie biletu,
- gigantyczny plac zabaw,
- animacje dla dzieci,
- to, że nie ma tu kiczu – wszystko jest na najwyższym poziomie estetycznym,
- hurtową ilość ławeczek, dzięki czemu mimo wielu kilometrów w nogach, nie można narzekać na zmęczenie,
- to, że pracowników jest jak „mrówków”, wszyscy są mili, pomocni i zaangażowani,
- to, że jest tu czysto,
- równe ścieżki, dzięki czemu Maniuta, Nastka i Jasiek bez problemu mogą poruszać się wózkiem,
- to, że wszystko jest z dala od miasta, hałasu i zanieczyszczeń,
- to, że jest to atrakcja na cały, długi dzień,
- że wciąż pojawiające się atrakcje dają mi dobry powód, żeby tu wrócić i przeżyć to jeszcze raz.
Ale żaden wypad, nawet w najlepsze miejsce na Ziemi, nie byłby udany, gdyby nie wspaniałe towarzystwo. Fajnie, że z nami byliście Cioci Aniu, Ciociu Dorotko, Wujku Arturze, Wujku Maćku, Nastko i Jaśku! Dziękuję!