Dzisiejsze śniadanie szykuje Tata. Miesza połowę naturalnego Bio Jogurtu Milbone z całym jogurtem malinowym Jogobella. Drugą porcję szykuje Mama, dodając do zestawu jedną, płaską łyżeczkę „Czarów Mamy”, czyli sproszkowanych, liofilizowanych malin od Helpy.Po śniadaniu, idziemy z Mamą i z Figą na spacer. Mamy dużo czasu, także wyjątkowo, nie musimy się nigdzie spieszyć.Jak tak człowiek powędruje trochę na świeżym powietrzu, to od razu robi się głodny. Wracamy do domu, a ja od razu zamawiam drugie śniadanie. Mama proponuje mi małe banany (tak, tak, była wczoraj w Lidlu i zrobiła zapasy), ale zamiast nich wybieram naleśniki.Kiedy cały ciężar rozszerzania mojej diety spoczywa na Mamie, to jest jej zwyczajnie trudno. Nie ma chwili wytchnienia, nie ma zmiennika, który przyjdzie, kiedy Mama nie będzie miała już siły, cierpliwości albo pomysłów. Dzisiaj jest taki dzień, ale… dzisiaj Mama ma moc, ma plan i dużo pomysłów. Na drugie śniadanie wjeżdżają naleśniki z ogromną ilością amarantusa. Nawet wymieszany jest widoczny, także……no chyba, że ze wsparciem. Wtedy prawie wszystko, co jest odrobinę zmodyfikowane, da się jakoś przełknąć.Z pełnym brzuszkiem, ruszam do Skarszew na ostatnie w tym semestrze zajęcia. Następne dopiero we wrześniu. Uczę się więc pilnie (choć nie zawsze chętnie), dziękuję za rok ciężkiej pracy i żegnam z moimi kochanymi terapeutkami (nową panią z Wiejskiego Zakątka, panią Magdą, panią Sylwią, panią Kasią i panią Weroniką), panią Agnieszką, która steruje tym okrętem oraz dbającą o czyste sale, korytarze i toalety panią sprzątaczką. Ogromnie Wam dziękuję za cały Wasz trud, cierpliwość i zaangażowanie! Wiecie, że jak tu jeździmy od tych prawie siedmiu lat, to Mama zawsze czegoś zapomni spakować? Dzisiaj rano, wsiadła zadowolona do samochodu ciesząc się, że w końcu przechytrzyła swoje gapiostwo, że w końcu wszystko spakowała. Jednak, kiedy wysyła mnie na umycie rączek, orientuje się, że obiadek owszem ma, ale zapomniała zabrać pojemnika nabitego prosem, amarantusem i gryką. Także dzisiejszy obiadek, z braku dodatków, jem czysty.Kiedy rano, zapisujesz tytuł roboczy wpisu, kiedy od świtu planujesz to, co ma się wydarzyć po południu, to idzie jakoś łatwiej. Podczas gdy ja, dzielnie pracuję na ostatnich zajęciach, Mama uchyla dekielek od serka waniliowego Tutti i ładuje do środka kilka łyżeczek całkiem nowego Bio Serka Waniliowego Pilos.Miesza, tak jak się da wymieszać przez tę małą dziurkę, a potem, jak gdyby nigdy nic, wyciąga zamknięty serek z naszej przenośnej „lodówki”. Otwiera go przy mnie i stawia na stoliku, a ja… jem! Jem, nie wypluwam, nie krzywię się, nie odsuwam. Jem i mi bardzo smakuje!Miks serkowy już zjedzony. Mama wysyła mnie na umycie buźki, a w tym czasie, do pustego już pojemnika po serku Tutti, przekłada resztę Bio Serka. Kiedy wracam, pokazuje mi, że mam tu jeszcze coś do wyskrobania. Siadam i zajadam, bez żadnych ułatwień, bez znanego mi smaku, wyglądu i zapachu, po raz pierwszy w moim życiu, całkiem nowy – Bio Serek homogenizowany, waniliowy Pilos.Odbieramy Antosia z domu i Marysię z przedszkola i ruszamy na basen. W drodze zagryzam sobie kolejny gryzak-oswajak. Tym razem jest to liść jarmużu.Przed wyjazdem ze Skarszew zjadłem żółty obiadek i w sumie dwa serki waniliowe, jednak znów czuję głód. Pytam Mamę, czy ma banany. Mama po raz kolejny proponuje mi Baby Bananas, jednak, ku mojej uciesze, znajduję w samochodzie jednego dużego, zwykłego, żółtego banana. Mamy propozycję puszczam więc mimo uszu i zajadam to, co sam zdobyłem.
Dojechaliśmy na basen. Mama przekazuje Tacie mnie i małe banany, jednak od razu zapowiadam, że nie zamierzam ich jeść i tego się trzymam. Mimo kilku prób, ani razu nie zdecydowałem się dziś na proponowane mi bananowe dzieci.
Po basenie, jadę z Tatą na imieniny Cioci Gosi. Mama ma dla mnie naleśniki. Chciałaby zrobić mi jakiegoś psikusa, dosypać jakiś wiórów, albo kulek, ale na moje szczęście, a Mamy nieszczęście, Ciocia nie ma ani prosa, ani amarantusa, ani gryki. Za to ma… ojej! Za to ma coś takiego, jakby robakowatego!Mama miesza naleśniki i małe żuczki (tak naprawdę są to nasionka chia) stają się niewidoczne. Siadam i zajadam ze smakiem……dopóki nie dostrzegam w środku intruza.Zaniepokojony patrzę w słoik, spoglądam na Mamę, podnoszę napełnioną naleśnikami i czarnymi kropkami łyżeczkę, i mówię: „Mamo, zobacz, co tu jest…”Mama na to: „To nic takiego Stasiu, możesz jeść.” I wiecie co? Jem! Widzę czarne nasionka chia w moich znanych, lubianych i bezpiecznych naleśnikach, a mimo to nie przerywam posiłku! Zjadam cały słoik!Ostatni posiłek zaplanowany na dziś, to oczywiście kaszka. Nie mamy zbyt wielu pomysłów na jej zmodyfikowanie. Od ponad dwudziestu dni, jem ją na zmianę z mlekiem kozim, krowim UHT lub krowim prosto od krowy. Owsiankę, albo owsiankę z dodatkiem kaszki „7 ziaren”. Mama planuje dokupić jakieś zdrowe kaszki Helpa i kaszkę manną Bobovita (albo jakąś inną z serii „Porcja Zbóż”), żeby mieć większe pole do popisu, a tymczasem, z braku innych składników, miesza mi resztkę koziego mleka, z dużą ilością mleka krowiego UHT, podgrzewa, dosypuje dużo owsianki i mało kaszki „7 ziaren” i tyle. Koniec czarów na dziś.
Czyta się jak najlepszy kryminał!
Dzielny Stach! Może owsiankę na jakimś ciekawym mleku? Np kokosowe, migdałowe. Można też do płatków owsianych dodać trochę jęczmiennych lub ryżowych. Owsianka jest w konsystencji dość różnorodna i łatwo tam coś „schować”. Do gotowania dorzucić odrobinkę białego sezamu, wiórków kokosowych, ekspandowanej jaglanki… Życzę powodzenia i wytrwałości w rozszerzaniu diety! Trudne wyzwania przed mamą.
Je sie nie chce madrzyc, ale gdyby tak do tej kaszki pol czy cwierc, lyzeczki tartego jablka, albo gruszki, albo innego przecieru dla niemowlat, tak zeby koloru nie popsuc ale udziwnic…
BRAWO dla Mamy i Taty! tak trzymajcie dalej <3