Tylko u Babci

Ci, co obserwują mnie na facebooku wiedzą, że moja kilkudniowa nieobecność na blogu wynika z tego, że wyjechałem na urlop. Każdy musi czasem odpocząć i ja też musiałem. Od Rodziców, od Brata, od Figi, od mojego domku i od przedszkola. Wziąłem za to Szczurka, Marysię i dobry humor i pojechałem do Babci Asi. Pewnie Was ciekawi, jak sobie radziliśmy w tym czasie z jedzeniem. Powiem Wam… świetnie! Lepiej niż w domu. Nie wiem jak Babcia tego dokonała, nie wiem jak ja tego dokonałem, ale zrobiliśmy to! Co? Już Wam opowiadam!

  • Po pierwsze jadłem serki z miseczki. Jak to możliwe? Ano tak, że Babcia zapomniała i wyrzuciła opakowanie po serku „Maćkowy”. Wyrzuciła i nie miała do czego przewalać oszukanych serków, więc przekładała je do miski. Mówiłem Babci, że serki jem z pojemnika, ale Babcia na to, że z pojemnika je się na wycieczce i tyle. Cóż było robić? Zjadłem. Zjadłem i smakowało tak samo dobrze, jak z pudełka. A jak już zjadłem, to Babcia pokazała mi opakowanie od oszukanego serka, który dostałem i oznajmiła, że taki właśnie trafił przez buzię do mojego brzuszka.
  • Sam wybierałem kulki, które lubię (nasionka chia, amarantusa, proso i grykę) i dodawałem do mojego jogurtu i kaszki. Jak to się stało? Ano tak… Babcia dołożyła mi do malinowej Jogobelli trochę naturalnego Bio Jogurtu i trochę całkiem nowej bananowej Jogobelli. Coś mi tam nie pasowało, ale nie do końca wiedziałem co, więc powiedziałem Babci: „Ej, wsypałaś mi kulki!”, a Babcia na to: „Ojej, Stasiu! Zapomnieliśmy o kulkach! Wybierz, które lubisz, to je dodamy.”, a ja zamiast powiedzieć, że żadne, wybrałem wszystkie z mojego przenośnego pojemnika. Babcia wysypywała mi je na rączkę, a potem ja, z Babci pomocą, przechylałem rączkę i wsypywałem wszystko do miski. Mieszałem i zjadałem. Takie cuda!
  • Po trzecie, jak już wspomniałem, pojawił się, choć póki co w niewielkiej ilości, jogurt bananowy.

I chyba tyle, jeśli chodzi o największe sukcesy ostatnich dni. Babcia dosypywała mi również sproszkowanych owoców od HELPA, ale te próbowałem już wcześniej z Mamą, także choć mogę poczytać to za sukces, to jednak nie tak ogromny, jak jedzenie serków z miseczki, samodzielne wybieranie i wsypywanie „krombków” do kaszki i jogurtu, czy pojawienie się w mojej diecie bananowego jogurtu.

Marysia także próbowała mi pomóc, dodając do mojej kaszki keczup od swojej parówki, czy krążki cheerios ze swojego mleka, tłumacząc swoje okropne zachowanie tym, że nie chce, żeby miał żółte ręce i nogi (od nadmiaru karotenu). Tego jednak nie przełknąłem. Co za dużo, to niezdrowo.

Jednak jeśli myślicie, że te zmiany są trwałe, że od teraz już na zawsze będę samodzielnie, świadomie i dobrowolnie dosypywać ziarna do mojego jedzenia, albo jeść serek z miseczki, to już wyprowadzam Was z błędu, tak jak wcześniej wyprowadziłem Rodziców. Obiadki, naleśniki i kaszkę z dodatkami oraz serki z miseczki, jem tylko u Babci. Nie pytajcie dlaczego… sam tego nie wiem.Choć Mama tego nie mówi, choć tego nie pokazuje, jest jej smutno. Po każdym sukcesie liczy nie tylko na to, że się on utrzyma… liczy na więcej. Tymczasem najczęściej jest zupełnie odwrotnie, zamiast kolejnego susa do przodu, są dwa kroki do tyłu i to jest dla Mamy bardzo trudne. Pisze do Babci smsa, że nie chcę niczego dosypywać, że twierdzę, że dosypuję tylko u Babci. Babcia oddzwania i…

Może nie tyle ile u Babci, ale jednak… kilka amarantusów przeskoczyło z mojej rączki do mojej kaszki. Mały, ale jednak jest. Sukces!

PS Kiedy nie było mnie w domu, przyszły do nas wygrane przez Mamę „Różdżki Smaku” od HELPA. Także mimo smuteczku związanego z tym, że nie wybieram, nie dosypuję, nie mieszam i nie zjadam jak u Babci, jest siła, moc i motywacja do dalszego działania.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *