Tym razem sam odrabiam moją pracę domową

O 6:30 zagląda do mnie Mama. Na łyżeczce przynosi rozgnieciony i rozpuszczony w wodzie euthyrox. Za pół godziny będę mógł jeść. Czas oczekiwania umilam sobie drzemką. W tym czasie Mama czaruje już w kuchni. Do plastikowej miseczki z IKEA nakłada cały jogurt truskawkowy Jogobella, cały Bio Jogurt naturalny i jedną łyżeczkę liofilizowanych, sproszkowanych truskawek od Helpa. Kiedy wchodzę do kuchni, śniadanie czeka już na stole.Mówię Mamie, że wolałbym jogurt malinowy, ale ostatecznie siadam i zajadam. Odkąd Rodzice zaczęli modyfikować moje posiłki, mam słabszy apetyt. Nie jem z łakomstwa, nie jem dlatego, że coś mi wyjątkowo smakuje (bo chyba nie do końca smakuje), a dlatego, żeby nie być głodnym. Nie inaczej jest i dziś. Zjadam połowę porcji, po czym wstaję od stołu. Mama woła mnie do kuchni i pyta, czy ma mnie pokarmić, czy zjem jeszcze troszkę żeby brzuszek nie był głodny. Bez mrugnięcia okiem opróżniam całą miseczkę. Do przedszkola, standardowo, zabieram naleśniki i banana. Na obiad podają dziś ziemniaki z surówką i pałkę z kurczaka. Choć niczego nie zjadam, to muszę powiedzieć, że robię coś wyjątkowego, coś co nawet dla mojej Mamy byłoby trudne. Chwytam kurczaka w dłoń, a drugą ręką zsuwam mięso z kości. Ściskam, obieram, gniotę w dłoniach i puszczam, ściskam, obieram, gniotę w dłoniach i puszczam. Ponieważ bardzo lubię bawić się w psa, pani Iwonka proponuję abym wziął kość do buzi, tak jak robi to pies. Fifi pokazuje mi jak to zrobić, ale ja jestem bardzo ostrożny. Rozdziawiam paszczę, jakbym siedział właśnie u dentysty i delikatnie, tak aby nie dotknąć żadnego zęba, języka, ust, czy wnętrza polika, powoli wsuwam kość do buzi. I to by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze próbowanie.Wracamy do domu. Mama wzięła mi na drogę małe banany. Grzecznie odmawiam. Po powrocie do domu, zjadam obiadek. Przynoszę słoik i wyciągam łyżeczkę. Widzę, że Mama otwiera już słoik, także da bezpieczeństwa, siadam przy stole i mówię jej, żeby to ona podała miseczkę. Po miseczkę idzie jednak Marysia. Mama pilnuje słoika, a ja pilnuję Mamy. Nie wiem jak to się dzieje, ale opuszczam swój posterunek i zgodnie z Mamy poleceniem, idę umyć ręce. Mama korzysta z chwili (ostatecznie wysłała mnie właśnie po to, by tę chwilę zyskać) i dosypuje do słoika proso i nasionka chia. Kiedy kończę jeść obiadek, Mama idzie grzebać w plastikowych śmieciach. Wyciąga stamtąd opakowanie po serku Tutti, myje je dokładnie, wyciera i skrada się z nim do lodówki. Tam, schowana przed wszystkowidzącym wzrokiem, ładuje do pustego pudełka, cały nowy Bio Serek waniliowy od Pilosa. Niczego nie podejrzewając, niczego nie wyczuwając, a może akceptując po prostu wyczuwane zmiany, zjadam cały, nie całkiem obcy serek. Po obiedzie, chcialbym iść porysować, jednak Mama, ma dla mnie jeszcze jedno zadanie. Potrzebuje mojej pomocy w krojeniu banana. Podaje mi deskę, trzy noże do wyboru, miseczkę i dużego, żółtego banana w skórce. Krok po kroku mówi mi, co mam robić, a ja samodzielnie wykonuję zadaną przez panią Martę pracę domową. Muszę jednak przyznać, że trochę popłynąłem…

Figa zjadła już swój tort i otrzymane w prezencie imieninowym (Nie wiedzieliście, że dziś w kalendarzu są imieniny Figi? W Waszym nie ma? To koniecznie sobie zapiszcie, żebyście wiedzieli, kiedy świętować!) suszone szprotki. Teraz mogę wziąć się już za rysowanie, zabawy w ogrodzie, odwiedziny u sąsiada rolnika, jego piesków, małego cielaczka, dużych krów, kotów i kur. Mama miała plan, żeby na kolację zrobić mi dziś owsiankę na całkiem nowym, owsianym mleku. To jednak nie ma sensu, bo właśnie przywieźliśmy z Tatą litr świeżego, ciepłego jeszcze mleka, prosto od krowy. Także mleko roślinne musi poczekać, a dziś zjem sobie owsiankę z „krombkami” na mleku krowim.Jestem już po kolacji, umyty, w piżamce. Czekam na bajkę, kiedy Mama podpisuje zdjęcia do dzisiejszego wpisu. Zaglądam jej przez ramię, a moim oczom ukazują się prawdziwe cuda! Moja miska z jogurtem pełna jakiegoś czerwonego proszku, słoik z obiadkiem, a w nim jakieś „krombki” (tym razem chodzi o nasionka chia i ekspandowane proso)… Pytam Mamę: „Co to?”, „Co jest w mojej miseczce?”, „A co tam jest w moim obiadku?”, „Co mi tam wrzuciłaś?”, a Mama wszystko mi wyjaśnia, mówi co tam jest oraz informuje mnie, że dzisiaj to zjadłem. Nie mogę w to uwierzyć… Czy ty możliwe? Że zjadłem? Że nie zauważyłem? Że nie poczułem? Ostatecznie przyjmuję wersję z obiadkiem, ale jeśli chodzi o jogurt, to… nie, to jest niemożliwe. Takiego jogurtu jak na zdjęciu, to ja nie lubię. Jest też zdjęcie z serkiem, a właściwie z pustym kubeczkiem po serku Tutti i zamkniętym jeszcze Bio Serkiem Pilos. Pytam się Mamy, który jadłem. Mama wskazuje na Bio. E tam! Chyba jednak coś jej się pomyliło. Przecież dobrze widzę, że na kolejnym zdjęciu jest pełen pojemnik serka Tutti. A skoro jest pełen pojemnik Tutti, a ja taki dostałem, to znaczy, że właśnie taki zjadłem, nawet jeśli Mama twierdzi coś innego.

Ufff, to był całkiem dobry dzień. Dużo nam się udało osiągnąć. Możemy byś z siebie dumni i naprawdę jesteśmy!


Jeden komentarz do wpisu “Tym razem sam odrabiam moją pracę domową

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *