Miało być krok po kroku, dzień po dniu, ale tak się nie da. W środę i w czwartek na zajęciach byłem z Tatą (żeby Mama i Maniuta mogły się trochę nacieszyć dzidziusiowo-mamusiowym zwyczajnym życiem bez latania po turnusach), a jak jestem z Tatą, to materiału z zajęć raczej nie przynoszę. Nie ma zdjęć, nie ma filmów, nie ma o czym mówić.
Z racji turnusu, do przedszkola nie chodzę, ale Mama i owszem. Czwartkowym popołudniem wybiera się do Wielkiej Przygody żeby dowiedzieć się, jak sobie radzę. A radzę sobie całkiem nieźle i Mama jest ze mnie bardzo dumna i okropnie wzruszona. I tym, że chodzę tak chętnie, i tym że jestem taki samodzielny, i tym że coraz chętniej bawię się z dziećmi, i tym że tak fajnie uczestniczę w zabawach grupowych (co miała okazję zaobserwować na turnusie) i tym, że taki ze mnie zuch. Razem z p. Agnieszką omawia plan działa, czyli ustala, co musimy zrobić żeby było jeszcze lepiej. Na pierwsze miejsce wysuwa się sprawa jedzenia. Bo choć jem ładnie i samodzielnie i rzadko kiedy odmawiam i raczej nigdy się nie opycham, to jednak problem jest, bo nadal żywię się tylko dzidziusiową paciają ze słoików. I to trzeba zmienić. Doszły mnie słuchy, że po feriach wracam do przedszkola bez torby z prowiantem. Jeszcze zobaczymy…
No, a w piątek…
…znów śmigam z Mamą i z Maniutą, więc mam o czym opowiadać. Prawie mam. Bo w sumie to jestem dzisiaj jakiś taki zmęczony, jakiś taki nieswój i nie pracuję tak fajnie jakbym mógł. No, ale kto nie jest zmęczony w piątek?
Zaczynam od zajęć z Adą. Strasznie się na te zajęcia cieszę, bo nikt nie ma takich wspaniałych pomocy do pracy, jak Ada! Ada wszystko robi sama, więc nie istnieje ryzyko, że zaraz napotkam coś takiego samego w kolejnym gabinecie i będę musiał udawać, że świetnie się bawię, że wow i że jestem zaskoczony, i że taka nowość, a tak naprawdę będę się koszmarnie nudził przerabiając to samo, tym samym, po raz trzeci z rzędu. Ady pomoce są super i jedyne w swoim rodzaju. I Ada też jest super.
Byłoby więcej i więcej, ale Maniuta zaczęła trochę przeszkadzać, więc poszła sobie z Mamą. Ale nie ma tego złego… zamiast pozować, możemy pracować 😉
Po zajęciach z Adą maszeruję na zajęcia grupowe. Dzisiaj czeka nas piłkowe szaleństwo i urządzanie domu na kartce. Basia rozdaje papierowe domki i papierowe meble, a my przyklejamy je w odpowiednich okienkach.
Najwięcej zajęć turnusowych przeznaczonych jest na Metodę Krakowską. Każdego dnia mam 2 lub 3 spotkania z terapeutami, z którymi ćwiczę pamięć, koncentrację, logiczne myślenie, mówienie i czytanie. Trochę mniej jest grupowych zajęć muzycznych i tematycznych – codziennie po każdym z nich. A najmniej mam zajęć matematycznych z klockami Numicon – raz na kilka dni. I dzisiaj jest ten dzień. Poznaję, dotykam, oswajam się, wtykam palce w dziurki, zapełniam planszę, układam sekwencje, buduję wieże.
Po ciężkiej pracy, czas na relaks przy muzyce z naszą najlepszą Agnieszką.
Na samym końcu pierwszego tygodnia V Warsztatów Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i Numiconem, mam zajęcia z Pauliną. Paulina na stałe pracuje w naszej Fundacji i już niedługo będę miał ją w moim napiętym grafiku 🙂
Pierwszy tydzień ciężkiej pracy mam już za sobą i… wszystko byłoby dobrze, gdyby nie gorączka, która nachodzi mnie wieczorem. Niby czuję się dobrze, niby nie mam kataru, niby nie mam kaszlu, niby nic mnie nie boli, a jednak coś się dzieje. Termometr pokazuje 39,5°C. Oby to było tylko turnusowe zmęczenie.