W środę…
…jak zawsze (od niedawna) wyruszam z Mamą do Skarszew. Zaczynamy turbo wcześnie, bo zaszły zmiany w moim nowym planie. Wstajemy więc o 6:30 (coś okropnego!), zawozimy Antosia do przedszkola i ruszamy w naszą trasę.Zaczynam o 9:00 rehabilitacją z… uwaga, uwaga… z panią Anią Ćwiczę chodzenie bokiem (i serio coraz lepiej mi to wychodzi), wstawanie na jeżach, pracuję nad równowagą i wstawaniem z prawej nóżki. Plan się zmienił i teraz zamiast 30 minut ćwiczę 45 min. Dobra nasza! Jak ćwiczyć, to na maksa! Wczesna pora ćwiczeń też widać mi odpowiada, bo nie marudzę nic, a nic.
Po ćwiczeniach mam przerwę śniadaniową. Zjadam więc swój miks, a potem czworakuję korytarzem tam, gdzie mnie nóżki poniosą. A ponoszą mnie do przymkniętego pokoju p. Kasi. Otwieram więc drzwi i nie czekając na zaproszenie wchodzę Jednak na spotkanie z p. Kasią jest jeszcze za wcześnie. Najpierw p. Michał.
Pan Michał przygotował dla mnie pudełko. Niezbyt szykowne, za to niezwykle interesujące, bo z dziurą. Wkładam rączkę do środka, grzebię, wiercę, wyszukuję i wyciągam różne skarby. Nie wszystkie są wspaniałe, ale samo szukanie i tak sprawia mi największą frajdę Następne zadanie to… rysowanie. Malowałem już kiedyś z Antosiem, malowałem z p. Kasią, ale rysowania jakoś nie pamiętam…, no może raz w Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej, kiedy starałem się dostać Opinię o Potrzebie Wczesnego Wspomagania Rozwoju – WWR (która dodaje dwie dodatkowe godziny ćwiczeń, z których korzystam w Skarszewach). To było jednak dawno temu, byłem wtedy małym żuczkiem i wcale rysować nie potrafiłem. Teraz to co innego! Z pomocą p. Michała wychodzą mi naprawdę wspaniałe bohomazy.
Jednak z tych wszystkich zabaw najbardziej lubię sprężynkę
W czasie zajęć próbuję zbudować też wieżę z klocków i z większą lub mniejszą pomocą nawet mi to wychodzi.
Pół godziny mija szybko i czas już na zamianę. Ja idę do p. Kasi, a mój kolega Oskar do p. Michała.
Zaczynamy. A dziś znów ćwiczymy wykonywanie poleceń… „daj, weź, wrzuć”, bo choć ostatnio szło mi dość dobrze, to nie miałem zbyt wielkiej ochoty na to, by pokazać że wszystko rozumiem i potrafię.
Wykonuję też podobne ćwiczenie do tego, które robiłem u okulisty, tyle że nieco łatwiejsze, bo mam mniej rzeczy do wyboru, a do tego są one prawdziwe, a nie narysowane. P. Kasia daje mi jedną rzecz do rączki, a pokazuje dwie. Mam wybrać tą, która pasuje do tej, którą już trzymam.
Pani mówi, że w czasie tego ćwiczenia można mi podpowiadać i właściwy przedmiot wysunąć do przodu, albo nim pomachać. Wtedy łatwiej będzie mi zrozumieć o co chodzi. A jak już prawidłowo wybiorę, to pani mówi: „Tak Stasiu, to jest różowa skarpetka. Taka jak Twoja.” Dzięki temu łatwiej będzie mi to zapamiętać i za jakiś czas nie będę już potrzebował podpowiedzi.
Kończę i ile sił w kołach pędzę z Mamą do Gdańska. Mamy taki plan, żeby zdążyć do kina. Jesteśmy w samą porę. A oprócz nas jest też Szymek z Ciocia Anetką. Film jest zdecydowanie nie dla dzieci, ale prawie nie podglądam A że trwa tylko 1,5h to przez cały seans (z krótkimi wyjątkami) jestem super grzeczny, żeby Mamie było miło, że ma takiego fajnego synka. Po kinie jedziemy po Antosia do przedszkola, bo on bardzo za nami tęskni. Tak się spieszymy, że trafiamy na leżakowanie i musimy troszkę poczekać. Odbieramy go i zaproszeni przez Ciocię Magdę, jedziemy do Mateuszka i Kasi.
A czwartek…
…rozpoczynam od zakończenia. Dziś mam ostatnie zajęcia na „Polankach”. Straszliwie szybko zleciało! Ten czas pędzący robi mi takie właśnie psikusy, że zanim się obejrzę, już jest po wszystkim. O 14:00 miałem mieć drugie zajęcia w tym dniu – logopedę w OWI w Gdyni, a o 16:00 trzecie – psychologa w OWI w Gdańsku (swoją drogą niezłe kokojambo – tylko 3 zajęcia, w sumie tylko 2h godziny, a 3 różne placówki i 3 rozwleczone pory, czyli cały dzień zajęty, cały dzień w drodze). Jednak odwołuję zajęcia w OWI i zamiast tego wyruszam z Mamą i Antkiem do Skarszew na festyn z okazji Dnia Godności Osoby z Niepełnosprawnością Intelektualną. Zaczynamy od wielkiej i głośnej parady przez całe miasto – super, wspaniałe, wzruszające wydarzenie, a potem wracamy na teren ośrodka i bawimy się i bawimy. Choć przyznam, że ja nie najlepiej, bo dość mocno dokuczają mi rosnące ząbki. Ale i tak jest fajnie. Piękna pogoda, miła muzyka, fajni ludzie… żyć, nie umierać. Z moich Przyjaciół prawie nikt nie dotarł… nie ma Lenki, Majki, Szymka, Amelki, Adasia, Maksia, Mateuszka, Matiego, Ani… za to jest Agatka (z Mikołajem), Oskar i Justin. A dziś poznaję jeszcze jednego nowego kolegę – Hubcia…
…który jest starszy ode mnie o 5 miesięcy.
Na festyn przyjechał też Pan Ważny z PFRONu. Mam nadzieję, że podobało mu się na tyle, że pomoże odkręcić kurki i pieniądze na dalsze funkcjonowanie Zespołu Terapeutycznego popłyną grubym i wartkim strumieniem. Póki co łatamy dziury naszymi dużymi i małymi wpłatami i wpłatkami.