Jakiś czas temu, dzięki Waszemu wsparciu, chodziłem do Szkoły Jedzenia. Napisałem Wam, że idę, ale nie napisałem jak było, a w sumie jestem Wam to winien. Tymczasem nic o tym, co robiłem, nic o tym czego się nauczyłem, nic o tym, czego nauczyli się moi Rodzice. I teraz nie wiem, czy zacząć od dziś i tego COŚ, co stało się powodem do wypuszczenia w świat nowego posta, czy cofnąć się w czasie i napisać parę słów o turnusie…
Niech będzie porządnie, czyli od początku…
- Co robiłem?
- codziennie od 9. do 14. maja chodziłem na zajęcia do Szkoły Jedzenia. Od poniedziałku do piątku jeździłem na dwie zmiany – poranną od 9/10:00 do 11/12/13:00 i popołudniową od 15/16:00 do 18/19:00. Dojazdy, choć daleko nie było, były dość kłopotliwe, głównie ze względu na problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego i fakt, że mam Brata, którego w między czasie trzeba było zaprowadzać do szkoły i odbierać, i Siostrę, która musiała ze mną jeździć. Żeby to wszystko ogarnąć musieliśmy włączyć do akcji dwie Babcie, a i tak nie obyło się bez wyrwania trzech dni z cennego urlopu Taty.
- chodziłem na zajęcia z neurologopedami, z którymi ćwiczyłem gryzienie i przeżuwanie na gryzakach, ruchy języka – przód, tył, lewo, prawo, góra, dół, oblizywanie itp., zabawy naprzemienne itp. Na piknik, w czasie którego miałem dostęp do różnych produktów. Mogłem jeść i pić to, na co miałem ochotę. A miałem ochotę oczywiście tylko na to, co znałem. Pierwszego dnia wciągnąłem dwa jogurty Jogobella – truskawkowy i malinowy, czyli te, które zwykle zjadam na śniadanie. Moich ulubionych serków i naleśników nie znalazłem, więc drugiego dnia zapakowałem do plecaka własny prowiant i podczas pikniku zjadłem tylko swoje naleśniki. Podczas kolejnych spotkań niczego już nie jadłem, za to obserwowałem, co jedzą inni, albo gotowałem różne pyszności z zabawek.
Chodziłem też na zajęcia z integracji sensorycznej, na zajęcia muzyczne – KinderMusic i na spotkania z psychologiem, a wszystko to miało pośrednio lub bezpośrednio pomóc mi przezwyciężyć jedzeniowy problem. Czy się udało? Zobaczymy za jakiś czas.
- Czego się nauczyłem?
- pracować na zasadzie „start”, „stop”, „start”, „stop”, czyli zaczynać i przerywać. „Stop” stało się moim hasłem bezpieczeństwa i wypowiadam je czasem zamiast „nie chcę”, „zostaw”.
- komunikować, że nie chcę już się bawić – zamiast np. rzucać czymś, czego już nie chcę, odkładać i mówić, co mi leży na duchu.
- udoskonaliłem zabawy naprzemienne.
- Czego nauczyli się Rodzice?
- Dzieci chętnie próbują „po raz pierwszy”, kiedy nikt nie patrzy.
- Dziecko nie wie, że musi jeść żeby żyć, więc korzyścią jest wspólny, miły i spokojny czas.
- Położyć gdzieś tam jedzenie, żeby Staszek mógł próbować nowości sam z siebie, spontanicznie, bez nacisku.
- Jedzenie powinno być podawane w takiej formie jaką dziecko lubi i z jaką sobie radzi. Jak papki, to papki, a resztę wyćwiczy się na gryzakach logopedycznych lub pałeczkach od bębenka 😉
- Ciekawe jest to, co w cudzej misce, więc warto jeść wspólnie. Najlepiej zawsze.
- Nigdy nie zmuszać do jedzenia, nie decydować za dziecko co ma jeść i ile ma zjeść. Nie mówić „za babcię, za dziadka…”, „jak nie zjesz, to nie odejdziesz od stołu”, „jak nie zjesz, to niczego innego nie dostaniesz” itp.
- Dla dzieci z osłabionym napięciem mięśniowym jedzenie jest dużym wysiłkiem i ciągnie się w nieskończoność, więc jest strasznie nudne.
- Dzieci boją się strofowania – że brudno, że nachlapał, że źle.
- Dać jeść zanim dziecko jest „za głodne”.
- Jedyne, co dzieci mogą kontrolować i pokazać swoją autonomię, to jedzenie i wypróżnianie. Jeśli dziecko nie może decydować w innych sferach, to decyduje w tych, nad którymi inni nie mają kontroli.
- Kiedy jest za dużo na talerzu, to meta wydaje się być strasznie odległa, a to bardzo zniechęca do podjęcia wysiłku.
- Jedzenie nie może być karą, ani nagrodą.
- Nie podawać nieakceptowanego pokarmu podstępem, nie wtykać do lubianego słoika innego jedzenia. (A ja i tak bym to wyczuł!).
- Posiłek dziecka powinien trwać maksymalnie 20 minut, a przerwy pomiędzy posiłkami powinny trwać ok 3h.
- Jedzenie bez zabawy – bajek, śpiewów, cyrków itp. Dziecko ma być świadome tego, że je.
- Nie przeszkadzać w jedzeniu! Nie mówić „zjedz tak, albo tak”, „a pogryź dobrze”, „a spróbuj tego”.
- Chwalić za sukces.
- Nie pomagać na siłę, ale pomagać, kiedy dziecko potrzebuje wsparcia.
- Nie narzucać dziecku, co ma jeść, bo dorośli też lubią sami wybierać. Dać wybór – mały, z dwóch rzeczy, ale dać.
- Co dalej?
- Jak tylko skończę stałe zajęcia dodatkowe (byle do wakacji!), wrócę do Szkoły Jedzenia na zajęcia z neurlogopedą (p. Asia Sitarz <3). Czy wybiorę jeszcze jakieś, będzie zależało od tego, czy wszystko da się zgrać w czasie i od mojej zdolności kredytowej 😉
- Koniec z fartuszkami i śliniaczkami! Jedzenie nie jest złe, więc brudzenie się nim też takie nie jest.
- Nadal jem, to co chcę! I mam wybór – to, czy to? Tak zresztą było do tej pory. Sam sobie często zadaję to pytanie, kiedy włamuję się do spiżarki.
- Wspólne gotowanie! To uwielbiam, ale niestety nie zawsze mamy na to czas. Plan na najbliższą przyszłość – naleśniki z jabłkami i jogurcik z truskawkami, czyli coś, co lubię.
- Nie mam już być zachęcany do próbowania… to chyba największe wyzwanie, bo po prostu trzeba odpuścić, a odpuszczenia kojarzy się z przegraną.
- Koniec z mówieniem, o tym że mam trudności w jedzeniu! Im więcej wszyscy o tym mówią, tym większy staje się problem.
- Kiedy mam potrzebę gryzienia – mam „zajadać” elastyczne gryzaki.
- Zgrzytanie. Robaków nie mam. Niestety. Tak byłoby najprościej. Skoro jednak nie one są przyczyną, to – przyczyny są inne. Najprawdopodobniej trzy – wynikające z potrzeby stymulacji sensorycznej, z potrzeby gryzienia i ze stresu przy wykonywaniu jakiegoś trudnego zadania. Co z tym zrobić? Nie komentować, a opukiwać buźkę w celu rozluźnienia mięśni żuchwy i dawać gryzaki.
- Mam myć zęby szczoteczką elektryczną. (Robię to odkąd przyniósł mi taką Mikołaj).
- Każdy ma prawo być zmęczony i nie chcieć czegoś robić. Ja też. I mam prawo, żeby te moje zmęczenie, znużenie, czy niechęć były respektowane.
- Wśród wszystkich zajęć, które mam musi znaleźć się czas na odpoczynek i zabawę. Spoko koko, dobrze jest!
- Mam oswajać się z różnymi fakturami i zapachami, a także dotykiem rozpoznawać przedmioty.
- Rączkami ćwiczyć to, co robić ma buzia.