Hej ho, hej ho, na koniec świata by się szło… to już dziś! Wyruszam z Antkiem i Rodzicami na obiecany Zaczarowany Świat Dziecka Niepełnosprawnego do Osieka. Wiedziałem, że będzie daleko, nie wiedziałem że aż tak – prawie 100 km w jedną stronę! 🙂 Atrakcji jest tu z milion. Staram się z wszystkiego skorzystać, ale nie da rady, nie mam tyle czasu, dzień jest za krótki.
Organizatorem tej imprezy jest Stowarzyszenie Dobry Brat, ale ja jestem tu dlatego, że mam moje Skarszewy i Zespół Terapeutyczny. Gdybym ich nie miał, to bym nic o tym nie wiedział.
Wchodzimy na teren ośrodka, a Mama leci już z Antkiem na pierwszą atrakcję – przejażdżkę na najprawdziwszym motorze. Niestety ja jestem na nią jeszcze za malutki. Za to dzielnie im kibicuję żeby nie pospadali. Kolejne atrakcje są już dla mnie dostępne – nadmuchiwana zjeżdżalnia, basen pełen piłek, zwiedzanie wojskowej bryki, koncert.
Do największych atrakcji zaliczam jednak konia (na którego się nie załapałem, bo przyszedłem za późno) i kąpiel w strażackiej pianie. Choć muszę przyznać, że Antek napędza nam w niej straszliwego stracha. Przewraca się i zupełnie go nie widać, a osób jest tam tyle, że ciężko go odszukać. Na szczęście Mama oddaje mnie szybko Tacie i odnajduje mojego Antosia…
Nie ma to jak kąpiel z pianką 🙂
Jak to po kąpieli, wszyscy jesteśmy przemoczeni. Dobrze, że wzięliśmy na zmianę ciepłe ubrania – na wypadek zmiany pogody. Przebrani i najedzeni wsiadamy do samochodu. Jest 19:30, a dzień był pełen wrażeń, więc oboje zasypiamy w drodze i… oboje wyspani budzimy się pod domem 🙂
A wiecie, że od dziś mam 16 miesięcy? Co się zmieniło od ubiegłego miesiąca? A co od jeszcze bardziej ubiegłego? Hmmm…
- potrafię chodzić przy meblach!,
- byłem w dwutygodniku i w Gazecie Wyborczej,
- występowałem na pokazie mody,
- mam osiem zębów (górne jedynki, dwójki i czwórki, dolne jedynki),
- chętnie, sam z siebie na zawołanie robię „papa”,
- jak coś mnie zainteresuje mówię „to” lub „co to?”,
- zacząłem mówić sporo nowych słówek (nic konkretnego, ale na bogato),
- a dziś udało mi się samemu podnieść z pozycji niedźwiedzia (trzymałem ręce na Taty nodze, która leżała na kocu), puścić, wyprostować i chwilkę tak ustać!
świetny bobas;]
Dzięki 😀
Ile atrakcji! Najbardziej podoba mi się piana 😀
Mi też najbardziej spodobała się piana, chociaż Antkowe „gaszenie pożaru” też było wielką atrakcją. Szkoda tylko, że nie zdążyłem przejechać się na koniku.
Super zabawa w tej pianie 🙂
Dzielny zuch z Ciebie Staszku – Fistaszku 😀
Super, super… choć były też chwile grozy, gdy Antoś nam się zapodział. Dobrze, że się odnalazł 🙂