40 miesięcy minęło jak jeden dzień…

1. czerwca – Dzień Dziecka

W zasadzie to codziennie jest fajnie, więc i Dzień Dziecka mam codziennie. Co prawda muszę się dużo uczyć i ciężko pracować, ale gdybym tego nie robił, to nie byłbym teraz w tym miejscu, w którym jestem. Coś za coś.

Dzisiejszy dzień spędzam podobnie do większości moich dni… jadę do Skarszew (póki jeszcze mogę!, bo przecież jak Mania przyjdzie na świat, bo przecież jak od września pójdę do przedszkola… Skarszewy będą jeszcze dalej niż są teraz). Zaczynam od muzyki z Mateuszem… od dziś wołam do niego po imieniu – „Teusz” 🙂

Po muzyce staję przed dylematem: iść na dwór i wziąć udział w imprezie z okazji DD, czy raczej pójść na zajęcia? Jestem bardzo pilny i przejechałem aż 50 km, żeby nauczyć się czegoś nowego, więc postanawiam najpierw skorzystać z zajęć, a potem z imprezy. Idę do p. Sylwii, idę do p. Miłki i idę do p. Kasi.

Razem z p. Kasią robię zakupy i cały czas ćwiczę liczenie. Zabawa jest świetna, liczenie okropne! Po kolei odwiedzam różne sklepy… spożywczy, kosmetyczny, odzieżowy, zabawkowy, księgarnię… wybieram, co mi się podoba, ładuję do wózka, płacę i jadę do domu. A jak już dojadę, to sprawdzam co kupiłem i w jakiej ilości. Kupowanie mi się podoba, płacenie już mniej (bo trzeba liczyć), jeżdżenie wózkiem bardzo, a sprawdzanie zawartości koszyka wcale (bo nie dość, że p. Kasia zagląda w moje prywatne zakupy i wyciąga je z mojego wózka, to znów trzeba liczyć. A jakby tego było mało, to jeszcze podawać wynik!).Nauka liczeniaNa szczęście, to już koniec zajęć i mogę zacząć świętowanie. Skończyłem w samą porę, żeby zdążyć zrobić siusiu i pójść na przedstawienie o nieznośnej królewnie, o królu który spełniał jej wszystkie zachcianki i o królewiczu, który z niewiadomych powodów zakochał się w niej i pojął za żonę.

Mieliśmy taki plan, że odbierzemy Antosia z przedszkola i pojedziemy na plażę, ale deszcz pokrzyżował nasze plany i zamiast nad morze jedziemy do domu. Ale nie ma tego złego… tutaj czekają na nas prezenty z okazji Dnia Dziecka!

2. czerwca – mam 40 miesięcy!

Dawno już nie pisałem o tym, co potrafię, a trochę tego jest. I choć nie chcę wyjść na chwalipiętę, to pochwalić się muszę. Was oczywiście też, bo przecież moje sukcesy są także Waszą zasługą. Wasze procenty i darowizny nie rozpływają się w powietrzu, nie wpadają w studnię bez dna, nie giną bez wieści! Każdą złotówkę wydaję rozsądnie i tylko za rozsądne wydatki Fundacja zwraca mi pieniądze. A na co wydaję? Na dodatkowe zajęcia logopedyczne, na materiały do nauki Metodą Krakowską, na turnusy…

Wy przekazujecie mi swoje procenty, a one dalej pracują i procentują! I dzięki nim potrafię już taaaaaaaak dużo! A co konkretnie?

  1. Mówienie i rozumienie
    • czasowniki – znam ich bardzo dużo i chyba nie jestem w stanie ich wszystkich wymienić. Używam ich głównie w formie bezokolicznika, w trzeciej osobie l. poj. i w formie rozkazującej. Czasami łączę je w krótkie zdania.
    • rzeczowniki – znam ich jeszcze więcej niż czasowników. Potrafię je odmienić, zdrobnić i użyć w liczbie mnogiej. Najbogatsze słownictwo dotyczy zwierząt. Znam ich naprawdę bardzo dużo.
    • „po imieniu” – od niedawna rozpoznaję moje koleżanki i kolegów nie tylko po nich samych, ale także po ich rodzicach. Do dzieci mówię po imieniu – Jaś, Maks, Maja, Mati, Lena, Leon… Z imienia znam też moich terapeutów – Kukasz (czyt. Łukasz), Teusz (czyt. Mateusz), Magda, Kasia, Pati, Fylwia (Sylwia), członków mojej Rodziny – Gosia (to moja Ciocia), Kukasz (to mój Wujek), Atoś (mój Brat), Babcia Asi (czyt. Babcia Asia) i zwierzaki – Bela (czyt. Bera, to pies Cioci Madzi), Holest (czyt. Forest, to pies Babci Asi), Astol (czyt. Astor, to pies z Wiejskiego Zakątka), Edgal (czyt. Edgar, to pies Cioci Myszki), Lolo (to koń z zakątka), Glut (to kot mój i Antosia, który mieszka u Babci i Dziadka).
    • zaimki wskazujące – to, ten (mówię i pokazuję).
    • skojarzenia – czasem tak jakoś coś mi się nasunie i sam z siebie mówię wyrazy, które do siebie pasują… księżyc, noc, spać, gwiazdy…
    • oglądając mój Dziennik Wydarzeń, pamiętam całą sytuację i opowiadam ją, nazywam też osoby, które czasem tylko częściowo (np. sam rękaw) są obecne na zdjęciu, ale ja wiem, że tam są więc o tym mówię.
    • rozpoznaję następstwa… „weź tabletkę, to dostaniesz jogurt”, „umyj rączki, to zjemy obiad”, „posprzątaj zabawki, to…”.
    • pamiętam też obietnice, które dają mi Rodzice, np. „jak wrócimy do domu, to zjesz serek”. Wracam po godzinie i nadal pamiętam!
    • łatwo idzie mi odpowiadanie na pytania zamknięte, ale cały czas mam problem z otwartymi, nawet takimi prostymi jak „jak masz na imię?”. Często zamiast odpowiedzieć „Staś”, powtarzam ostatni wyraz – „imię” i nic nie kumam.
    • znam mnóstwo piosenek! Mam oczywiście problem z wyśpiewaniem ich, bo nie potrafię jeszcze tak dobrze mówić, ale to mi w ogóle nie przeszkadza i ani trochę mnie nie zniechęca. Często rozpoznaję piosenki po pierwszym dźwięku (mógłbym się zgłosić do programu „Jaka to melodia?”), śpiewam z wykonawcą, a czasem go nawet wyprzedzam, żeby mi nie podpowiadał. Większość piosenek, które znam, to piosenki dla dzieci (poznałem je na muzykoterapii lub słuchałem w domu z płyty), ale znam też dużo piosenek dla dorosłych… głównie Damiana SyjonFam (uwielbiam całą jego płytę) i Mesajah (moje ulubione to „Szukając szczęście” i „Do rana”). Mam też opanowaną jedną piosenkę na okoliczność urodzin – „Sto lat” i jedną kolędę – „Lulajże Jezuniu”.
    • kiedy ktoś mnie nie rozumie, to się denerwuję i próbuję powiedzieć jeszcze raz, albo pokazać. Jak ktoś mnie rozumie, to sprawia mi to autentyczną radość.
  2. Samoobsługa
    • potrafię, choć nie zawsze chcę, sam jeść.
    • piję ze zwykłego kubka.
    • od ponad trzech miesięcy chodzę bez pieluchy, a od jakiś dwóch tygodni Rodzice nie muszą mnie wcale pilnować. Sam wołam, a nawet sam siadam na nocnik, a potem ze spodniami na wysokości kostek idę do Rodziców z wkładką z nocnika żeby mogli pozbyć się zawartości.
    • sam myję rączki i wiem, że trzeba je umyć po powrocie do domu, po skorzystaniu z toalety, przed jedzeniem… choć nie zawsze o tym pamiętam i czasem Rodzice muszą mi o tym przypominać.
    • coraz lepiej wychodzi mi samodzielne ubieranie i rozbieranie. Jeszcze nie potrafię zrobić tego całkiem sam, ale mam wiele zapału, więc wkrótce to ogarnę.
    • sam wybieram sobie ubranie i czasami trwa to naprawdę długo. Przy okazji komentuję „to nie, to nie, to nie… o! to!”.
    • kiedy znajdę papierek, podnoszę go i wyrzucam do kosza.
    • potrafię też zrobić duży bałagan! Gorzej idzie mi ze sprzątaniem.
    • kiedy potrzebuję pomocy, to o nią proszę… i mówię „pomóc”, kiedy nie mam siły, mówię „opa”, albo „opa mnie”, albo „nana” (czyt. na barana).
    • znam też dwie podstawowe zasady ruchu drogowego – jak jest czerwone, to stoimy i czekamy, a jak jest zielone, to możemy iść/jechać.
    • chcę wszystko robić SAM!

Wczoraj przyszła do nas paczka! Dzisiaj mamy trochę czasu (bo Magda odwołała zajęcia w Gdyni, a poza tym wtorki mam na luźniejsze), więc zaglądamy do środka, a tam… materiały do pracy Metodą Krakowską, które kupiłem dzięki Wam! Niektóre pomoce Mama robi sama… drukuje, koloruje, laminuje, wycina. Robi zdjęcia, zanosi do wydrukowania, laminuje, wycina…, ale nie wszystko da się zrobić samemu i nie wszystko samemu się opłaca. A to, czego się nie da, albo się nie kalkuluje, właśnie do nas przyszło. Wielkie dzięki!

Zamiast spać, pakuję się do samochodu i jadę na festyn w Antosia przedszkolu. Zasypiam w drodze, ale zamiast spać dalej, budzę się jak tylko dojeżdżamy na miejsce i choć jestem na wpół przytomny, nie chcę leżeć w wózku i rozglądając się na wszystkie strony, wołam Antosia. Mama ma próbę do przedstawienia, a ja mam kryzys. Zmęczony, głodny, głodny, zmęczony.

A potem przyjeżdża Tata i Babcia Bożenka, a ja się najadam i zmęczenie mija. Teraz zmęczeni są ci, którzy muszą za mną biegać.

Przedstawienie („Nowe szaty Króla”) jest wspaniałe, choć nie ma w nim prawdziwych aktorów. Na scenie są sami amatorzy – rodzice przedszkolaków, a wśród nich moja Mama, która wcieliła się w rolę fałszywego krawca Kota i mój Tata, który jest narratorem.

Zabawa trwa, ale ja, razem z Mamą i z Tatą zmywam się przed końcem festynu, bo dla mnie jest tu za głośno. Antoś zostaje z Babcią, bo dzisiaj, jak w każdy wtorek, wracają razem.

Taki byłem zmęczony, a teraz po moim zmęczeniu nie ma już śladu. Zjadam jogurt i wyciągam Rodziców na bardzo długo spacer. Pogoda jest przepiękna! Słońce już zachodzi, ale nadal jest ciepło i bardzo przyjemnie.

Po prawie 1,5 godzinnym spacerze zjadam kaszę i mówię „bawić”. Wcale nie chce mi się spać! Zachciewa mi się dopiero po 21:00!Staszek-Fistaszek


Jeden komentarz do wpisu “40 miesięcy minęło jak jeden dzień…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *