Grudki, kropki, nowy serek

O poranku, wyciąga Mamę z łóżka niepokojący dźwięk. To ja, siedzę sobie w kuchni i ostrzę kredki elektryczną temperówką. Sam hałas nie jest głośny, ale wizja natemperowanego palca i lejąca się z niego krew, to skuteczna pobudka. Żeby nie było, temperówka stoi wysoko ponad (lub daleko poza) moim zasięgiem, ale że jestem pomysłowy, to poradziłem sobie z tą przeszkodą.Skoro Mama już wstała, to daje mi euthyrox. Czekając aż minie 30 minut od jego przyjęcia, zanoszę i układam w szafkach ubrania moje i mojej Marysi. Antosia, Mamy i Taty też bym chętnie poskładał, ale nie chcę ich budzić. Zbliża się pora jedzenia. Mama szykuje całkiem nowy i całkiem smaczny, choć ponownie źle wymieszany (widać to na czwartym z poniższych zdjęć) miks składający się z otwartego wczoraj i opróżnionego do połowy dużego, malinowego jogurtu Jogobella, naturalnego Bio Jogurtu Milbona, Helpy z liofilizowanych, sproszkowanych malin i uwaga… po raz pierwszy… odrobiny (to ta mniejsza, nieco ciemniejsza kupka na drugim z poniższych zdjęć) owoców leśnych (truskawka 18%, jagoda 20%, jeżyna 20%, malina 20%, czerwona porzeczka 10%, czarna porzeczka 10% i poziomka 2%) od Helpy. Mimo kłopotu, który się pojawił, wszystko zjadam. Musiałem oczywiście, wezwać Mamę na pomoc, żeby zamieszała łyżeczką w mojej misce, ale kiedy grudki znikają, bez najmniejszych oporów, ponownie biorę się do szuflowania. Nie ma to jak wsparcie od kogoś takiego jak Mama, czy Tata, od kogoś, kto zawsze chce dla nas jak najlepiej, od kogoś, kto nigdy nas nie skrzywdzi, od kogoś, komu można zaufać (nawet jeśli oszukuje szykując jedzenie).

Śniadanie mi smakuje, ale ciągnie się w nieskończoność, a to dlatego, że wszystko wokół mnie rozprasza. Właśnie dzwoni Babcia Asia. No i muszę, po prostu muszę z nią porozmawiać o tym, że…

  • było już zakończenie w przedszkolu,
  • są już wakacje,
  • nie ma już moich ukochanych „Kiejkutów”, gdzie byłem z Babcią Asią na wakacjach w 2017 i w 2018 roku, i były to najlepsze wakacje w moim życiu,
  • chciałbym pobawić się z Toffikiem (pieskiem z wakacji w Kiejkutach),
  • chciałbym pogłaskać Sonię (pieska, który mieszka w Kiejkutach),
  • jak byłem na wakcjach u krowy, to było stamtąd widać dom w Kiejkutach,
  • chcę pojechać z Babcią, albo chociaż do Babci na wakacje.

Ustalamy, że dzisiaj Babcia przyjedzie po Antosia i… no właśnie. Babcia chciałaby wziąć go na kilka dni, ale na jutro Antoś ma już zaplanowany Marsz na Orientację, także niestety, o poranku, Tata będzie musiał go odebrać. Umawiamy się także na to, że w najbliższy wtorek, razem z moją Marysią pojadę do Babci na kilka dni – do czwartku, może do piątku, zobaczymy. Kończę połączenie i od razu zaznaczam w kalendarzu ten szczęśliwy dzień. Już się nie mogę doczekać.Siadam do stołu, zaczynam jeść, a tu domofon! To Babcia już przyjechała po mojego Braciszka! Oni pojechali, ja zjadłem śniadanie i szykuję się na koncert, który zaraz zagram. Niestety czekam i czekam na moją publiczność, ale ona nie chce się pojawić. Włączam więc sobie jedną, z najbardziej lubianych przeze mnie piosenek. „Fuel”, zespołu Metallica. Naprawdę to lubię. Szaleję jak dzikus, a Mama nagrywa filmik. Niestety coś nam się skisił program do obrabiania filmów, także niczego Wam nie pokażę. Musicie wierzyć na słowo, że dobrze się bawię przy tym kawałku.Wczoraj wspominałem Wam, że lubię grać w memory. I naprawdę lubię! To jedna z najbardziej lubianych przeze mnie domowych rozrywek.

Dziki taniec odtańczony, partyjka memo rozegrana, Rodzice gotowi, możemy iść z Figą na poranny spacer do lasu. Mama, po raz pierwszy pamięta aby zaraz po wyjściu z domu włączyć endomondo, żeby sprawdzić ile kilometrów uda nam się zrobić. Niestety tym razem niewiele, niespełna dwa.Marysia, nie jest jeszcze tak wytrwałym, szybkim i sprawnym piechurem, czy jeźdźcem jak ja. Jej nóżki są małe i słabe, ale jak to się mówi, trening czyni mistrza i ani się obejrzę, a będzie z niej taki sam wędrowniczek, jak i ze mnie. A ja na przykład, nigdy się nie poddaję! Prę z górki i pod górkę, po płaskim terenie i po wyboistym, po drogach i bezdrożach. Tam gdzie nie dam rady przejechać rowerem, tam go biorę pod pachę i przenoszę. Tata woła do mnie: „Daj Stasiu rower, to Ci pomogę!”, a ja na to: „Nie trzeba. Nie martw się. Poradzę sobie!”. I naprawdę sobie radzę. Jeszcze kilka, może kilkanaście lat i razem z Wujkiem Michałkiem, wezmę udział w Triathlonie. Po spacerze dopada mnie wielki głód. Zamawiam naleśniki i czekam sobie spokojnie. Przychodzi Mama i pierwsze dwie łyżeczki, podaje mi prosto do buzi, tak abym poczuł ten pyszny, znany mi smak. Kolejne dwie, sam ładuję, nie zaglądając nawet do słoika, a tu nagle… zonk! Czarne kulki! Już zaczynam się krzywić, już mówię że niedobre, że nie chcę, że bleee, już przesuwam słoik w kierunku krawędzi stołu, ale, ale… zaraz, zaraz! Mama przypomina mi, że przed chwilą wciągnąłem cztery łyżeczki naleśników z kropkami i mi smakowało, także nie ma co narzekać, trzeba jeść. Co racja, to racja, skoro ich nie czuć, skoro już zacząłem, to w sumie mogę też skończyć. Maniuta jest coś marudna, także Mama idzie z nią do dużego łóżka, czyta książkę o Albercie Albertsonie, opowiada wymyśloną bajkę o różowym psie, który lubił różowe pierogi z różowym nadzieniem z różowych malin i czarnym, czarnym psie (tak on się właśnie nazywa, nie „czarny”, tylko „czarny, czarny”), który lubił czarne pierogi z czarnym nadzieniem z czarnej fasoli (to ulubiona bajka Marysi z tej serii), głaszcze ją po główce i obie zasypiają.

W tym czasie ja:

  • ciężko pracuję na rehabilitacji z Kukaszem,
  • zjadam żółty obiadek bez żadnych niespodzianek,
  • zjadam całkiem nowy serek waniliowy Rolmlecz, z całkiem starego opakowania po Tutti,
  • robię z Tatą porządki w ogrodzie,
  • bawię się na świeżym powietrzu.

Marysia wstała i zajda lody. Mama wstała i szykuje dla nas truskawki. Podaje mi całą miseczkę, ale ja nie mam na nie ochoty. Mogę dotykać, mogę karmić nimi Figę, mogę poczęstować Tatę, ale trochę wody w Wiśle jeszcze upłynie, zanim zdecyduję się na świadomą konsumpcję świeżej truskawki. Skoro nie truskawki, to może kaszka. Wczoraj był baobab, to dzisiaj może… mleko owsiane! Jak szaleć, to szaleć! Miska wyczyszczona do zera, zęby umyte, piżama ubrana. Czas na wieczorne czytanie i spać! Jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń, także muszę być wypoczęty. Dobranoc!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *