Zbrodnia na bananie

Mama ruszyła dziś na kolejne jedzeniowe zakupy. Jeden koszyk mówi, że przed nami jeszcze długa droga, a na niej wiele dzidziusiowych słoików……a drugi, że mimo trudności, nadal walczymy i wierzymy, że będzie lepiej…No, bo kiedyś na pewno będzie i mam nadzieję, że dotrwacie ze mną do tego etapu i wspólnie będziemy go kiedyś świętować. A muszę Wam powiedzieć, że słyszałem od Mamy, że bardzo interesują Was moje jedzeniowe postępy i z niecierpliwością czekacie na to, co będzie dalej. Prawda to? Jeśli tak, to chyba wytrwacie. Jeśli tak, to już Wam wszystko mówię!

Ostatnio często się denerwuję w porze śniadania, a to dlatego, że Rodzice ciągle majstrują coś na boku. Zabierają miskę, zabierają jogurt, zasłaniają, nakładają, mieszają, a potem podają mi jedzenie pod nos i strugają głupa. Zjadam, bo zjadam, ale nie powiem żeby ta sytuacja była dla mnie komfortowa, bo nie jest. I coraz bardziej mnie to irytuje.

Mania zjada dziś na śniadanie mleko z płatkami owsianymi i gorzką czekoladą. Wszystko widzi, śledzi każdy ruch podczas szykowania jej posiłku. A ja? Ja dostaję gotowy miks jogurtowy (naturalny Bio Jogurt Milbone + malinowa Jogobella) i nawet nie wiem, co się w nim znajduje. Rodzice zastanawiali się wczoraj, czy dawać mi do przedszkola obiadek. Zdecydowali, że nie, ale zanim powiedzieli to na głos, podjąłem taką samą decyzję. Zabieram tylko banana i naleśniki.

Kiedy dostaję przedszkolny obiad, to standardowo ugniatam i udaję. Obok siedzi pani Iwonka i też udaje, ale mówię jej, że nie może tak robić. Tylko ja mogę udawać. Po obiedzie jest czas na deser. W szatni czeka na mnie pyszny banan. Kiedy pani przynosi mi go do sali, okazuje się, że ktoś przerąbał mojego banana na pół! Zamiast jednego całego, są dwa kawałki! Kto to mógł zrobić? I dlaczego? Tego nie wiem. Ale wiem jedno! Ten banan już się do niczego nie nadaje! Powiem Wam, że to przecięcie, to samo zło, ale jeszcze gorsze jest to, że w miejscu gdzie banan stracił ochronną skórkę, zrobił się taki ciemny, brązowy, prawie czarny. Bleee.

Mama odbiera nas z przedszkola i mamy z Marysią wielkie nadzieje. Mania ma nadzieję na to, że Mama kupiła jej bułkę mysz, a ja, że ma dla mnie duże banany. Niestety… nic z tego. Marysia chciała niezwykłą bułkę, a Mama przywiozła jej zwykłą. Ja chciałem zwykłe banany, a Mama przywiozła niezwykłe, bo małe. Wszystko nie tak! Jest nam bardzo smutno.

Marysia przekonuje się w końcu do okrągłej bułki i zjada ją z zadowoleniem. Ja mogę wybrać – albo przecięty banan z przedszkola, albo małe banany z domu. Małych bananów nie chcę. A jeśli chodzi o dużego, przerąbanego, to jeszcze się waham. W końcu decyduję, że chcę, a zaraz potem, że jednak nie. To nie są łatwe decyzje.Ostatecznie zjadam większą część, a tę z ogonkiem zostawiam dla Figi. I wiecie co? Taki przecięty banan smakuje tak samo, jak banan nieprzecięty. Niesamowite! W życiu bym nie pomyślał! Gdybym nie spróbował, to normalnie bym nie uwierzył.W domu szykuję się do obiadu. Wyjąłem miskę, wyjąłem długą łyżkę, przyniosłem żółty słoiczek i siedzę na swoim miejscu. Mama oczywiście znowu coś kombinuje, więc co chwilę daje mi jakieś zadanie, żeby odwrócić moją uwagę. A to umyj ręce, a to wytrzyj nos, a to wyrzuć chusteczkę. W końcu dostrzegam, co ona tam wyrabia. Wyobraźcie sobie, że wrzuciła do mojej miseczki 13 kulek ekspandowanego prosa i liczyła na to, że łyknę to jak gęś i wcale się nie zorientuję.Jednak nie ze mną te numery. Wszystko zauważyłem, także mówię Mamie, że tego nie chcę i że musi wyjąć to z miski. Upewniam się, że nie została tam ani jedna kuleczka i dopiero wtedy pozwalam Mamie przekładać obiadek. Mama to jednak uparte stworzenie i oczywiście musi dorzucić mi choć jedną kulkę. Akurat wtedy, gdy nie patrzę.Zakopuje ją w misce, ale ja i tak ją wyczuwam, kiedy trafia do mojej buzi. Próbuję ją wyciągnąć, ale niestety jest już za późno. Kulka poleciała gdzieś dalej.Jedyne, co mi zostaje w tej sytuacji, to popić i jeść dalej.Mama zapewnia mnie, że więcej kulek już nie ma, ale czy można jej ufać? Nie jestem tego taki pewien.Po obiedzie wciągam serek na deserek. Mama myśli o tym, żeby w końcu, zgodnie z zaleceniem Marty ze Szkoły terapii karmienia – Od pestki do ogryzka, zacząć przekładać mi go do miseczki, ale dziś nie ma chyba na to siły.

Zjadłem obiad, zjadłem deser, to teraz… prezenty! Cztery dni temu, na noskinoski.pl, Mama zamówiła dla mnie zestaw wspaniałych gryzaków. Wracając do domu, wyciągnęliśmy je z paczkomatu i teraz są już z nami.Gryzaki – oswajaki. Gryzaki, przedstawiające różne owoce i warzywa (i wiewiórkę, która nie jest ani owocem ani warzywem). Powiem Wam, że one naprawdę wyglądają jak prawdziwe! Na wszelki wypadek (jakby się okazało, że to jednak jedzenie) oswajanie zaczynam od tego, którego oswajać nie muszę – od banana.Ale żeby nie było, że jestem uprzedzony, choć oczywiście jestem, robię jeszcze wyliczankę, żeby losowo wybrać gryzak, który dzisiaj otworzę. Wyliczam, wyliczam, wyliczam, aż w końcu mój palec zatrzymuje się na bananie.No trudno, los tak chciał. Otwieramy banana!Dziś na kolację, oprócz banana z kauczuku……kaszka bez „krąbków”, a do tego „gęsta najlepsza”, na krowim mleku z kartonu, czyli najbardziej znana i lubiana, bezpieczna jak ramiona Mamy, no, ale niestety odmawiam. Mam zresztą do tego prawo. Nawet, jak zażyczę sobie kaszkę na kolację, to mogę zdecydować ile jej zjem, albo że nie zjem jej wcale. Dzisiaj decyduję, że idę spać bez kolacji. Dobranoc!


Jeden komentarz do wpisu “Zbrodnia na bananie

  1. Wiem, że Staszek jest do dzielenia się swoim życiem przyzwyczajony, ale podczas czytania męczy mnie jedna myśl.
    Wydaje mi się, że publiczne przełamywanie swoich słabości żywieniowych może być nieco zbyt trudne.
    To trochę tak, jakby grę nauki na skrzypcach zacząć od razu od koncertowania. W wieku dwóch lat dzieciom to odpowiada. Chcą koncertować przy całej rodzinie niezależnie od efektów. Im jesteśmy jednak starsi, tym więcej czasu potrzebujemy na próbowanie którego nikt nie ocenia.
    Może jakiś złoty środek i relacja raz na tydzień by się sprawdziła?
    Będzie można pochwalić się sukcesami ale też stworzyć Staszkowi przestrzeń do próbowania.
    W każdym razie: trzymam kciuki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *