Niestety po jakiś 10-20 minutach zabierają mnie na badania. Mierzą, ważą, trochę męczą. Najważniejsze, że wyniki są niezłe. Mam 53cm. Tyle co mój Brat, kiedy się urodził. Ale jestem trochę lżejszy. Przez ten pośpiech zapomniałem się otłuścić i ważę tylko 2760. Za to punkty zgarniam wszystkie, jakie są do wzięcia. 10 na 10. 2 za serce, 2 za oddech, 2 za napięcie mięśniowe, 2 za odruchy i 2 za kolor. Według rodziców na te ostatnie nie zasługuję, bo jestem nieco siny.
Chwilę później wyszła na jaw moja niespodzianka. Mój dodatkowy chromosom jest widoczny nie tylko w środku, pod mikroskopem, ale i na zewnątrz. Rodzice nic nie zauważyli, ale pielęgniarki tak i zawołały pediatrę. Zabierają mnie do drugiego pokoju, badają i zanoszą spowrotem do Mamy. Mama mnie przytula i znów jest miło. Pani doktor mówi, że coś ją niepokoi, bo mam skośne oczka, a paluszki krótsze niż przewidują to standardy. Rodzice się martwią, ale pani doktor uspokaja i mówi, że “to” nic pewnego, że większość moich cech jest normalna. Wyśle do mnie innego pediatrę.
Póki co jedziemy na salę poporodową i dostaję swój pierwszy prawdziwy posiłek. Mleko mojej Mamy. Niebo w gębie. Polecam!
Mój pierwszy posiłek po drugiej stronie brzucha 🙂
Jem sobie, odpoczywam, trochę śpię, trochę się rozglądam i słucham rodziców. Mama mówi “skośne oczy… to znaczy down?” i bardzo się niepokoi. Tata też się martwi, a mi robi się przykro, bo niespodzianka chyba się nie udała. Widać, nie wszystkie są fajne. Muszę się jeszcze sporo nauczyć. Leżymy tak w trójkę chyba z 3 godziny, aż w końcu zabierają nas na oddział położniczy. Tata nas odprowadza, pomaga się rozpakować i zmęczony wraca do domu. My zostajemy.