Ostatnio, kiedy byłem u pani doktor w „Krok po kroku” trochę się zmartwiłem. Niby wiem, że jestem super i dobrze sobie radzę, a tu się okazuje, że nie robię wielu rzeczy, które już powinienem. Jednak, jak się okazuje, po każdym deszczu przychodzi słońce i zawsze znajdzie się jakiś powód żeby się cieszyć. Ja znalazłem, więc się cieszę! Jadę dziś z Mamą do OWI, do pani Honoraty, która jest logopedą. I tu dowiaduję się kilku miłych i ważnych rzeczy…
- mam wąski, nieduży język, który już taki zostanie (proporcjonalnie oczywiście),
- mimo, że jestem papuśny, mam napięte poliki,
- przez cały czas oddycham przez nos, buźka jest wtedy zamknięta, a języczek podniesiony do góry,
- kiedy leżę na brzuszku, moja buzia się uaktywnia i robię minki do „o” i „u”, i dziubek, a co najważniejsze cały czas trzymam języczek za wałkiem dziąsłowym,
- umiem długo mówić „uuuuuuuu…”, „eeeeeeee…” i wcale mnie to nie męczy,
- pięknie zgarniam wargami jedzenie z łyżeczki,
- dowiedziałem się też, że ładnie jeździłem na koniku
- i że jestem podobny do Antka i Taty 🙂
Taki jestem dzielny! Po zabawach z panią Honoratą miałem iść na ćwiczenia. Niestety pani Danka odwołała zajęcia więc przepadła mi jedna z dwóch rehabilitacji zaplanowanych na ten tydzień, co bardzo mnie martwi. Mam nadzieję, że jutro się spotkamy.
Kilka uwag do filmiku: Pani Honoracie bardzo się podobało jak sobie radzę z jedzeniem, więc chwaliła mnie ile wlezie. Powiedziała nawet, że szkoda, że nie ma kamerki, bo by pokazała studentom jak jem. Mama na to, że może nagrać, a ja… trochę się rozbestwiłem po otrzymaniu tylu pochwał i mimo, że nadal ładnie jadłem, to już nie tak pięknie jak na początku.
Praca domowa:
- ćwiczyć mówienie – ma-ma, ba-ba, da-da-daj,
- jeść jedzonko z grudkami, czyli kawałkami rozgniecionymi widelcem, tak aby język rozcierał pokarm o podniebienie (na pokrojone warzywa i kulki groszku jeszcze przyjdzie pora, i na flipsy też).