Dopiero wtorek, a ja już nie nadążam! Zacznę więc od początku, czyli od wczoraj. Jak to w poniedziałki bywa, byłem z Mamą w Skarszewach 🙂 Pogoda piękna, więc cieszymy się z Mamą, że już jest wiosna (choć dziś już wiem, że wcale tej wiosny nie ma) i z tej radości zgarniamy po drodze autostopowicza (ślusarz-dekarz). Bardzo miło nam się razem podróżuje, a że pan jechał akurat tam gdzie my, to od Godziszewa do Skarszew mamy miłe towarzystwo.
Zaczynam od zajęć grupowych i jak zawsze jest wesoło, bo jest dużo dzieci – Amelka, Agatka, Oskarek i ja, no i jest fajna pani Ania. Niestety brakuje Maksia.
W czasie zajęć mamy relaksujące zabawy przy muzyce, które uczą nas części ciała i różnych ruchów (np. szurania, głaskania, klaskania). Jest też bujanie i przejażdżka w kocu, trampolina i uwielbiane przez wszystkich banieczki. Choć zajęcia trwają godzinę (żadne inne nie są takie długie), to i tak zawsze są za krótkie. Właśnie się skończyły, więc idziemy z Mamą do p. Emilki. Dziś jestem nieco mniej cierpliwy niż zwykle, ale pani i tak mnie chwali i mówi, że jestem bardzo grzeczny 🙂
Następne zajęcia mam z neurologopedą – p. Magdą.
Umysł wyćwiczony, czas popracować nad ciałkiem. Zaczynam rehabilitację z p. Anią.
No i tyle. Kończę zajęcia i śmigam z Mamą po Antka do przedszkola.
A dziś…
…znów mamy zimę. O 10:00 rozpoczynam zajęcia w Gdyni – rehabilitację z p. Maćkiem. Niestety dziś wyjątkowo trwają one tylko 5 minut. A to dlatego, że się okropnie spóźniliśmy, a to dlatego, że na ulicy wszyscy ale to wszyscy jadą strasznie wolno, a to dlatego, że drogi są białe, a to dlatego, że wróciła znów zima. Tak strasznie się dziś jeździ, że Mama żałuje, że nie zostaliśmy w domu. Ja się cieszę! W domu nie byłoby tak ciekawie! Pan Maciek zadaje nam pracę domową – mam się kiwać na stojaka przenosząc ciężar z lewej nogi na prawą. Mama ma mnie podtrzymywać, żeby się nie przewrócił i przechylać mnie na boki. Drugie ćwiczenie, które mam robić jest podobne, ale na równoważni (jak ktoś nie ma równoważni, to może ją zastąpić deską położoną na udach).
Od p. Maćka jadę w odwiedzimy do Babci Tesi i Dziadka Rysia :* Potem do Cioci Eli – niestety nawet nie wychodzimy z auta, bo po pierwsze za długo byliśmy u Babci i Dziadka, a spieszymy się do Antosia przedszkola, po drugie wszędzie są góry śniegu i nie ma gdzie zaparkować,a po trzecie jestem okropnie zmęczony i chyba jednak wolę sobie pospać 🙂 Zostawiamy więc tylko materiały do uszycia wielkiej skarpety (symbol tegorocznych obchodów Światowego Dnia Zespołu Downa) i jedziemy dalej.
Jesteśmy u Antosia w przedszkolu i zamiast zabrać go i jechać do domu, wchodzimy do niego na salę i… szykujemy palmę Wielkanocną, którą w najbliższą niedzielę, poświęcimy na przedszkolnej Mszy św.
Jutro też czeka mnie ciężki dzień. Mam nadzieję, że uda nam się wszędzie dojechać… najpierw będę miał rehabilitację w OWI, w Gdańsku (na 8:50), potem logopedę w OWI, w Gdyni (na 10:00), potem idziemy do MultiBabykina w Gdańsku (na 12:00), a potem na pocztę, wysyłać pierwsze głowy 🙂
Słodkich masz Przyjaciół Stasiu 🙂
O tak! Są super! Bardzo się cieszę, że ich wszystkich mam. Oni i moja Rodzinka, to mój najwspanialszy skarb.