Czwarty lipca, czwarty dzień turnusu, czwartek. Wczoraj były koniki, więc dzisiaj nie ma. Zaczynam od zajęć z Mateuszem. Jest głośno i wesoło. Każdy daje czadu na wybranym przez siebie instrumencie. Najbardziej lubię potrząsać dzwonkami umieszczonymi na patyku, ale gitara też mi się bardzo podoba.
Drugie zajęcia mam z p. Emilką, ale jestem już bardzo zmęczony. Daję radę podczas masażu zewnętrznego, ale w trakcie masażu szczoteczką zasypiam…
I tak śpię, i śpię, i śpię… mija moja hipoterapia i zajęcia w Sali Doświadczania Świata. Pozostałe dzieci chodzą na swoje ćwiczenia, jedzą drugie śniadanka, a ja…
Budzę się w sam raz, aby pójść na rehabilitację. Nie wiem, czy to dobry wybór, bo na ćwiczeniach jest ciężko, ale już za późno na zmianę decyzji. Wszyscy zauważyli, że wstałem.
Okazuje się, że jak się człowiek wyśpi, to od razu ma więcej energii i to, co wcześniej sprawiało dużą trudność, staje się łatwe, a nawet przyjemne.
Z wypoczętą głową maszeruję na spotkanie z p. Kasią. Będę chłonął wszystko jak gąbka. Uwaga. Zaczynam.
Podczas turnusu uczę się części ciała. Dzisiaj jesteśmy nad morzem 🙂 Pani Kasia stworzyła dla mnie całkiem nowy świat – lornetka z kubeczków, aby poznać oko, morski zapach w słoiku abym mógł popracować nosem, tuba do wołania „ahoj!” abym poznał usta, nagrane głosy mew, abym poznał ucho, miska z wodą, aby rączki mogły się popluskać i powyciągać z niej lekkie piórka i ciężkie kamienie, piasek z ryżu, aby poznać rączki i nóżki, p. Kasia zamienia się w łódkę na falach, abym poczuł brzuch i plecy. Jestem oczarowany, oszołomiony i zakochany.
Dobrze jest mieszkać blisko. Zamiast tracić czas na dojazd, możemy poświęcić go na wspólną zabawę 🙂 Deszcz leje, ale my się nie boimy, nie martwimy, nie przejmujemy. Siedzimy na dworze, pod stołem, w namiocie i zupełnie zaczarowani spoglądamy na wyświetlacz IPhona (niestety nie mój, a Kosmitka).
No i klops. Było tak pięknie, aż tu nagle, Tata zauważa w mojej buzi stado bąbli – to chyba pleśniawki. Na języczku, na ustkach, wszędzie. Co za los. Apteka w Skarszewach już zamknięta, więc Wujek Sebastian rezygnuje z grillowanej kiełbasy i pędzi z Mamą do Starogardu. Gencjana musi być!
Jak są bąble w buzi to sprawdźcie jeszcze stopy i dłonie – to może być choroba bostońska – w sumie niegroźna, ale niestety uciążliwa. Pozdrawiam
uu, Stasieńku, wyglądasz pięknie i tak jakbyś jadł jagody, ale to niestety nie one, więc się nie daj i uważaj na siebie :*