O ciężkiej pracy, zgubionym bucie i małych przyjemnościach

Dzień dobry!

W zaległościach najgorsze jest to, że się piętrzą, a jak już się „upiętrzą” to ciężko przez nie przebrnąć. Dlatego nadrabiam zanim będzie za późno…

W poniedziałek…

… był naprawdę ciężki dzień. Wyjechaliśmy z domu ok 7:30. Wszystko po to aby odwieźć Antka do przedszkola i na 9:00 zdążyć do Skarszew.Droga do SkarszewTak jak tydzień temu, zaczynam od rehabilitacji z p. Anią. To taka mała zamiana na trzy poniedziałki, żebym nie stracił zajęć z logopedą w OWI. Ćwiczenie na małej sali nie bardzo mi pasuje. Nie ma tu dużego lustra, a ja wolę ćwiczyć ze swoim odbiciem niż w pojedynkę, a poza tym uwielbiam stroić minki. Dołączam więc do Maksia i teraz ćwiczymy w czwórkę.

Kończymy i pędzę na muzykę. Zajęcia trwają już od 15 minut.

Jak zawsze na zajęciach eksplodowała energetyczna bomba, która daje mi siłę do dalszych ćwiczeń. A siła się przyda, bo właśnie idę na zajęcia do p. Kasi, z którą zaczynam całkiem nowy temat.

Dziś na zajęciach uczę się rozpoznawać takie same obrazki. Jest to trudniejsze niż rozpoznawanie przedmiotów, ale nawet sobie radzę. Nie zawsze, ale co raz na jakiś czas odpowiadam prawidłowo. Pomyłki wynikają głównie z lenistwa i braku zainteresowania tematem. Wolę uciekać, grzebać po kątach i wchodzić do drewnianego domku dla lalek niż się uczyć. Zapał p. Kasi jest zdecydowanie większy niż mój.

Nauka "takie same" na obrazkach.

Nauka „takie same” na obrazkach.

A nauka na obrazkach wygląda w zasadzie tak samo, jak na przedmiotach. Dostaję jeden obrazek do rączki i muszę wskazać, który z trzymanych przez p. Kasię pasuje do mojego.

Teraz czas na Salę Doświadczania Świata i zajęcia z p. Sylwią. Dzisiaj malujemy kredą…Saka Doświadczania Świata… bawimy się światełkami i bułką tartą. Z tym ostatnim trochę napsociłem, bo podniosłem w kubku i wysypałem sobie jego zawartość do buzi. A potem nie chciałem popić. Na szczęście udało mi się nie zakrztusić 🙂DSC_1281 (Custom)Saka Doświadczania ŚwiataNo i koniec na dzisiaj. Koniec w Skarszewach. Jadę jeszcze do OWI, chociaż odwołali mi zajęcia z logopedą. Mam jeszcze zajęcia z psychologiem.

Ponieważ kaszlę jak kaszlaczek, idę z Mamą do pani doktor. Bada mnie, osłuchuje, zagląda w gardełko. Kaszel od kataru, katar od ząbkowania, więc w sumie jestem zdrowy. Tylko gardełko mam lekko zaczerwienione. W każdym razie na zajęcia mogę chodzić i spotykać się z dziećmi też. Wychodzimy od lekarza i dzwoni Tata, że Antoś jest w przedszkolu i coś źle się czuje. Przychodzimy do przedszkola, a mój Braciszek zwinięty w kulkę śpi na dywanie. Mama niesie go do samochodu i jego kurtkę, i buty. Rąk za mało, by otworzyć jeszcze samochód, więc buty „na chwilkę” stają na dachu. O butach przypominamy sobie w domu. Niestety na dachu już ich nie ma. Spadły po drodze. Pierwszy znalazł się na Błędniku, na drugiego wciąż czekamy.

A we wtorek…

…dzień zaczynamy podobnie. Najpierw przedszkole, potem Skarszewy.Droga do SkarszewZaczynam od muzyki, na której jest ze mną Amelka, Maja, Mateuszek, Michaś i jeszcze jeden nowy chłopiec.

Po zabawie, czas na pracę z logopedą, psychologiem i znów z logopedą. Taki układ ma pewną wadę. Aby czegoś się nauczyć, muszę siedzieć w kucu. A tyle czasu pod rząd 1h 45min nie daję rady. Z drugiej strony, kiedy w kucu nie siedzę, to zamiast pracować uciekam, wchodzę pod stół, grzebię w szafkach… generalnie robię wszystko, tylko nie pracuję.

Na pierwszych zajęciach daję jeszcze radę. Wymyślam nawet nową wspaniałą zabawę. Nauczyłem p. Magdę, to Was też nauczę. Uwaga.

Druga fajna zabawa, to karmienie pieska, ale tą wymyśliła pani Magda, a nie ja, więc nie jest taka fajna.karmienie pieskaKolejne zajęcia w kucu zaczynam też z pozytywnym nastawieniem. Coraz chętniej naśladuję. To całkiem fajna zabawa. Pani pokazuje mi jak nakarmić i uczesać lalę, a ja robię to samo.

Ostatnie zajęcia mam z logopedą. Miałem mieć masaż, ale uciekam i robię sobie labirynt pod stołem, między krzesłami, gdzie się da. I gdzie się da próbuję się wdrapać. To ostatnio moje ulubione zabawy. Chociaż granie na bębnie też jest spoko.

Zajęcia z logopedąNo to mamy środę…

…i dzień prawie wolny. Dzisiaj tylko rehabilitacja w OWI. Idziemy na dużą salę, na której mogę poćwiczyć chodzenie. Ćwiczenie w ruchu, na nogach bardziej mi pasuje niż w siadzie. Idę więc korytkiem pokonując straszliwe przeszkody. Kombinuję co prawda, żeby przejść trasę bokiem zamiast proso, noga za nogą, do przodu. Jednak p. Danusia pilnuje żebym zbytnio nie oszukiwał.

Całkiem fajne te zajęcia. Ćwiczę też na równoważni i wchodzę na nóżkach (z pani pomocą) na pochylnię, z której potem zjeżdżam szybko na dół. I znów schodzę, i znów zjeżdżam… A kiedy mam już iść do domu, to wcale mi się nie chce. Znalazłem cały składzik piłek i teraz muszę je zdobyć.

Trochę utknąłem. Łatwiej było wejść, niż wyjść. Ale wyjść trzeba, bo p. Danusia idzie na następne zajęcia, a ja jadę do Cioci Madzi i do bliźniaków – Szymka i Franka.

Szymek, ja i Franek

Szymek, ja i Franek

A jutro jadę do Cioci Gosi. Na kilka godzin. Naprawdę! Jak duży chłopiec, duży siostrzeniec, duży chrześniak. Hurrra!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *