Mam 20 miesięcy!

Idę!

Co potrafię ruchowo?

  • wstawać i stać bez trzymanki nawet kilkadziesiąt sekund, w tym czasie często trzymam coś w rękach lub sięgam po coś,
  • zrobić 3 maciupeńkie kroczki bez trzymanki (dziś pierwszy raz zrobiłem 3),
  • chodzić do przodu za ręce, przy pchaczu, przy poręczach,
  • wdrapywać się po schodach na czworakach, choćby i na setne piętro,
  • wchodzić na łóżko Antka, na krzesło, na stolik,
  • czorakować z prędkością błyskawicy.

Potrafię o siebie zadbać…

  • przykładać chusteczkę do nosa i dmuchać,
  • wyciągać jedzenie z szafki i wołać „da”,
  • załatwiać się do toalety (na nocnik już raczej nie, w pieluchę nadal robię większość siusiu).

Bawię się!

  • potrafię zbudować wieżę nawet z siedmiu klocków,
  • sam nakręcam bączka, całkiem porządnie, ale nadal mam problemu z puszczeniem go,
  • popycham auto żeby jechało i mówię „brum”, albo coś w tym stylu,
  • przewożę autem lalę i klocek,
  • karmię lalę butelką, a zabawkowe zwierzątka czymkolwiek,
  • kulam i rzucam piłkę do Mamy,
  • powoli zaczynam dopasowywać kształty,
  • wciskam guziki od zabawek dźwiękowych długo i wytrwale, aż zaczną śpiewać,
  • tańczę gdy słyszę muzykę, podskakuję na pupie, macham rączkami i głową.

Mówię:

  • tata,
  • da (czyt. daj),
  • ne (czyt. nie),
  • pytam „co to?”,
  • wyrazy dźwiękonaśladowcze: brum, kwa, be, muuu,
  • próbuję powtarzać to, co mówią Rodzice (pojedyncze słowa) np. na Antka mówię „AtoOoOo”,
  • na krowę mówię „bowa”,
  • …i dużo innych sylab, które ciężko mi teraz powtórzyć.

Lubię:

  • budować wieżę,
  • odklejać piłeczki z lustra,
  • wspinać się po schodach,
  • spędzać czas z Bratem,
  • przytulaski i całuski,
  • podrzucanie,
  • naleśniki z jabłkami,
  • gitarę,
  • muzykowanie, tańczenie, śpiewanie.

Mam kłopoty z:

  • gryzieniem – gdy trafiam na coś większego to albo się krztuszę, albo wypluwam. Jeśli wcześniej zauważę, że coś dużego jedzie do mojej buzi, to zamykam ją na amen,
  • denerwuję się na ćwiczeniach, uciekam, złoszczę się, protestuję – jestem trochę niegrzeczny.

Za to mnie chwalą:

  • jestem cierpliwy i jak mi coś nie wychodzi, próbuję dalej – zwłaszcza jak coś mnie zainteresuje.

To chyba na tyle. A teraz trochę o tym, co dzisiaj robiłem. Wstaję wcześnie rano i jadę na zajęcia do Gdyni. Tym razem mam spotkanie z logopedą. I nie jest to konsultacja, a normalne zajęcia. Dmucham na świeczkę (płomień tańczy, ale nie chce zniknąć), wskazuje odpowiednie przedmioty i obrazki. I nowość… pani pokazuje mi dwa instrumenty – dzwonki i kołatkę, i hałasuje nimi, żebym poznał ich dźwięk. Potem dzwoni nimi za plecami, a ja muszę wskazać, który to był instrument. Podobnie z tamburynem i grzechotką. Cztery pytania i cztery bezbłędne odpowiedzi. Nie wiem, czy to przypadek, czy taki zdolny jestem 🙂 Za to gorzej idzie mi z obrazkami… ale to nie dlatego, że nie potrafię, a dlatego że już nie mam siły. A jak nie chcę, to nie chcę na serio, i nikt mnie nie zmusi do dalszej pracy. Dzisiejsze zajęcia trwają aż godzinę! Do tej pory, kiedy przychodziłem na konsultacje, trwały one tylko 30 min. i właśnie tyle wytrzymuję ładnie pracując. Nie mam zapasów energii na drugie tyle. Potem jeszcze masaż. Nie takie tam pitu, pitu mizianie, ale naprawdę intensywny masaż buźki. Nie powiem, żeby było miło. Ale taki na pewno jest bardziej skuteczny. Ah i ćwiczę jeszcze mówienie… pani mówi literkę i układa moją buźkę w odpowiedni kształt. Trudne i mało przyjemne, ale podobno, tak trzeba 🙂

Drugi punkt programu, to spotkanie gdyńskich mam i gdyńskich maluszków. My z Gdyni nie jesteśmy, ale przyjść możemy, więc przychodzimy.

Bardzo dużo tych maluszków z Gdyni! Jest też pan, który mówi o zdrowym odżywianiu, a ja za jego plecami wciągam naleśniki z jabłkiem. Eh! Na plac zabaw już się nie załapię. Muszę się pakować i pędzić do Gdańska na rehabilitację.

PS A dziś są urodziny Cioci Martusi! 100 lat, 100 lat!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *