Z samego rana przejażdżka na odkurzaczu – Pikusiu 🙂 Sam go dogoniłem, sam to wymyśliłem, sam się wgramoliłem, sam się przejechałem.
Dzisiejszy czwartek zaczyna się zupełnie inaczej. A to dlatego, że z rana mam zajęcia prowadzone Metodą Krakowską (symultaniczno-sekwencyjną). Przyjeżdża do mnie Magda i pracujemy. I tak już zostanie 🙂 Póki co raz w tygodniu 1h – z Magdą, a w pozostałe dni – z Mamą. Zobaczcie jak mi dzisiaj poszło:
A w piątek…
…o 12:00 jedziemy wszyscy na „Polanki”. Mama, Tata, Antek i ja. Mamy (ja i Antek) wizytę u dr Prajs. I spotykam mojego ulubionego p. Łukasza, z którym ćwiczyłem ostatnio… o rety, chyba rok temu! Udało mi się wpisać na ćwiczenia do niego (z czego bardzo się cieszę), ale niestety nie udało nam się dobrać odpowiedniej godziny i dni 🙁 Chcieliśmy na 16:00, kiedy Antek będzie po przedszkolu, a ja po drzemce, a musimy na 13:00, co nam rozwala cały dzień i sami nie wiemy jak to wszystko teraz poukładać. Chcieliśmy za tydzień (bo Tata na tydzień wyjeżdża i Mama zostaje z nami sama), a zaczynamy już od środy. W czwartek godzina zajęć na „Polankach” pokrywa nam się z godziną zajęć z logopedą i muszę coś wykombinować, bo niczego nie mogę stracić. No, ale nic. Jakoś damy radę. Jak nie my, to kto?A po południu (kiedy smacznie sobie śpię) przyjeżdża do mnie wyspany Mati i razem ruszamy na hipoterapię. Niestety dobrze pamiętam jak koń parsknął w zeszłym tygodniu i płaczę zanim mnie Mama na nim posadzi. A potem jak już siedzę, to dalej płaczę. Może za tydzień pojadę na koniku razem z Mamą?