Czwartek…
…zaczynam na spokojnie. O 10:30 mam zajęcia z Magdą i to jedyny obowiązek jaki dzisiaj na mnie czeka. Reszta to zabawa, choć myślę, że patrząc na moją minę podczas zajęć można by pomyśleć, że w czasie nauki też się dobrze bawię. Fakt, lubię Magdę i lubię zajęcia, które z nią mam. Nie zawsze mi wszystko pasuje, czasem się buntuję i nieudolnie próbuję „wejść Magdzie na głowę”, broję i rozrzucam materiały do pracy, chociaż wiem, że Magda tego nie lubi, czasem w czasie zajęć jestem śpiący, pokładam się i ziewam, czasem nie mam ochoty na współpracę, ale generalnie jest dobrze. Lubimy się i lubimy razem pracować. I całkiem nieźle nam ta praca – współpraca wychodzi.
Jeszcze film z dzisiejszych zajęć i koniec pracy na dziś:
Wracam do domu, idę spać, a tu w odwiedziny przychodzi mój kumpel Szymcio z Ciocią Anetką. Ja nic nie wiem, więc śpię dalej, a jak już wstaję, to i tak nie mam zbyt wiele czasu na wspólną zabawę. Obiad, nocnik i w drogę… jedziemy na konferencję zorganizowaną przez Akademię RodziceMalucha.pl. A tam, podobnie jak w ubiegłym roku, mam okazję poszaleć z Pawłem Zawitkowskim 🙂Poza tym rozrywam się jak mogę… gram na żaluzjach, jak na gitarze, zwiedzam korytarze, uciekam Mamie wszędzie gdzie się da (np. dobiegłem do windy i już prawie wcisnąłem guzik żeby przyjechała), nawiązuję nowe znajomości z dziećmi i z dorosłymi (tego pana poniżej widzę po raz pierwszy w życiu, a już siedzę mu na kolanach), oglądam skarby i prawie rozdaję autografy, czyli znów zostałem rozpoznany 😀 Pozdrawiam moje Fanki!
Do domu wracam z Tatą i z Antosiem, a Mama zostaje jeszcze z Ciociami – Magdą, Dorotką, Anetką, Edytką, Asią i Beatką. Ja muszę się wyspać. W końcu jutro rano mam hipoterapię. Nie mogę zaspać!
I mamy już piątek!
Na hipoterapię jednak się spóźniam. Nie dlatego, że zaspałem, a dlatego że są korki. Najpierw jak Tata zawozi Antosia do przedszkola (a my czekamy w domu na samochód), a potem jak sami ruszamy w trasę. No trudno, ważne że dojechałem i że jest fajnie. Jedyny pech, że akurat trafiłem w deszcz, więc muszę jeździć pod namiotem.
Czas po hipoterapii spędzam jak każde zdrowe dziecko, bawię się, łobuzuję, a potem odpoczywam. Miałem jechać do logopedy i znów klops. Przed samym wyjściem zaczynam strasznie, ale to strasznie płakać i zasypiam u Mamy na rękach. Jestem takim malutkim zmęczonym słodziaczkiem, że Mama nie ma serca mnie budzić i zawozić na zajęcia. Zresztą i tak nic z tego by nie wyszło, skoro jestem nieprzytomny ze zmęczenia. Za to się elegancko wysypiam i pełen energii jadę na Dzień Dziecka zorganizowany przez moją Fundację i na spotkanie z Przyjaciółmi.
Najpierw jest sesja pod ścianą i oczekiwanie na przedstawienie…
Aktorów coś nie widać, chyba muszę po nich zadzwonić…
No i są! Przedstawienie się zaczyna. Postanowiłem włączyć się do gry i tańczę razem z robotami…
A na koniec prezenty! Dostają je moi Przyjaciele, mój Brat Antoś i ja też…
A po przedstawieniu, zupełnie spontanicznie, prawie cała paczka (oprócz tych, co uciekli przed wybuchem spontaniczności) jedzie do nas w gości. Dobrze się składa, bo akurat dziś mój Antoś ma imieninki. Cieszy się bardzo, że może zorganizować imprezę i wyjmuje wszystkie swoje słodycze, żeby poczęstować naszych gości.
Goście pojechali, a ja szykuję się do spania. Znalazłem już idealną miejscówkę…
…dobranoc!