Pierwszy tydzień turnusu (pierwsze 3 dni), a ja mam 29 miesięcy

Turnusu dzień pierwszy

No to w drogę!Droga do Skarszew Od dzisiaj aż do piątku będę Skarszewianinem albo Skarszewiakiem, w każdym razie na 5 dni razem z Mamą, Nastką i z Ciocią Anią przeprowadzam się do Skarszew. Mieliśmy mieszkać w namiocie, ale pogoda niepewna, więc zamieniliśmy namiot na mieszkanie. Codziennie będziemy śmigać na nasze zajęcia. Niestety osobno, bo ja mam na 8:00, a Nastka na 9:00.

Dzisiaj na zajęcia jadę jeszcze z Gdańska, więc trochę się spóźniam. Nie jest łatwo wyjść z domu o 7:00. Zaczynam od półgodzinnych zajęć logopedycznych z p. Emilką. Pracuję ładnie dopóki nie mam Mamy. Mama się pojawia, a ja pędzę się do niej przytulać. W końcu nie widzieliśmy się przez cały długi weekend!Zajęcia logopedyczneO 8:30 wędruję na zajęcia do Sali Doświadczania Świata, a tam niespodzianka… zamiast p. Sylwii, jest p. Martyna z przedszkola.

O 9:00 zaczynam muzykoterapię z p. Mateuszem.

Muzyka się skończyła, a ja mam bardzo dużo czasu. Kolejne zajęcia zaczynają się za 3,5 h. Ale nie jest źle. Dzisiaj i jutro, w mojej strasznie długiej przerwie, mogę pojechać na basen do Starogardu. Zabieram się busem i po raz pierwszy w życiu jadę z przodu. Zamiast spać, czujnie obserwuję, co się dzieje na drodze.

O 11:00 możemy wskakiwać do wody. Ale najpierw siusiu do kibelka (tak, mnie też to dotyczy), zamiana zwykłej pieluchy na kąpielową…W oczekiwaniu na pływanie… i myk do wody. Najpierw relaks w jakuzzi, potem do basenu na zajęcia grupowe, a potem znów wskakujemy do jakuzzi żeby trochę się zagrzać.

W drodze powrotnej zasypiam, ale śpię tylko chwilkę. Może z 15 minut. Budzę się pod ośrodkiem, chociaż do kolejnych zajęć mam jeszcze ponad pół godziny.

O 13:15 idę do Wiejskiego Zakątka ćwiczyć kolor żółty i czerwony.

Dzisiaj w zakątku nowość – owce straciły wełnę i wyglądają jak kozy, albo jak psy. W każdym razie lepiej niż zwykle i bardzo mi się podobają. Teraz to mogę je głaskać i tulić.

Już jest 14:00. Zostały mi dwa zajęcia i niewiele sił. Wszystko przez to, że mało spałem. Spróbuję dać jednak radę. Uwaga zaczynam.

U p. Kasi powtarzam to, co już potrafię, czyli kolor żółty i czerwony. Utrwalamy i sprawdzamy, i jak dobrze mi pójdzie, to jeszcze w tym tygodniu zacznę naukę kolejnego koloru.

Była teoria, teraz praktyka. Jabłko jest czerwone, a gruszka jest żółta. Czas na wyklejanki.

To jeszcze nie koniec. Czas na przewlekanie czerwonego sznureczka przez czerwone jabłuszko. Na żółtą gruszkę nie ma już czasu. 30 minut to zdecydowanie za mało na realizację wszystkich pomysłów p. Kasi 🙂PrzewlekankiUfff. Dotrwałem. Przede mną ostatnie zajęcia. Idę do p. Kasi psycholog. Zaraz wypłyniemy na wielkie morze, wyjedziemy na wielką ulicę i wylecimy na wielkie niebo.

Nie ma to jak wspólne wieczory z koleżanką i jej zabawkami. Zawsze można się czegoś nauczyć. I tak, dzięki Nastkowej zabawce poznaję nowe słowo – „nony”, czyli „zielony”.

Drugi dzień turnusu zaczyna się w lipcu

Dzisiaj na zajęcia mam rzut beretem – mniej niż dwa kilometry, mniej niż 5 minut jazdy samochodem.

Tak jak wczoraj zaczynam od zajęć z logopedą. Muszę Wam powiedzieć, że ja ten ośrodek to otwieram i zamykam. Przychodzę jako jeden z pierwszych i wychodzę zupełnie ostatni, kiedy już nikogo nie ma w gabinetach. Dzisiaj, razem z p. Emilką, przypominam sobie części ciała. Ćwiczymy na obrazkach, na lali i na pluszowej głowie. Oko, nos, uszy, czoło, brodę, włosy i brwi mogę pokazać też na sobie.

Następne zajęcia mam w Sali Doświadczania Świata. Dzisiaj bawimy się najprawdziwszym lodem i najprawdziwszą wodą. Wczoraj był suchy piasek, dzisiaj się moczymy.

Od 9:00 do 9:45 mamy muzykę. Dzisiaj śpiewamy w OREWie. To dobrze. Mniej tu rozpraszaczy i mniej miejsc do ucieczki.

A w pudle z instrumentami znalazłem banana. Nie oddam!

A w pudle z instrumentami znalazłem banana. Nie oddam!

Dzisiaj w przerwie też jadę na basen. W busie nie ma miejsca, więc zabieram Nastkę i jedziemy naszym autem. Drogę już znamy, więc damy radę. Jakuzzi, basen, jakuzzi… żyć, nie umierać 🙂

Wracamy do ośrodka i zamiast spać, idziemy nad staw. Dzisiaj p. Mateusz prowadzi tu relaks dla rodziców i pracowników WTZtów. Ja też się wkręcam. A co! Mama relaksuje się dalej, a ja idę na zajęcia do Wiejskiego Zakątka. Jest okropnie zimno, więc chowamy się do domku. Przez całe 45 minut pracuje moja głowa. Kolory, kolory i jeszcze raz kolory…

Ale na sam koniec idziemy na chwilę do królików. W końcu przychodzę tu tylko dla nich 😉 Kiedy Mama mówi, że idziemy do królików, to chętnie się ubieram i pędzę z góry ile sił w nogach.

O 14:00 zaczynam zajęcia z p. Kasią. Kolor żółty i czerwony znam już na wylot, więc od jutra zaczynam naukę nowego koloru. A ponieważ od poniedziałku mówię „nony” na zielony, to właśnie tego koloru będziemy się uczyć. Póki co ostatnie chwile w czerwono – żółtych barwach.

A na koniec zajęcia z p. Kasią – psycholog. Za ładną pracę jest nagroda. Wybieram sobie zabawkę i bawię się ile wlezie, czyli na ogół krótką chwilkę.Nagroda na koniec zajęć

Trzeci dzień turnusu, a ja mam 29  miesięcy

Czas leci jak szalony i ani się obejrzałem mam już 29 miesięcy. Jak co miesiąc spróbuję sobie przypomnieć co już potrafię i z czym mam jeszcze problem. Nie jest to łatwe, bo strasznie tego dużo, a poza tym trochę mi się miesza, co umiałem wcześniej, a czego nauczyłem się dopiero teraz.

Co potrafię? Z czym mam problem?

Mówię coraz więcej. Próbuję naśladować prawie każde słowo. Niestety większość słów, które wypowiadam brzmi podobnie, więc nie zawsze jestem rozumiany. Czasem gadam i gadam, i opowiadam, i wydaje mi się, że mówię wyraźnie i wszystko jest jasne, a tu się okazuje, że nikt poza mną nie wie o co chodzi. Muszę popracować nad dykcją. Za to coś, czym mogę się z pewnością pochwalić, to fakt, że zaczynam mówić zdaniami. Moje ulubione to „Chcę coś zjeść.” Oczywiście nie brzmi to tak czysto, jak u zdrowego dorosłego, ale ćwiczenie czyni mistrza, a ja ciągle chcę coś zjeść, więc na pewno wkrótce mistrzem będę. Chociaż z tym jedzeniem różnie bywa, bo nadal mam problemy z gryzieniem i próbowaniem nowych rzeczy. Wiem, że to trochę straszne, ale tak właśnie jest. Malinka pycha, truskawka pycha… podobno. Ja spróbować nie chcę. Nie wiem nawet czemu. Zablokowałem się i koniec. Ostatnio spróbowałem od Mamy naleśniczka. Farsz z twarożku i serka z tęczą zjadłem, ale naleśnika wyplułem. Jogurt wciągam gładko, dopóki nie trafię na kawałek owocu. Tylko z obiadków farfocli nie wypluwam. Za to zjadam dania tylko jednogarnkowe. Zapomnijcie, że spróbuję kartofelka, kotlecika, czy sałatę. Dieta ma więc słaba, za to kondycja świetna. Dużo chodzę, wspinam się, tańczę, na schody też wejdę bez problemu. Jak mam się czego złapać (ewentualnie kogo), to wchodzę na dwóch nogach. Jak podpory nie mam, to idę na kolanach. Jeśli chcecie poznać moje sprawności bardziej szczegółowo, to zajrzyjcie jeszcze w poprzedni wpis i w moje podsumowanie pracy Metodą Krakowską i w moje świadectwo ze Skarszew.

No, a dzisiaj w Skarszewach prawie dzień jak co dzień. Zamiast basenu mam wirówkę, czyli taki masaż wodny. Poza tym bez zmian. Zaczynam od zajęć logopedycznych z p. Emilką, potem Sala Doświadczania Świata i muzykoterapia…

…hydroterapia…

…i przerwa. Razem z Nastką jedziemy na wycieczkę do Starogardu! Po trzech godzinach wracam do ośrodka na zajęcia w Wiejskim Zakątku. Dzisiaj zaczynamy naukę koloru zielonego. Podobnie jak na zajęciach u p. Kasi.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *