Kto mnie zna, ten wie że uwielbiam ukulele. Moim ulubionym muzykiem, grającym na tym instrumencie jest Israel „IZ” Kamakawiwoʻole (ponieważ bardzo trudno wymienić jego imię i nazwisko, zwykle nazywam go „Ukulele”).
Wielka szkoda, że nie ma go już wśród nas, bo z ochotą poszlibyśmy wszyscy razem na jego koncert (np. podczas przyszłorocznego Festiwalu Globaltica).
Na szczęście IZ nie był jedynym, który zakochał się w ukulele. I tak się akurat wspaniale złożyło, że jedna z osób, która pięknie śpiewa i pięknie gra na ukulele, przyjechała właśnie do Gdańska. Julia Pietrucha zagra w klubie B90.
Jednak dostać się na koncert wcale nie jest łatwo! Pierwsza pula biletów rozeszła się zanim Mama dowiedziała się, że Julia będzie w Gdańsku. Żeby kupić bilet na dodatkowy koncert, który ma odbyć się dwie godziny wcześniej, Rodzice siedzieli jak na szpilkach i z niecierpliwością czekali, aż wybije godzina 10:00, żeby kupić je, jak tylko pokażą się w sieci. I kupili. Dwa. Tylko dla siebie. O mnie nikt nie pomyślał. A właściwie pomyślał, ale kiedy w zeszłym roku Mama poszła do B90 na ostatni koncert z Marysią w brzuchu (a był to koncert Matisyahu), to dowiedziała się, że do klubu mogą wchodzić tylko osoby powyżej 16 roku życia. Mi do szesnastki jeszcze trochę brakuje, więc biletu nie dostałem, bo i tak bym nie wszedł. Ale… kiedy tydzień temu, z okazji Taty urodzin, poszli na koncert Lecha Janerki, okazało się, że kiedy koncerty są na leżakach, czyli „Stoczniuj, leżakuj, dokuj”, to dzieci można zabrać. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że dzieci, tak samo jak dorośli muszą mieć swój bilet. Wiedząc jak bardzo lubię muzykę, koncerty i ukulele, Rodzice są gotowi mi go kupić, ale niestety, biletów od dawna już nie ma. Wszystkie są sprzedane.
Jednak jak się czegoś bardzo chce, to się robi wszystko, co można żeby to zdobyć. A my bardzo chcieliśmy. Dlatego Mama napisała maila do klubu i wyjaśniła jak to jest, jak ja lubię muzykę i koncerty, i ukulele, jak wystąpiłem w spocie Globaltiki, jak to nie wiedzieliśmy że dzieci jednak mogą przyjść, i że niestety nie ma już biletów, i jak by było super gdyby się jednak udało, gdybym mógł kupić bilet mimo że ich nie ma, albo wejść bez biletu, zwłaszcza że dużo miejsca nie zajmę, bo jako czterolatek mogę spokojnie leżakować na leżakujących Rodzicach. Niestety odpowiedź, która przyszła, pozbawiła nas złudzeń. „Dzień Dobry. Biletów już nie ma i nie będzie w sprzedaży. Każda osoba w klubie musi mieć ważny bilet.” I tyle. Drzwi zamknięte. Nie ma szans. Koniec i kropka.
Ale nie bylibyśmy Fistaszkami, gdybyśmy się mieli tak szybko poddać. Napisaliśmy maila do Julii Pietruchy! Wyjaśniliśmy o co chodzi i jak bardzo nam zależy, i czy mógłbym znaleźć się na liście gości Julii i dzięki temu wejść bez biletu. I wiecie co? Po dwóch dniach dostałem najlepszą odpowiedź na świecie! Gdy ktoś drzwi zamyka, Julia otwiera okno… <3
No, i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że w dniu koncertu przestał działać Mamie internet. Sprawdza więc pocztę, ale tam nie ma żadnej odpowiedzi. I tak sobie myśli, że Julia pewnie nie ma czasu przeczytać naszej wiadomości, a tym bardziej na nią odpowiedzieć. No trudno. Nie ma odzewu, więc nie jadę na koncert. Do Marysi i Antosia przyjeżdża Babcia Asia, a ja jadę do Babci Bożenki. Kiedy jesteśmy już w drodze, okazuje się, że Tata nie wydrukował biletów na koncert. Na szczęście Babcia ma drukarkę, więc Tata może je wydrukować, kiedy będzie mnie odprowadzał. I dopiero teraz, sprawdzając pocztę (przy działającym internecie) okazuje się, że zamiast do Babci, mogę iść z Rodzicami na koncert, bo Julia odpisała! Bo wpisała mnie na listę swoich gości! Bo gdy ktoś mi zamknął drzwi, ona otworzyła okno. Cieszę się bardzo!
Jedziemy do klubu. Mama wchodzi na bilet, a ja na nazwisko. Klawo na maksa 🙂 Tata wraca do domu po moje słuchawki. Mamy jakieś 45minut do koncertu, ale wolimy być wcześniej żeby zająć leżaki, jak najbliżej sceny. Siedzimy w pierwszym rzędzie, na lewo od Julii. Zostawiamy rzeczy na naszych miejscach i idziemy zwiedzać. Kupujemy płytę z autografem (oraz z tekstami piosenek, pięknymi malunkami i lekcjami gry na ukulele), a potem oglądamy scenę. Mama pyta mnie, o instrumenty, które się na niej znajdują, a ja wszystko wiem. Rozpoznaję kontrabas, gitary, skrzypce, pianino, perkusję i oczywiście ukulele.W tym czasie podchodzi do nas ktoś z obsługi i mówi Mamie, że nie mogę wchodzić na scenę podczas koncertu, bo będą musieli nas wyprosić. Heh, takich rzeczy nie trzeba Mamie mówić. Ani w czasie koncertu, ani przed nim, ani po nim. Za dużo tam drogiego sprzętu 😉 A ja, choć mam wiele niezbyt udanych (żeby nie powiedzieć głupich) pomysłów, to w wielu sytuacjach, Mama może być mnie pewna. Nie zrobię tu niczego, na co mi nie pozwoli. Na 100% będę grzeczny.
Tuż przed koncertem pojawia się Tata. Teraz brakuje już tylko Julii i jej „Warzywniaka”. Po kilku minutach w burzy oklasków wszystkie Warzywa z Pietruchą na czele, wchodzą na scenę. Koncert zaczynają od naszej ulubionej piosenki – „Living on the Island”. Piękniej być nie mogło. Siedzę na Mamy kolanach jak zaczarowany i chłonę muzykę całym sobą. Kiedy Mama pisała do Julii swoją prośbę, napisała, jak bardzo uwielbiam IZa, ale że i ją na pewno pokocham. I to się właśnie dzieje. Jestem totalnie oczarowany! Julią, jej głosem, ciepłem i radością, dźwiękami ukulele.
Przez 1,5h siedzimy jak zaczarowani. Wystarczy zamknąć oczy, żeby znaleźć się na jednej z indonezyjskich wysp, usłyszeć szum fal, poczuć promienie słońca, zobaczyć palmy. Lato w środku jesieni. Wakacje w środku roku szkolnego. Laos w środku Gdańska.
Są momenty, kiedy leżę na Mamie leżącej na leżaku i słucham delikatnych dźwięków ukulele (słodki chillout i luz), ale są też takie, kiedy leżeć się nie da! Siadam wyprostowany i podskakuję na Mamy kolanach bujając się w rytmie radosnych dźwięków płynących ze statku głupców…
…albo wyklaskuję razem z publicznością rytm którejś z piosenek. A nawet śpiewam „ua , uaaaaaaaa, łałałała…” zachęcony przez Julię i Joachima podczas „Swig boy’a” – ostatniej z bisowych piosenek.
Niestety wszystko się kiedyś kończy. Nawet coś tak wspaniałego, jak koncert Pietruchy. Wstajemy z leżaków i na stojąco dziękujemy za ten piękny, wspólny czas. To niewątpliwie jedno z najlepszych wydarzeń tego roku i jeden z najlepszych koncertów na jakim byłem. Za oknami deszczowa jesień, a w moim sercu słońce. Na buzi banan, a w brzuchu motyle. Baterie naładowane na kilka najbliższych miesięcy. Dziękuję Julio za otwarte serce i otwarte okno! Tylko dzięki Tobie mogłem się tam znaleźć. I taki spontan w drodze powrotnej do domu. Najpierw okrzyk „brawo Julia!” (którego Mama nie zdążyła nagrać), a potem…
Teraz pozostało mi już tylko słuchać płyty i myśleć o kolejnym koncercie (a może spotkamy się na Globaltice?) i szczerze, nie mogę się już doczekać!PS Mówiłem, że IZ jest moim ulubionym muzykiem grającym na ukulele? Teraz mam ich dwóch! Israel i Julia <3
Brawo Staszek i brawo Julia- gratulujemy postawy a przedstawiciele klubu niech się wstydzą