Dziś bez wpisu…

…taki przynajmniej był plan. W końcu niewiele się dzisiaj wydarzyło. Jednak jutro czeka mnie tak dużo atrakcji, że nie dam rady opowiedzieć o wszystkim za jednym zamachem. Także dziś tylko kilka słów, za to jutro, będziecie mieli co czytać.

Dzisiaj śniadanie szykuje Tata. Dostaję jogurt malinkowy bez żadnych udziwnień. Wygląda na to, że to całe rozszerzanie diety, nie tylko dla mnie jest trudne. Rodzice też potrzebują czasem chwili wytchnienia i dania mi czegoś gotowego, bez wymyślania, co by tam wepchać, co z czym zmieszać, bez kombinowania za moimi plecami i narażania się na moją odmowę, czy płacz.

Jak w każdy piątek, jadę dziś do Skarszew. Dzięki temu, rano nie muszę się nigdzie spieszyć i mam czas na to, co kocham najbardziej. Na spokojne śniadanie, na długie chodzenie w piżamie, na rysowanie i kolorowanie, na grę na gitarze i ukulele, i spacer z Figą. Pora wyruszać. Mama pakuje tobołki, zamyka drzwi, sprawdza, czy wszystko jest wyłączone, no i szuka Figi, żeby przypadkiem nie została w ogródku w ten straszliwy skwar. Szuka, szuka, a Figi nigdzie nie ma. Schodzi do garażu, a tam… Figa i ja! Siedzimy już w samochodzie i szykujemy się do drogi.Zabrałem miseczkę na wodę, gryzaka i obróżkę, ale Mama mówi, że niestety dzisiaj jest za gorąco na to, żeby Figa jechała, że tylko się nam umęczy i będzie źle się czuła. Także mimo moich starań, moja kochana psijaciółka zostaje dziś w domu.

Do Skarszew jedziemy na trzy godziny, a Mama pakuje tobołki? Tak, to prawda. Mimo, że jedziemy na chwilę, trzeba zabrać mnóstwo rzeczy:

  • picie dla mnie, dla Mamy i dla Marysi, którą odbierzemy z przedszkola, jadąc ze Skarszew na basen,
  • gryzak, który gryzę, kiedy chce mi się zgrzytać. Dzisiaj otwieramy kolejny. Tym razem w kształcie marchewki 🙂
  • obiadek i serek,
  • naczynia, czyli miseczki i łyżeczki dla mnie oraz kubek dla Mamy,
  • okropny, czerwony banan w żółtym pudełku,
  • kawa i mleko dla Mamy,
  • pojemnik na mleko modyfikowane przekształcony w przenośne narzędzie tortur pełne amarantusa, prosa i gryki,
  • rzeczy potrzebne na basen,
  • aparat,
  • książka dla Mamy, żeby jej nie było nudno, kiedy ja dzielnie pracuję…
  • i kapcie.

Po wszystkich zajęciach (Wiejski Zakątek z nową panią, zajęcia logopedyczne z Magdą, terapia ręki z Sylwią, zajęcia pedagogiczne z Kasią oraz spotkanie z psychologiem- Weroniką) siadam do obiadku. Mama przypomina mi o umyciu rąk, a kiedy ja lecę je umyć, przesypuje amarantus z pojemnika do słoika.Nieświadomy oszustwa, zjadam wszystko ze smakiem.Większy problem mam za to z serkiem, a właściwie miałbym, gdyby Mama postawiła na swoim. Wyobraźcie sobie, że Mama zabiera dziś ze sobą miseczkę do jogurtu, żeby przełożyć mi do niej serek! A przecież, to w ogóle do siebie nie pasuje! Z miseczki do jogurtu, można jeść tylko jogurt, a serek je się prosto z pojemnika. Oj, ta Mama, taka duża, a niczego nie rozumie!Obiadek zjadłem, serek zjadłem, ale nadal jestem głodny. Okazuje się, że Mama ma dla mnie jeszcze banana. Bardzo się z tego cieszę, dopóki nie otwieram pojemnika. Czy Wy widzicie, co Mama tam załadowała? Czerwonego, okropnego banana!Nie ma mowy. Nie będę go jadł!

Na szczęście, kiedy trzy godziny później, wychodzę z Tatą z basenu, on, który zna się na rzeczy i wszystko rozumie, ma dla zwykłego, żółtego, pysznego, znanego, bezpiecznego, ulubionego banana.

A na kolację… owsianka z „krąbkami”. Też dobrze.

A już jutro, już w sobotę, drugi etap Gdańskich Biegów Leśnych. Bądźcie ze mną myślami i trzymajcie kciuki za piękną pogodę!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *