Dzisiejszy dzień spędzamy z Tatą. Biedna Mama ma straszną migrenę i prawie cały dzień przesypia. Zaglądam do niej od czasu do czasu, przynosząc uścisk, ciepłe słowo i buziaka. Smutno mi bardzo, kiedy Mama jest chora. Tak już mam, taki właśnie jestem. Cudze cierpienie dotyka mnie równie mocno, co moje własne.
Na śniadanie Tata szykuje mi miks naturalno-malinowy. Trochę mnie irytuje, że znowu zabiera gdzieś tą moją miskę na bok i za moimi plecami ładuje nie wiadomo co, do środka. Nie wymieszał dokładnie, także białe smugi są mocno widoczne, ale jakoś mi to nie wadzi. No może prawie nie wadzi. Kiedy na spodzie miski, białego jest więcej niż różowego, przewracam miseczkę do góry nogami i wkładam do zmywarki… pełnej czystych naczyń. Mama akurat weszła na chwilę do kuchni, także podnosi moją miseczkę, sprząta to, co się rozlało po umytych garach, wygrzebuje łyżeczką resztki z miseczki i za moją zgodą, wkłada mi do buzi, po czym wraca do łóżka.
Mama śpi, a my – Antoś, Marysia, Figa i ja, razem z Tatą, spędzamy czas w ogrodzie. Dzisiaj mamy prawdziwe lato. Pogoda jest wyjątkowo piękna! Na świeżym powietrzu, zjadam sobie dwa banany, na drugie śniadanie. Oczywiście wybieram te duże.
Po południu Tata bierze się za obiad. Mówi mi, że zaraz będą ziemniaczki i kotleciki, a ja na to, że też zjem obiad i… lecę wykopać mój zapomniany, żółty, słoiczkowy obiadek Bobovita. Kiedy zjadam swój obiadek, Marysia nie mogąc doczekać się swojego, wyciąga kotlety z pojemnika i zajada je na zimno.Mama myślała, że „Indyka z warzywami i kluseczkami” pożegnałem już na dobre i biorąc pod uwagę fakt, że dzięki temu :
- zainteresowałem się przedszkolnymi posiłkami,
- była szansa na to, że moje ręce, nogi i buzia przestaną być pomarańczowe od nadmiaru karotenu,
- odstawiliśmy serki,
…nawet się cieszyła. Choć niby od kilu lat jem to samo, to można powiedzieć, że jednak jestem dość nieprzewidywalny jeśli chodzi o to, co jem, czego nie jem, czego próbuję, czego nie akceptuję.
Po jakiś dwudziestu dniach przerwy, zjadłem żółty obiadek, a skoro zjadłem obiadek, to i serek wraca do mojego jadłospisu.Pewnie się zastanawiacie, czy skoro zjadłem dziś obiadek ze słoika, to jutro wezmę go do przedszkola. Rodzice też się zastanawiają i nie mają pojęcia, co zrobić. Jeśli go nie wezmę, to kiedy dzieci będą jadły swoje obiadki, ja dostanę swój i będę mieszał w nim widelcem, wąchał, udawał, że jem, a może nawet coś liznę, a po powrocie do domu, zjem sobie ten żółty. Natomiast jeśli do przedszkola pójdę ze słoiczkiem, to nie będę miał czasu na grzebanie, wąchanie i poznawanie tego… nazwijmy „normalnego” jedzenia, za to zjem to, co lubię i akceptuję. „Bądź tu mądry i pisz wiersze…”
Pod wieczór Tata włącza nam długą bajkę na „dużym ekranie”. Lubię coś sobie przekąsić, kiedy Mamy kino bambino, także zamawiam jedzenie. Dostaję małego banana, ale nie daję mu nawet najmniejszej szansy. Wolę już kaszkę.
Wczoraj zjadłem kaszkę z „krombkami”, przedwczoraj zjadłem kaszkę z „krombkami”, to i dzisiaj jest kaszka z „krobkami”. Tym razem w wersji 100%. 100% mleka koziego i 100% kaszki „7 ziaren” od Bobovity.Dostaję miskę pod nos. Nabieram pełną łyżkę, dmucham, otwieram buzię, wkładam do buzi i… …wypluwam!Nie smakuje mi ta kaszka! Po bajce próbuję jeszcze raz, ale kaszka naprawdę jest niedobra. I to nawet nie chodzi o te „krombki”, których obecność zaakceptowałem już dwa dni temu. Ona ma jakąś taką dziwną konsystencję, że im dłużej stoi, tym rzadsza się robi, a ja przecież lubię tylko „gęstą najlepszą”!
Idę do swojego pokoju i zajmuję się swoimi sprawami. Przychodzi Mama, która czuje się już dużo lepiej i rozmawia ze mną na temat kaszki. Bo wiecie, ja już jestem na tyle duży i kumaty, że można ze mną normalnie porozmawiać. Rozmawiamy więc sobie o tej kaszce, o tych „krombkach” i o tym, że wczoraj i przedwczoraj mi smakowała, i że może dam jej jeszcze jedną szansę. No i się godzę. A co mi tam! Idziemy za rączkę do kuchni, zajmuję miejsce przy stole, zaglądam do miski… a tam kaszka jeszcze rzadsza niż wcześniej. Mama podgrzewa, dosypuje kaszkę, miesza, ale kaszka wcale nie gęstnieje. Jednak jestem gotowy zaryzykować i sprawdzić jaka jest w smaku, pod warunkiem, że to Mama będzie mnie karmić. Zjadam trzy, może cztery łyżeczki, ale kolejną już wypluwam. Nie, jednak ta kaszka nie jest dobra. Także pół kroku do przodu i jeden do tyłu. Na jutrzejszą kolację będzie kaszka bez „krombków”.
Staszek jest pod wieloma względami łudząco podobny do mojego 7-letniego Mikołaja ❤️❤️❤️