Am… am… amarantus!

Powiem Wam, że w tygodniu, kiedy nasz plan dnia jest bardziej przewidywalny, łatwiej nam to wszystko idzie. Jednak nawet wtedy, kiedy idzie trudniej, to się nie poddajemy i działamy.

Na śniadanie zjadam jogurt malinowy zmieszany z naturalnym, czyli tak, jak to się dzieje od niemal dwóch tygodni. Zaraz potem jadę z Tatą na zajęcia do Gdyni. Wiem, wiem, zaraz powiecie, że jest Dzień Dziecka i powinienem mieć wolne, ale tak się składa, że ostatnio mam bardzo niewiele terapii, zaledwie raz w tygodniu, także tym razem, nie odpuszczam i jadę się uczyć.Pewnie zastanawia Was, jakie plany mamy na to dzisiejsze święto, a ja Wam odpowiem, że niewielkie. Ostatnio jesteśmy mocno zabiegani, także przyda nam się chwila wytchnienia. Zostajemy w domu i większość dnia spędzamy w naszym ogródku, najpierw z Babcią Bożenką, a potem z naszymi Przyjaciółmi. Zamiast hałasu i wielkich atrakcji, wybieramy spokój i towarzystwo osób, które są nam bliskie. Odpoczywamy, bawimy się, rozpalamy ognisko. Przez wiele dni była u nas naprawdę brzydka pogoda, także korzystamy z tego, że w końcu jest ciepło. Co prawda, raz świeci słońce, raz leje jak z cebra, ale skoro ognisko nadal płonie, nic a nic się nie poddaje, to i my też się nie poddajemy!

Wszyscy wokół jedzą pieczone kiełbaski, sery z patyka i bułki, a ja proszę Mamę, żeby przyniosła mi siatkę z moim jedzeniem, żeby spakowała wszystko, co lubię, żebym mógł sobie wybierać to, na co akurat przyjdzie mi ochota. Niestety, Mama w ogóle się mnie nie słucha i zamiast wszystkiego, przynosi naleśniki. Otwarte naleśniki! Wy na zdjęciu widzicie wszystko, ale ja nie mam pojęcia, co oprócz nich kryje się w słoiku. Jednak i tak ich nie chcę. Nie ze względu na zawartość słoika, a dlatego, że chciałem mieć wybór. Jestem obrażony i już nigdy się nie „odobrażę”! Mama zostawia naleśniki (wszystko to, co jest na zdjęciu jest dokładnie wymieszane) obok huśtawki i odchodzi. Wujek Michałek proponuje mi naleśniki i swoje towarzystwo, ale nie jestem zainteresowany. Tata proponuje mi naleśniki i swoje towarzystwo, ale nadal nie jestem zainteresowany. W końcu wszyscy dają mi święty spokój, a ja zaczynam jeść. I wiecie co? Jest całkiem dobrze. Amarantus ma na tyle delikatny smak i jest na tyle malutki i mięciutki, że nie zwracając na niego uwagi, zjadam pół słoika. W końcu jednak spoglądam do środka i widzę małe białe kuleczki. O nie! Tego już za wiele! Na każdym kroku oszustwo! Nawet słoiki nie są już bezpieczne, w sensie, że mi nie dają tego poczucia bezpieczeństwa. Nikomu i niczemu nie można już ufać. Odchodzę!

Wracam po dwóch godzinach i proszę o naleśniki. Mama przynosi te z amarantusem, a ja je zjadam, jak gdyby nigdy nic. Sposób przyjmowania pokarmu, pozostawia wiele do życzenia, ale zrzućmy to na karb tego, że dzisiaj jest Dzień Dziecka, a w Dzień Dziecka dzieci mogą więcej niż zwykle. Słoik jest już pusty. Zjadłem wszystko. Mama pyta, czy smakowały mi naleśniki z kuleczkami, a ja potwierdzam, że były dobre.Po naleśnikach zamawiam dużego banana. Mama mówi, że przyniesie mi dwa – jednego dużego i jednego małego. Liczy na to, że zmienię zdanie, albo zjem wszystko, co mi zaproponuje.Ja jednak zjadam tylko dużego, a potem wracam do swoich spraw.Na kolację jem kaszkę na kozim mleku. Dzisiaj Mama nie bawi się już w zasłanianie okien, mimo że „krombki” widać jak na dłoni. Skoro wczoraj zjadłem i były dobre, to dlaczego ich obecność miałaby mi dzisiaj przeszkadzać? Można nieśmiało powiedzieć, że zostały przeze mnie zaakceptowane. Przynajmniej w tej ilości, w jakiej chwilowo występują, czyli 1 część „krombków” (kaszka „7 ziaren” Bobovita) na 2 części owsianki (owsianka Bobovita). Nie wiem, co to będzie, kiedy dostanę porcję „7 ziaren” w wersji 100%, ale na pewno to sprawdzimy!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *