Na pierwsze zajęcia idę sam. Na drugich Mama podgląda przez akwarium, jak Paniociocia ubiera mi szelki i podłącza do różnych gumek. Przychodzi, kiedy jestem już gotowy do dzikich szaleństw. A poszaleć rzeczywiście można, bo kiedy ma się na sobie takie szelki i jest się podłączonym do tylu gumek, to grawitacja przestaje działać i można skakać, a nawet latać.
Powiem Wam szczerze, że mimo wielu fajnych zajęć, które mam w Zabajce, te ze skakania i latania są najlepsze! Do tej pory, nie mogłem samodzielnie oderwać się od ziemi, a teraz zginam nogi, odpycham się i fruuu lecę w górę!
Schodzę z pająka i wsiadam na konia. Jestem już trochę wymęczony, bo skakanie przez 40 minut, dla kogoś kto nigdy wcześniej nie skakał, to nie lada wysiłek. Jednak daję radę, a nawet całkiem nieźle się bawię. W końcu hipoterapia, to jedne z najbardziej lubianych przeze mnie zajęć.Przerwy mam dosłownie 5 minut, więc zamiast wrócić na górę zmieniam bryczesy na dresy i adidasy na kapcie, myję rączki i czekam na kolejne zajęcia. Za chwilę zaczynam masaż. Też mój ulubiony!
Terapia Funkcjonalna jest dla mnie wyjątkowo trudna. Nie dlatego, że pani dużo ode mnie wymaga, ale dlatego, że… sam nie wiem dlaczego. Zwykle rwę się do samodzielności, ale tutaj ciężko jest mi być samodzielnym, nie dlatego że nie potrafię, tylko dlatego, że się buntuję, dlatego że akurat teraz trzeba, a ja akurat teraz nie chcę. A dzisiaj to w ogóle jest wyjątkowo trudno, bo zajmujemy się samodzielnym jedzeniem, a jak wszyscy dobrze wiedzą, ja samodzielnie jem tylko to, co lubię i znam, a tu są rzeczy których nie znam i których poznać nie chcę. Samo nakrycie do stołu jest dla mnie trudne, bo już się domyślam co mnie zaraz spotka. A właściwie boję się na zapas, bo przecież nikt mnie do jedzenia nie zmusza. Namawia owszem, ale to ja ostatecznie decyduję, czy wezmę coś do buzi, czy nie. Ku niezaskoczeniu wszystkim zdecydowałam oczywiście, że jednak nic nie wezmę.
Do tej pory po drzemce miałem zajęcia z logopedą i dzisiaj wydaje mi się, że też tam idę, a tymczasem okazuje się, że zamiast logopedy mam chiropraktykę, czyli taki specjalny masaż.Ja to do masowania zostałem stworzony, leżę więc grzecznie i poddaje się przyjemności, która mnie spotkała. O uciekaniu nawet nie myślę. Wymasowany i szczęśliwy idę na obiad……a zaraz potem na dogo- i felinoterapię. Dzisiaj już się nie boję Miki. Chętnie karmię ją kuleczkami, które wrzucam jej do miski i pastą z łyżeczki, a potem elegancko wycieram jej pyszczek.
Dzisiaj po raz pierwszy w Zabajce mam muzykoterapię. Zajęcia są zupełnie inne od tych w Skarszewach. Po pierwsze i najważniejsze – nie ma p. Mateusza (a choć uprzedzony nie jestem i na każdą muzykę idę zawsze chętnie, to muszę Wam powiedzieć, że drugiego takiego jak p. Mateusz po prostu nie ma i kropka), po drugie i najważniejsze – nie ma dzieci (tzn. jest nas tylko dwoje – Czarek i ja), a ja jestem przyzwyczajony, że na muzyce to się gra, śpiewa i broi razem, a nie w pojedynkę, po trzecie i najważniejsze – nie mogę grać na gitarze (mimo, że gitara leży w zasięgu mojego wzroku), po czwarte i najważniejsze – piosenki i melodie lecą głównie z płyty, a nie tak jak w Skarszewach – z instrumentów i z buzi, po piąte i najważniejsze – mimo, że ładnie pracuję pani cały czas uważa, że lepiej będę pracował bez Mamy. Poza tym jest ok.
W ramach popołudniowych zajęć dla dzieci jest dyskoteka. Impreza świetna, tylko za krótka, dopiero się rozkręciłem, a tu już trzeba się zbierać i wracać do pokoju. Dyskoteki, nawet te dla maluchów stanowczo powinny trwać dłużej. Dwie godziny to minimum! Ale póki balet trwa (zwróćcie uwagę na to, jaki jestem elegancki), tańczę sobie sam, albo w duecie z Mamą, Amelką lub Marysią.Dla rodziców też jest dzisiaj atrakcja, choć jak na moje oko wątpliwa. Nie taka fajna jak nasza, nie tańce hulańce, tylko… chodzenie w kombinezonach pionizujących.