Dziś niedziela, dzień wesoły, bo nie mam żadnych obowiązków. Jedyny taki dzień w tygodniu! Ranek jest więc długi i bardzo leniwy. Mam mnóstwo czasu i nigdzie się nie spieszę. Cudownie! Stoję przy oknie i patrzę na naszych balkonowych gości…A zaraz potem, zanim przyjdzie czas mojej drzemki, ubieram się i razem z Mamą, Tatą i Antosiem idę na spacer. Jest okropnie zimno, ale to nic. Chyba damy radę. Antoś dostał na urodziny takie okulary, co to można przez nie spojrzeć na wodę i zamiast odblasków widać to, co jest pod spodem. No i Antoś musi je koniecznie wypróbować. Idziemy więc nad zbiornik retencyjny i szukamy podwodnych skarbów, stojąc …Przeczytaj cały wpis
Archiwa autora: mama
Miś, dom, niebieski, ciocia chcę jeść, dziadziuś
Środa
Coś mi słabo wychodzi to środowe wstawanie, a nawet jak wychodzi, to i tak niczego to nie zmienia. W środy zawsze się spóźniam. Zajęcia zaczynam o 8:30, czyli bardzo wcześnie, zaczynam w Skarszewach, czyli bardzo daleko. Żeby zdążyć muszę wstać o 6:30 i wyjść o 7:30. Ale nawet jeśli mi się to uda (tak jak dzisiaj), to i tak nie mam szans dojechać na czas. Tak to już jest. Dzisiaj na przykład jest mgła. Taka mgła, że nic nie widać. Zaczyna się pod naszym domem, ciągnie przez całą obwodnicę, przez wszystkie wioski i miasteczka, i trwa aż do samego końca, aż do mojego ośrodka w Skarszewach. Jak jest mgła, to się jedzie powoli jak ślimak, żeby nie rozjechać kogoś lub czegoś, czego nie widać, nie wpaść na drzewo, którego nie widać, nie dostać mandatu od policjanta, którego nie widać, nie zdarzyć się z samochodem, którego nie widać. Wyprzedzać też nie można, bo nic nie widać. Jedziemy więc wszyscy jak ślimaki. Kondukt ślimaków przed nami, kondukt ślimaków za nami i my ślimaki w środku tego konduktu.
Spóźniam się na pierwsze zajęcia. A szkoda, bo zawsze są fajne! Dzisiaj lepię frankensztajno-jeża. Jest naprawdę straszny. Ma kolce z makaronu i jest cały zielony.
Z tego pośpiechu, żeby zdążyć, nie zjadłem rano śniadania. Mama goni mnie z łyżką i obrzydliwą owsianką, a ja uciekam. Już wolę być głodny. Chowam się w pokoju p. Patrycji i udaję, że mnie nie ma. Mama jednak widzi przez ściany, więc znajduje mnie bez problemu. Daje mi owsiankę, a ja ją wypluwam. Na zajęcia z p. Michałem pójdę na czczo. Idę, buduję wieże z klocków, a w brzuchu mi nawet nie burczy.
Na trzecich zajęciach zaczynam być głodny, no i ulegam urokowi p. Magdy. Zjadam prawie całą porcję, a potem biorę się do pracy. Mam kartkę z niebem i z ulicą, i mam obrazki. Teraz naklejam na niebie, co lata – samolot, rakietę, osę, ptaka, motyla a na ulicy to, co jeździ – wózek, autobus i rower. Jeszcze tylko pokoloruję i praca gotowa.Po tych …Przeczytaj cały wpis
Hurrra! Mój Antoś ma 5 lat!
Znam Antosia od 1010 dni, czyli od 2 lat, 9 miesięcy i 6 dni, czyli od zawsze. Ale zanim zaczęło się „moje zawsze”, zanim się pojawiłem, to świat już podobno istniał, a w tym świecie był mój Antoś. I był na tyle długo (już od 8.listopada 2009r.), że teraz jest już bardzo, ale to bardzo duży, i ma całe 5 lat! Wiwat Antoś, hip hip hurrra! Wszystkiego najlepszego!
Z tej okazji spotykamy się w małym rodzinnym gronie…
A dzień później, 9. listopada, spotykamy się w gronie Przyjaciół. Wszyscy chcą z nami świętować urodziny Antosia!
W imieniu Antosia wszystkim bardo dziękuję za pamięć, za obecność, za życzenia i za piękne prezenty! 🙂
Dwa dni już minęły, ale długi weekend nadal trwa! W sobotę i niedzielę świętowaliśmy u nas. Przyszedł czas na odwiedziny u Przyjaciół!
W poniedziałek…
…jedziemy na urodziny Aguty! Jak zawsze jest nas dużo, jest głośno i jest wesoło. Aguta skończyła już 3 lata i z tej okazji dostaje od nas super lalę, która chodzi i śpiewa! Też bym taką chciał! Naprawdę! Odkąd lala wyszła z pudełka, nie mogę się z nią rozstać.
Dziękujemy za wspaniałą zabawę Agutko! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego :*
Wtorek…
…to ostatni dzień wolny, więc nie zamierzam go zmarnować na siedzenie w domu. Jedziemy w odwiedziny do Szymka, Franka, Damianka, Cioci Madzi i Wujka Jacka! Hurrrra!
Piątkowa praca przed długim imprezowym weekendem
Przede mną ostatni dzień intensywnej pracy – zajęcia z SI w PSOUU i prywatne zajęcia prowadzone Metodą Krakowską. Muszę Wam powiedzieć, że metoda ta (która ma też swoich przeciwników) coraz bardziej mnie zachwyca, a efekty mojej pracy są coraz bardziej widoczne. Rozpoznaję i czytam samogłoski, bez problemów znajduję takie same rysunki, nawet jeśli jest ich bardzo dużo, podaję obrazki z pamięci, powoli zaczynam rozpoznawać sylaby PA, PO, PU, PÓ, PE, PY, PI…… łączę usłyszane sylaby – np. BU-TY, w słowa – BUTY i wiele, wiele innych. A przy tym świetnie się bawię. To, co było dla mnie początkowo bardzo trudne – siedzenie w jednym miejscu przez 45 minut i wykonywanie określonych zadań, stało się dla mnie czymś normalnym, a nawet przyjemnym. Lubi pracować po krakowsku. Serio!
Dzisiaj kolejne nowe zadanie. Już od dawna układam puzzle dwuelementowe i bardzo to lubię. Tym razem Magda daje mi trudniejsze ćwiczenie. Najpierw pokazuje mi 3 obrazki, z których każdy składa się z dwóch części. Jest pani, jest pan, jest kot. A potem rozkłada je przede mną. Moim zadaniem jest znalezienie dwóch części do pary i złożenie ich w jedną całość. Na pierwszy ogień miała pójść pani, ale ja… zdecydowanie bardziej wolę kota 🙂
To tyle na dziś. Od jutra zaczynam imprezowy weekend. Najpierw urodziny Antosia i jego dwie imprezy (jutro i pojutrze), potem impreza u Aguty (popojutrze) z okazji urodzin, które ma dzisiaj (Wszystkiego najlepszego!), a „popopojutrze” odwiedziny u Damianka i bliźniaków – Szymka i Franka. Będzie się działo!
Sukcesy po krakowsku
5. listopada
Antoś został wczoraj u Babci. To taka cotygodniowa tradycja, żebym w środy, kiedy zaczynam Skarszewy o 8:30, nie musiał wstawać z Mamą przed świtem. Śpi się nam tak dobrze, że mimo, że nie odwozimy Antosia do przedszkola, to i tak się spóźniamy, a właściwie to nie docieramy na pierwsze zajęcia. Zamiast trafić na terapię ręki do p. Sylwii idę prosto do p. Michała. Jak dotąd niewiele mieliśmy wspólnych zajęć, więc póki co się poznajemy. Kolejne zajęcia mam z p. Magdą, a potem idę z Mamą do Wiejskiego Zakątka, do moich ulubionych zwierzaków – królików, owiec, psa i konia.
Zaraz po zakątku, pakuję się z Mamą do samochodu i jedziemy na pierwsze po turnusowej przerwie zajęcia z Metody Krakowskiej, z Magdą nr 1. Jest takie ćwiczenie z którym miałem zawsze problem, nie potrafiłem …Przeczytaj cały wpis
Czytanie sylab, a po nim… najważniejszy spacer na świecie
Rety, rety, ale się cieszę! Zaraz Wam powiem, z czego tak bardzo, ale najpierw kilka słów o dzisiejszych obowiązkach. Do „poturnusowych” zajęć wróciłem już pełną parą, wczoraj Skarszewy, dzisiaj z rana (od 7:30!) OWI w Gdańsku, o 11:30 kontrola u pani doktor w OWI w Gdyni, a od 12:20 do 13:20 zajęcia z Metody Krakowskiej (pierwsze po dwutygodniowej, turnusowej przerwie).
Trochę się bałem jak to będzie z tą krakowską, bo źle znoszę długie przerwy, zapominam co umiałem i słabo idzie mi współpraca. Tym razem jest jednak całkiem dobrze. Pracuję ładnie, nie uciekam, nie odwracam, nie obrażam, wszystko pamiętam, a nawet jestem gotowy żeby zacząć coś nowego. Startujemy z czytaniem sylab. Na początek PY, PO, PU, PÓ, PE, PA, PI.
Na Krakowskiej było całkiem fajnie, ale to nic, w porównaniu z tym, co teraz… kończę sobie zajęcia, Mama pisze SMSa do Cioci Dorotki (bo jesteśmy akurat obok, bo pogoda piękna, wiatr nie wieje, słońce świeci i ogólnie jest ciepło) i nagle po trzech miesiącach niewidzenia mojego Przyjaciela Jaśka …Przeczytaj cały wpis
Wszędzie dobrze, ale w Skarszewach najlepiej
Odpocząłem sobie trzy dni i wystarczy. Tzn. mógłbym odpoczywać jeszcze nawet dwa tygodnie, ale tęsknię już za moimi Skarszewami, więc jadę.
Z grafiku pamiętam tylko tyle, że pierwsza jest „la la la”, więc wychodzę z samochodu podśpiewując sobie pod nosem i grając na bodziaku, tj. na gitarze (przyjrzyjcie się mojemu bodziakowi, to będziecie wiedzieć o co chodzi) .
Rety jest!, moja ulubiona muzyka, moje ulubione piosenki, moja ulubiona gitara, na której mogę grać i ulubione kolano, na którym mogę przycupnąć.
Zaglądam w grafik i już wiem. Czas na Salę Doświadczania Świata i zajęcia z terapii ręki. Oj, za p. Sylwią, masażykiem i ćwiczeniem rączek też bardzo tęskniłem.Teraz powinienem iść do psychologa, ale „starej” pani psycholog już nie ma, a „nowa” jeszcze nie przyszła, więc idę na zajęcia logopedyczne do p. Magdy (której też mi w Zabajce bardzo brakowało).
Na samym końcu mam zajęcia z p. Kasią, która ma zawsze milion pomysłów na to, aby te 45 minut zajęć minęło szybko i przyjemnie, żebym pracował dużo i intensywnie, i nigdy nie był znudzony. Solidny wycisk i dobra zabawa w jednym. Takie cuda tylko u p. Kasi. Dobrze znów być razem. Dzisiaj powtarzamy i sprawdzamy kolory. Wszystko pamiętam, nic nie uciekło, więc jest dobrze. Za tydzień nie ma zajęć, za dwa ostatnia powtórka i ostatnie sprawdzenie moich wiadomości, a za trzy przejdę do dziecięcej matematyki.
Na dziś tylko tyle, ale jutro… jutro to się będzie działo! 😉
Za trzy miesiące będę miał trzy lata…
…a póki co, jestem jeszcze pięknym i młodym trzydziestotrzymiesięczniakiem.
Zwykle kiedy stuka mi kolejny miesiąc, daję Wam znać, co już potrafię, z czym mam trudność, co lubię, a czego nie. Dzisiaj mam taki plan, aby podzielić się z Wami moim słownikiem, czyli powiedzieć, co mówię. A mówię całkiem sporo, chociaż nadal więcej po swojemu niż po Waszemu. Mama na ogół mnie rozumie, chociaż przyznam, że nie zawsze. Ja tu jej tłumaczę… „babokno makostako walo kolo…”, a Mama na mnie patrzy i pyta: „ale o co chodzi?” i ja znów mówię, co mówiłem, a Mama znów nie wie, co. No ale żeby nie było, że gadamy w różnych językach, to jednak czasem się rozumiemy, a nawet częściej niż czasem. Ja mówię, Mama rozumie, Mama mówi, ja rozumiem (co nie oznacza, że słucham, bo swoje zdanie trzeba jednak mieć). Mama to w ogóle rozumie najwięcej i czasem jest moim tłumaczem – wie, które „ke” oznacza piosenkę, a które „ke” oznacza „serek waniliowy”, wie co to „baban”, nawet jeśli czasem zamienia się w „nanan”, wie jaka jest różnica między „ko”, a „koko”. A teraz będziecie wiedzieć też Wy! …Przeczytaj cały wpis
Czternasty, ostatni dzień turnusu w Zabajce
Już dzisiaj wracamy do domu, ale zanim to nastąpi mam jeszcze kilka zadań do spełnienia.
- o 8:30 idę na terapię z edukacją,
- o 9:00 na rehabilitację; dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień i skaczę na pająku,
- o 10:00 na hipoterapię,
- o 10:35 na masaż,
- o 11:00 do Sali Doświadczania Świata,
- o 12:00 na kinezjologię (to zamiast zajęć logopedycznych)…
I tyle. Koniec. Wracam do domu, do Taty i do Antosia. Hip hip hurrra! A do Zabajki wrócę za rok, w listopadzie, razem z moją zespołową paczką. Jestem już zapisany i mam nadzieję, że nic się nie zmieni.
Wszystkim moim zabajkowym terapeutom – Paniociociom i Panowujkom dziękuję za udaną współpracę! Do zobaczenia!
I jeszcze małe podsumowanie …Przeczytaj cały wpis
Trzynasty dzień turnusu, jutro wracamy do domu!
No i jest, zaczął się trzynasty, przedostatni dzień turnusu w Zabajce. Choć bardzo mi się tutaj podoba, to muszę przyznać, że za domem już tęsknię, a dokładniej to za Tatą i za Antosiem. Dzisiaj, to z tej tęsknoty do kilku mijanych panów mówię na „tato”, ale kiedy Mama pokazuje mi Tatę na zdjęciu, to od razu biorę od niej obrazek, mocno tulę i wołam radośnie „Tata, Tata!”, wiem, że to ten prawdziwy. A jak dostaję zdjęcie Antosia, to całuję, tulę i wołam „Atos, Atos”. Pora wracać do domu.
Ale zanim dostanę swój wypis, muszę jeszcze trochę popracować. Rano, jak zawsze, mam Terapię z Edukacją z Paniociocią Kamilą. Dzisiaj utrwalamy kolory, bo już w poniedziałek, na moich zajęciach w Skarszewach, p. Kasia na pewno sprawdzi, czy niczego nie zapomniałem i czego nowego się nauczyłem. Bierzemy więc 4 patyki, wbijamy w matę i nawlekamy, tzn. ja nawlekam, a Paniociocia sprawdza, czy dobrze.
Na rehabilitację …Przeczytaj cały wpis