Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale mi czas leci bardzo szybko. To chyba dlatego, że tak jak dorośli, mam stały cykl tygodnia i odliczam dni do weekendu. No i czas ten tak szybko leci, że ani się obejrzałem, a już stuknął mi kolejny miesiąc i jestem wesołym „dwudziestoośmiomiesięczniakiem”, czyli mam dwa lata i cztery miesiące. Jak zawsze, drugiego dnia miesiąca, opowiem Wam, co już potrafię, z czym mam problem, co sprawia mi frajdę, a czego nie lubię.
Potrafię…
- mówić coraz więcej! Głównie po swojemu, ale staram się ze wszystkich sił naśladować mowę dorosłych i czasem naprawdę mi to wychodzi. Np. zwykle na owcę mówię „beee”, ale jak się bardzo postaram, to wyjdzie mi „owca”, a nawet „owieczka”. Mówię też „mi” lub „miś” na misia. „Kukui” na królika, „kuki” na ciasteczka.
- zjadać biszkopciki. Tak jak najpierw Rodzice musieli zmuszać mnie do ich spróbowania, tak teraz muszą je przede mną chować, bo inaczej, stając na paluszkach sam je ściągam z szafki. Zaczynałem od takich świeżutkich, mięciutkich, pulchniutkich, a teraz to nawet suchara (w sensie, że starego i wysuszonego biszkopta) wciągnę.
- śmiać się w głos. Haha! Serio, tak to właśnie brzmi.
- obserwować i powtarzać czynności, nawet po dłuższym czasie. Np. do tej pory moje jedzenie ukryte było za szafką z drzwiczkami, więc bez problemu (o ile nie była założona blokada) mogłem się do niego dostać. Teraz zamiast drzwiczek są trzy wielkie szuflady i o zgrozo bez uchwytów (jeszcze 3-4 lata i na pewno Tata je przyczepi)! Aby otworzyć szufladę środkową (z jedzeniem), Tata otwiera nogą, od spodu szufladę dolną, a jak już ją otworzy, od spodu (rękoma) otwiera szufladę środkową. Jak mam ochotę coś przekąsić, to podchodzę do szuflad i zadzieram nogę, aby otworzyć nią szufladę.
- rysować, malować i wyklejać nie wychodząc poza kontur. Zresztą bardzo to lubię. Zabawy plastyczne są super! Oczywiście zdarza mi się wyjechać pędzlem, czy kredką poza krawędź, ale staram się tego nie robić. Wiem, do czego ona służy.
- przewlekać sznurki przez dziurki.
- dopasowywać kształty – kółka małe, kółka duże, trójkąty, kwadraty…
- posegregować przedmioty ze względu na kolory (jak dostanę takie polecenie i się skupię na wykonywaniu zadania) i na ich użytkowość (np. tu jedzenie, tu zabawki, tu ubrania). To samo robię na przedmiotach rzeczywistych i na obrazkach. Czasem się pomylę, ale generalnie wiem i o co chodzi.
- potrafię wskazać żółte przedmioty (na polecenie „Staszku, co jest żółte jak kukurydza?”).
- chodzić. I wolę chodzić, niż jeździć wózkiem. Potrafię pokonywać ogromne (jak na tak małego człowieka) odległości i sprawia mi to wielką przyjemność.
- wdrapywać się po schodach. Próbuję czasem iść środkiem, bez trzymanki, ale kończy się to zawsze czworakowaniem. Jeśli chcę wchodzić po schodach jak prawdziwy dorosły, to muszę albo trzymać się poręczy, albo trzymać kogoś za rękę.
- korzystać z nocnika. Sam jednak nie wołam, ale kilka razy dziennie jestem wysadzany na nocniku i kibelku, i zawsze coś zostawiam. Poważne sprawy już od dawna nie lądują w pieluszce!
- wskazywać, podawać i czytać samogłoski – A, U, I, E, Y, O. Największy problem mam z wymówieniem „I”, ale jak się skupię i postaram, to powiem nawet „I”.
- odnajdywać parę do pokazywanego obrazka, nawet jeżeli na stoliku mam rozłożonych 7, czy 8 abstrakcyjnych obrazków.
- podpisywać kolorowe obrazki, konturowymi.
- składać jeden obrazek z dwóch połówek.
- śpiewać i pokazywać piosenki. Śpiewam głównie po swojemu, nie licząc refrenu „la la la la…”, ale śpiewam! A pokazuję głównie do piosenek: „Tu mam serce”, „Tu stoją krokodyle”, „Param pam pam” i „Woogi boogie ahoj!”.
- bawić się sam ze sobą i z towarzystwem. Potrafię się sobą zająć i nikomu nie przeszkadzać, ale potrafię też bawić się z dziećmi i mogę spędzać z nimi długi czas w przedszkolu, w ogóle nie tęskniąc (lub prawie nie tęskniąc) za Mamą.
- pokazać, że mam własne zdanie, nawet przy czymś tak zwykłym jak wybieranie ubrania. Sam wybieram sobie skarpetki i jak mam dostęp do szuflady, to bluzki. Jak wybiorę, to chcę ubrać właśnie to, a nie to, co mi proponują Rodzice.