Ja mam 19 miesięcy…

🙂 Hej, hej! Kolejny miesiąc zleciał, jak z bicza trzasł, a ja otwieram rano oczy i mam już 19 miesięcy.Staszek-Fistaszek, 19 miesięcy, zespół Downa Ile zmieniło się w ciągu ostatniego miesiąca? Hmmm… sukcesy już tak szybko nie przychodzą, ale mimo wszystko mam się czym pochwalić:

Zwierzaki, dinozaury i Mati – moje spotkania

Tata, ja i papugaW niedzielę mieliśmy pojechać do zoo. Jednak pogoda była zbyt piękna, a dni wakacji zbyt ostatnie, żeby szybko i bezboleśnie kupić bilet. Kolejka była ogromna, więc przełożyliśmy wyprawę na środę. A ta środa to był bardzo długi dzień…

Najpierw wcześnie z rana pojechałem z Mamą do OWI na zajęcia z psychologiem. Jechaliśmy tramwajem, żeby Tata miał samochód i żeby zdążył trochę popracować zanim będzie musiał do mnie przyjechać, i zmienić Mamę. Zmieniają się za drzwiami od sali rehabilitacyjnej, gdzie ćwiczę z p. Danusią. Tata zostaje i czeka na mnie, a Mama zabiera samochód i jedzie do pracy. Po raz ostatni …Przeczytaj cały wpis

Co robię, kiedy nie ma turnusu? Odpoczywam!

Najpierw drzemka…Drzemka

…a potem wycieczka. W niedzielę mieliśmy pojechać do zoo. I do Parku Dinozaurów. Ale nic nam z tego nie wyszło. Zrobiliśmy pętelkę przy kasach i zawróciliśmy. Kolejka na milion lat świetlnych mocno nas wystraszyła. Aby nie zmarnować wolnego popołudnia i zapasów żywności, które przygotowaliśmy na tę okazję, pojechaliśmy do Gdyni, nad morze (a konkretnie nad zatokę), na bulwar. Pogoda przepiękna, więc spacer udany. A wracając ze spacerku spotkałem mojego kumpla Jasia, z którym widuję się na zajęciach w Skarszewach 🙂

Po dłuuugim spacerku, jedziemy odwiedzić Babcię Tesię i Dziadka Rysia. Przez te moje turnusy, strasznie długo ich nie widziałem i okropnie się stęskniłem!

We wtorek…

…czyli dziś nadrabiam to, że tak mało widziałem się z dziadkami w wakacje i znowu jadę się z nimi zobaczyć. Tym razem na działkę.

Antek zrywa aronię...

Antek zrywa aronię…

...A ja buszuję w pomidorach.

…a ja buszuję w pomidorach.

Nie daję Mamie czasu na odpoczynek. Choć dostałem całe wiadro fasolki, nie mam zamiaru bawić się nią siedząc grzecznie na kocu. Obejrzałem, wysypałem, pozbierałem, znów wysypałem, „przeliczyłem”, rozrzuciłem…

Kto potrafi tak chwytać fasolkę?

Kto potrafi tak chwytać fasolkę?

…i wystarczy. Idę dalej zwiedzać.

Zamiast wrócić z nami, Antek pojechał z Babcią Asią do Otomina. Zostałem tylko ja i Mama. Wracamy do domu i przechwytuje mnie Tata. Mama ma wolne, a my idziemy na męską wyprawę, nad zbiornik retencyjny.

Sobota, niedziela, poniedziałek, wtorek… wystarczy tego wolnego! Jutro jadę do OWI na pierwsze (i ostatnie) w tym tygodniu zajęcia – najpierw z psychologiem p. Asią, a potem z rehabilitantką p. Danusią.

PS Od wczoraj mam na zewnątrz czwartą czwórkę, czyli jest komplet!

PS 2 A dzisiaj po raz pierwszy wdrapałem się samodzielnie na Antka łóżko (i to nie raz!). 33,5 cm – to wysokość ramy (38 z materacem). Kto jest super pająk wspinacz? Ja! 😀

Czwarty dzień turnusu, a ja znowu wagaruję

Już jest czwartek, czyli przedostatni dzień turnusu. Rehabilitację zaczynam w towarzystwie Mamy, ale mniej więcej w połowie zajęć Mama musi wyjść, bo próbuję do niej uciec. Skutecznie. Uciekam i kładę się Mamie na kolanach. Miło nam tak bardzo, ale w sumie nie po to tu przyszliśmy. Turnus się kończy, a ja nadal nie potrafię (a może tylko nie chcę) usiąść ze stania jak człowiek. Rzucam się pupą w nieznane i liczę na to, że podłoga jest blisko.Rehabilitacja Staszek-Fistaszek zespół Downa 18 miesięcy 1,5 rokuZaraz potem pakujemy się na ostatnią już hipoterapię. I po raz pierwszy płaczę w czasie jazdy na koniku. Jednak to nie wina Okrzemka na którym jeżdżę, tylko mojej lewej, dolnej czwórki. Pcha się strasznie, już czuć ją pod dziąsłem, już widać, już prawie się przebiła.hipoterapia Staszek-Fistaszek zespół Downa 18 miesięcy 1,5 rokuHipoterapię mamy Turzu, jakieś 15 km od Skarszew. Zaraz po zajęciach pakujemy się do auta i wracamy na muzykoterapię.Droga do Skarszew...Zajęcia z p. Mateuszem są moje najulubieńsze. Nie dość, że jest dużo dzieci, to jeszcze jest dużo instrumentów. No i oczywiście p. Mateusz z gitarą 🙂 I mimo, że wie, że popsułem już jedną gitarę, to pozwala mi pograć na swojej. Zresztą p. Mateusz powiedział, że tamta gitara była już pęknięta, więc to nie do końca moja wina, że się połamała. Ufff.

Muzyka znowu kończy się później (bardzo mnie to cieszy!), więc bez przerwy i bez drugiego śniadania idę na zajęcia do p. Patrycji. Czas na spotkanie na łące 🙂

Jeszcze tylko hydroterapia i zaraz pójdę na drzemkę.

Jeszcze zjadam mój miks owocowo-marchewkowo-zbożowo-jogurtowy i na wózkowym spacerku zasypiam. Po 1,5 godzinnej drzemce budzę się, żeby pójść na zajęcia z logopedą.

Po drzemce mam zajęcia z logopedą…

No i tyle na dzisiaj. Z zajęć z psychologiem uciekłem. Wagarowicz ze mnie 😉

Połowinki, czyli trzeci dzień turnusu

Tak jak wczoraj i przedwczoraj zaczynam od rehabilitacji. Dzisiaj nie marudzę i nie uciekam, więc Mama jest ze mną przez całe zajęcia.

Zaraz …Przeczytaj cały wpis

Krowa mówi „muuu”, a ja gram na gitarze

To już drugi dzień ostatniego tygodnia turnusu. Choć zaczynam wcześnie rano – już o 8:00, to zajęcia kończę dopiero 15:00. Nie ćwiczę jednak przez cały czas. Mam dużo długich przerw. Odpoczywam, a nawet mam drzemkę między zajęciami. Znów jest hipoterapia! Dziś, jutro i pojutrze.

Od 8:00 do 8:45 mam rehabilitację. Coraz trudniej jest mnie zachęcić do ćwiczeń. Coraz chętniej ucieka do Mamy i płaczę. Mama wychodzi z zajęć, marudzę jeszcze chwilkę, a potem jest już dobrze. Nie ma Mamy, nie ma komu narzekać. Zaraz po rehabilitacji pakujemy się do auta i razem z Szymkiem i Ciocią Anetką jedziemy do Turza na hipoterapię! Lubię to!, to mało. Ja to uwielbiam. Przez bite pół godziny jeżdżę na oklep. Na nic nie narzekam. Zresztą Szymkowi też się podoba. I też jest dzielny.

Po konikach …Przeczytaj cały wpis

O międzyturnusowych spotkaniach z Przyjaciółmi

Dziewiątego sierpnia skończył się turnus w Skarszewach, a to oznacza, że mam tydzień laby. Tylko jedna rehabilitacja w OWI, a poza tym luz blues. Nadrabiam więc zaległości i praktycznie każdego dnia umawiam się z Przyjaciółmi. No bo jak nie teraz, to kiedy? Przecież pojutrze znów wyjeżdżam. Przez weekend odpoczywałem. Głównie przy Mamie. Tak się przyzwyczaiłem do tego, że jest przy mnie cały czas, że teraz też tak chcę. Chcę i mam 🙂DrzemkaPrzy okazji nadmiaru wolnego czasu, podejmuję pierwsze próby samodzielnego jedzenia.

A od poniedziałku…

…zaczynam intensywne …Przeczytaj cały wpis

Zaspany jeździec, czyli dopadło mnie zmęczenie

Dziś jest przedostatni dzień turnusu. Tęsknię za domem, za Tatą, za swoim pokojem i odpoczynkiem. Ale dam radę! Już niedługo 🙂

Zgodnie z obietnicą zaczynam naukę „takie same”. Nie jest to łatwe, ale z pomocą p. Kasi i Mamy wkrótce to ogarnę. Na początku pani pedagog pokazuje mi dwie takie same, kolorowe piłki. Nazywa przedmioty i mówi, że są takie same. Potem dochodzi trzecia – „inna”. Ta piłka jest żółta i nie pasuje do pozostałych. Kolejno wkraczają do akcji kubki, klocki, łyżki, woreczki i rękawiczki. Zawsze oglądam najpierw pasującą do siebie parę, a potem przychodzi niepasująca. Pani Kasia kilka razy powtarza mi co pasuje, a co nie i tak z każdą trójką. Po przerobieniu wszystkich przedmiotów, zaczynamy od początku. Znów „takie same” piłki i jedna „inna”. Teraz dostaję jedną z pary i muszę pokazać, która z dwóch pozostałych pasuje do mojej. Jeszcze nie wiem, ale jak przypadkiem uda mi się trafić, dostaję wielkie brawa i bardzo jestem wtedy zadowolony.

Pani Kasia dużo mnie chwali. Okazało się, że niestety …Przeczytaj cały wpis

O ósmym dniu turnusu, sukcesie pedagogicznym i kąpieli w jeziorze

Przez dwa tygodnie pierwszego turnusu uczyłem się rozpoznawać przedmioty. Wiem już jak wygląda kubek, miś, łyżka… i wiele innych rzeczy. Przez ostatnich osiem dni codziennie wałkowałem „duży – mały”. Raz zwierzątka, raz naczynia, raz owoce, raz warzywa… dzień w dzień, aż do znudzenia „mała marchewka, duża marchewka”, „mała miska, duża miska”, „mały miś, duży miś”. Niby łatwe, ale jednak trudne. Nie zawsze znałem odpowiedź. Czasem znałem odpowiedz i patrzałem w dobrym kierunku, ale i tak wybierałem źle, tylko dlatego, że to drugie było fajniejsze.

Dziś po raz kolejny uczę się …Przeczytaj cały wpis

Siódmy dzień turnusu i… hipoterapia! :D

Muszę Wam się do czegoś przyznać. W piątek zepsułem gitarę. Zepsułem na amen. Wiecie jak ja lubię grać, no nie? No i na ostatnich zajęciach grupowych zobaczyłem samą, samiutką, smutną i opuszczoną gitarę. Chciałem ją pocieszyć i wesoło na niej pobrzdąkać. Doczworakowałem do niej radośnie i kiedy tylko ją dotknąłem, zsunęła się z hukiem na podłogę i roztrzaskała. Miałem nadzieję, że da się ją jakoś załatać, ale niestety nie. Połamała się, popękała i na tym skończył się jej żywot. Eh! 🙁

Mam jeszcze jeden smutek do podziału. Znów pojawiają się moje okropne ataki. Trwają chwilkę i zaraz przechodzą, ale są. Od kilku dni codziennie. Były ze mną na zjeżdżalni, na rehabilitacji i w wannie. Bardzo ich nie lubię.

A teraz trochę radości. Dziś mam siódmy dzień turnusu i wcale nie jestem jeszcze zmęczony. Codziennie wstaję między szóstą, a siódmą i codziennie mam zapał do pracy.

Z panią Kasią (którą lubię na maksa) ćwiczę różne trudne rzeczy, które sprawiają, że mój mózg intensywnie pracuje, fałduje się i rozwija. Krótko mówiąc dzięki p. Kasi jestem coraz mądrzejszy, coraz więcej wiem. Pani Kasia dba nie tylko o to abym rozwijał się i pracował u niej, ale też o to, żebym ćwiczył w domu. Dlatego dziś znów dostałem wspaniały prezent – kolejne słówka do nauki czytania globalnego, a do tego jeszcze obrazki, żeby łatwiej mi było zapamiętywać. Nie ma co, pani Kasia to świetna babka! :*

Kolejne pół godziny spędzam u logopedy. Masujemy się i ćwiczymy mówienie do kubeczka.

A teraz… czas na konie. Zrywam się z zajęć w Sali Doświadczania Świata, zabieram mojego małego Przyjaciela Antosia i ruszamy na hipoterapię. Najpierw krótkie zapoznanie z czworonożnymi, głaskanie po nosie i przywitanie. Jestem gotowy, mogę zaczynać. Wskakuję na konia i jeżdżę na oklep przez 30 minut. Nie boję się, nie protestuję, nie narzekam. Świetnie się bawię. Urodzony ze mnie jeździec, gaucho, kowboj. Wychodzi na to, ze konie to mój konik. Obok mnie jeździ też moja koleżanka Anastazja i Antoś. Nie bawią się tak dobrze jak ja, ale mimo trudności, próbują. Dzielne zuchy! Chciałbym zostać dłużej, ale niestety jest kolejka, a poza tym muszę wracać na rehabilitację.

Zdrzemnąłem się jadąc do Turza, pospałem w drodze powrotnej…Droga do Skarszew… i wypoczęty (i strasznie brudny) idę na rehabilitację. Energii mam za dwóch, albo i za trzech. Sam nie wiem, skąd ją biorę. Chyba mam wbudowane dynamo. Im więcej pracuję, tym więcej mogę.

I ostatnie zajęcia… hydroterapia. Dobrze mi zrobi taka kąpiel. Na dworze gorąco i duszno, a tu przyjemny chłodek. Wody mam po pachy i radości też 🙂Hydroterapia, zespół Downa, Staszek-Fistaszek, 18 miesięcy

Mama się bała, że skoro spałem w drodze (w sumie z 30 minut), to nie będę spał po zajęciach. Ale śpię. Jak zawsze idziemy na spacer i po kilku minutach śpię już jak suseł. Wstaję, odbieram Antosia, zjadamy obiadek i ruszamy do Starogardu. Jedziemy odwiedzić moją koleżankę Agatkę, Antosia kolegę Mikołaja i Mamy koleżankę – Ciocię Anię. Dzień dobry!Najpierw szalejemy w domu, potem na podwórku… Niby mam swój ustalony czas, w którym się kąpię, zjadam kolację i idę spać, ale jak jest fajna zabawa to można wszystko zmienić. Normalnie ok 19:00 się kąpię, ok 19:30 – 20:00 jem i ok 20:30 smacznie śpię. Tymczasem już po 20:00, a my nadal na placu zabaw!

Wpadamy jeszcze do Cioci na kąpiel (znienacka zabrakło ciepłej wody, więc namydlony czekam w kabinie, aż zagotuje się woda w czajniku :)) i kolację, i o 21:15 ruszamy do Skarszew.

Gotowy do spania, gotowy do drogi... papa!

Gotowy do spania (w Agaty piżamie), gotowy do drogi… papa!