Po kilku wizytach, zrobieniu wielu badań, ośmiokrotnemu zwiększeniu dawki euthyroxu, uspokojeniu pożerającej siebie tarczycy i kilku miesiącach przerwy, czas na kolejną kontrolę.
Na trzy dni przed wizytą robię badanie krwi. Choć uwielbiam kuj kuje, pobranie krwi jest potwornie bolesne i wcale mi się nie podoba. Tak to już ze mną jest, że idę z uśmiechem, a potem następuje zderzenie z rzeczywistością. Żył wcale nie widać i pielęgniarki szukają ich po omacku, tj. wbijają igłę i kręcą nią pod skórą tak długo aż na nią natrafią. Nie jest fajnie. Nie polecam. Nie mam wyjścia.
Za to wyniki są całkiem dobre:
- 25 -hydroksywitamina D w surowicy – 19.6 ng/ml
- Hormon tyreotropowy (TSH) – 0.941 uU/ml
- Wolna tyroksyna (FT4) – 15.55 pmol/l
Do endokrynologa idę w piątek na 11:00. Kiedy w lipcu klepaliśmy termin na styczeń, nie mieliśmy pojęcia, że w tym samym dniu będzie się odbywał w przedszkolu Dzień Babci i Dziadka. Także dzisiejszy grafik mam mocno napięty i sporo niepokoju o to, czy wszędzie uda się zdążyć.
Dzień zaczynam od zajęć prowadzonych Metodą Krakowską. Godzinka z Dagą i pół godziny z Magdą, i muszę lecieć dalej. Od stycznia, wizyty w GUMedzie są umawiane na konkretne godziny, także pędzimy, żeby zdążyć zaparkować (co pod Akademią Medyczną nie jest wcale łatwe) i dojść na miejsce na czas. Jesteśmy kilka minut wcześniej. Pokój pielęgniarki jest pusty (tzn. bez pacjentów), także wchodzę na mierzenie i ważenie.
- wzrost, jak na kurczaka przystało – 97,1 cm (od 24. marca 2017r. urosłem 4,1 cm)
- waga – 15,4 kg (i przytyłem 1,4 kg)
Na moje nieszczęście okazuje się, że …Przeczytaj cały wpis