Siadam, ściągam, odkładam na miejsce

Tak to już jest, że w każdy poniedziałek jadę do Skarszew na cały długi dzień. I tak to już jest, że te Skarszewy są strasznie daleko, więc trzeba jechać i jechać, a potem wracać, i wracać. I tak to już jest, że mimo że na długo i mimo, że daleko, to bardzo lubię tam być. To takie moje miejsce na Ziemi, do którego wracam z bananem na buzi. Czasem oczywiście mam lenia, albo bunt na wszystko, ale wystarczy, że Mama powie „jedziemy na muzykę, będzie la la la”, to jestem zwarty i gotowy – czapka na głowie, buty w garści, możemy jechać. Dzisiaj docieram nieco spóźniony (to nie moja wina), ale muzyka trwa na całe szczęście aż 45 minut, więc nawet jak trochę się spóźnię (czego bardzo nie lubię), zostaje mi nadal całkiem sporo czasu na granie, śpiewanie i tańczenie (co lubię bardzo mocno).MuzykoterapiaDzisiaj jestem jakiś taki przylepiak i większość muzyki spędzam na Mamy kolanach, zamiast przy p. Mateuszu i jego wspaniałej gitarze.

Na zajęciach z p. Sylwią dalej usprawniam rączki. Po masażu, wsiadam do kuca i specjalnie dla Poli szykuję masę solną. Trochę mąki, trochę soli, trochę wody, wszystko wymieszać, zagnieść i gotowe!

Jeszcze tylko psycholog i mogę śmigać na zajęcia z p. Kasią, z którą utrwalam kolor niebieski. Dzisiaj po raz kolejny pokazuję, że kolor ten dobrze znam i jeśli tylko żaden inny pomysł nie stoi mi na przeszkodzie, pięknie wskazuję to, o co p. Kasia prosi.


Na kolejnych 2-3 zajęciach będę utrwalał wszystkie cztery kolory, które już poznałem, czyli żółty, czerwony, zielony i niebieski, a potem, o ile wszystko dobrze mi pójdzie, przeję do matematyki. To będzie niespodzianka dla Babci Asi i już się nie mogę doczekać, kiedy ją zaskoczę. Będę pracował metodą prof. Gruszczyk-Kolczyńskiej („Dziecięca matematyka”) – będę poznawał figury (koło, kwadrat, trójkąt), mały i duży, mało i dużo, długi i krótki, daj jeden, daj dwa, daj jeden, daj dużo, zrób mało, zrób dużo. Będę ćwiczył pokazywanie ilości na paluszkach, a wszystko po to żebym w wieku czterech lat potrafił na dziesięciu elementach policzyć – 1, 2, 3, 4, 5… z zasadą jeden na jednego, czyli że paluszkiem będę dotykał każdego liczonego elementu, że będę wiedział, że każdy muszę policzyć, a wynik końcowy będzie wynikiem całości. Ambitny plan, ale kto nie stawia sobie wysokich poprzeczek, ten skakać nie będzie.

Nauka już za mną, czas odpocząć w przedszkolu. Powinienem coś zjeść, bo w sumie jestem głodny, ale od Mamy nie chcę, wolę od p. Justyny. Papa, idę!Ja i p. Justyna Są chwile kiedy jest mi trochę smutno i tęsknię trochę za Mamą…Przedszkolak…ale generalnie jest dobrze. Nie idę spać, bo na to szkoda mi czasu. Za to świetnie się bawię popylając z wózeczkiem w te i nazad. Pasażera brak, ale kto by się tym przejmował. Ważne, że jest kierowca i jego cztery kółka.PrzedszkolakZ przedszkola wychodzę po 15:00 i nie powiem żebym jakoś szczególnie się spieszył. Owszem, cieszę się bardzo, że Mama jednak jest, ale bez niej też było dobrze. Robię radosne „papa” i wychodzę. I na pewno jeszcze tu wrócę!

Odbieramy Antosia i jedziemy do domu. Ostatnio mówiłem, że chcę być samodzielny, bo to wielka frajda robić coś samemu. I tak, gdy przychodzimy do domu i Mama mówi „Staszku, zdejmij buty”, to ja je ściągam. A dokładniej – siadam na podłodze, odpinam rzepy, ściągam buty, wstaję i odkładam je na miejsce. Jutro Wam to udowodnię!

Szkoda, że z jedzeniem nie idzie mi tak dobrze jak z butami. Wybrzydzam przy obiedzie, mimo że jest słoikowy (a przecież słoikowe lubię i ten kiedyś też mi smakował). Nie chciałem go jeść w przedszkolu i teraz nie chcę tym bardziej. Zamiast jeść się obrażam, albo płaczę, albo szukam czegoś innego do roboty. A właśnie miałem wychodzić na zajęcia z p. Agatą. Na głodnego i smutnego, nie ma po co jechać, bo i tak nie będę pracował. No to zostajemy w domu. Zamiast ćwiczeń logopedycznych szaleństwo w wannie z kolorową wodą! Nie ma tego złego…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *