Pogaduszki z Pietruchą

Kiedy człowiek przez trzy dni jeździ na turnus, to musi potem porządnie odpocząć. Tym bardziej, jeśli po dwóch dniach przerwy będzie jeździł dalej. Najlepszym odpoczynkiem jest leżenie plackiem i nicnierobienie, albo wręcz przeciwnie – dzikie szaleństwo. Ja wybieram opcję numer dwa razy dwa. Dzisiaj śmigam na Stare Miasto na koncert Julii Pietruchy, a jutro do Starogardu na koncert Sunny Money.Tak bardzo nie chcemy się spóźnić, że przyjeżdżamy z 30 minut przed czasem. Ale to nic. Spokojnie parkujemy pod Teatrem Szekspirowskim i maszerujemy na Targ Węglowy. Tak jak wcześniej obiecałem, idę z Mamą grzecznie za rączkę, nie świruję, nie uciekam i dobrze pilnuję, żeby się nie zgubić. Mama oczywiście mi przypomina o tym, jak się już w tym roku zgubiłem i co strasznego mogło mi się przytrafić i jak ważne jest to, żebym nie odchodził nigdzie bez niej. Każda okazja do nauki jest dobra.

Pod sceną stoi tylko jedna osoba, także możemy wybrać sobie najlepsze ze wszystkich miejsc (stajemy więc zaraz pod barierką, vis a vis mikrofonu Julii) i obserwować, co dzieje się na scenie. Od razu zauważam mojego znajomego z Trójmiejskiego Zlotu Sympatyków Ukelele – Mateusza, który jest technicznym u Julki i gitarzystą w Chassis (w tym roku jego zespół był supportem grupy Korn podczas koncertu w Dolinie Charlotty), wołam go, witam i ściskamy sobie rękę na cześć, tak jak to robią mężczyźni.

Czekam i czekam, i ciągle pytam: „Gdzie jest Julia?”, „Kiedy będzie?”, „Co robi Julia?”, a Mama odpowiada i opowiada, co tam jest na scenie, jakie instrumenty i że Julka na pewno zaraz przyjdzie, i że nie będzie miała butów. Myślałem, że to tylko żarty, ale potem się okazuje, że to prawda, bo Julia naprawdę chodzi po scenie na boso.Każdy koncert zaczyna się tak samo, czyli najpierw gra radio, słychać fale i przyjemną muzykę, a potem wychodzi Pietrucha i śpiewa najpiękniej na świecie. Zasłuchany i zapatrzony siedzę na barierce i płynę razem z nią, w daleką podróż, tam gdzie jest ciepło i zawsze świeci słońce. W komplecie z Julką jest też ukulele – mój ukochany instrument. To właśnie dzięki niemu poznałem Julkę i jej muzyczny świat.Za każdym razem kiedy jest trochę ciszej, kiedy jest taka przerwa między piosenkami, wołam głośno: „puła, puła”, ale do sceny me wołanie chyba nie dochodzi. To w sumie nie dziwi, bo zanim zaczął się koncert, ludzi przybyło, zrobiło się głośno i tłoczno. Ale się nie poddaję. „Puła, puła”, to moja ulubiona piosenka z albumu „Parsley”. Oczywiście jej tytuł wcale tak nie brzmi, ale jej refren bardzo podobnie. Posłuchacie, to będziecie wiedzieć o co mi chodzi:

Tak, czy inaczej wołam. Czasem „Puła, puła”, czasem niezgrabnie i z wielkim wysiłkiem „Słing bong”. W końcu udało mi wstrzelić w ciszę absolutną i wołam z tego mojego najlepszego miejsca, tuż przed Julią:

  • Julia, Julia!
  • Co tam? – pyta mnie ze sceny.
  • Puła, puła! – odpowiadam.

Nie wiem, czy Julia wie, o co chodzi, ale skrzypek – Joachim Łuczak, zrozumiał, że chodzi mi o jakiś utwór, bo powiedział:

  • Dzieciak ma już koncert życzeń.

Mama potwierdza i mówi, że faktycznie, bo „Puła, puła”, to nic innego jak „Swing Boy”. Niestety na swoją ulubiona piosenkę muszę trochę poczekać. Niestety głównie dlatego, że trochę przysypiam, a nie chciałbym jej przegapić, jak to się stało podczas koncertu w Teatrze Szekspirowskim. Kiedy zaczynam przymykać oczy, a głowa kiwa mi się na boki, Mama sprowadza mnie do pionu, robiąc mnie w trąbę! Mówi: „Staszku nie śpij! Zaraz będzie <<Puła, puła>>!”, więc otwieram szeroko oczy i wytężam słuch, a tam guzik! Wcale nie ma puły, puły! Ale to nic, pozostałe kawałki też są świetne. W dwóch z nich, gra mój kumpel Mateusz. W „Growl it”, (z pierwszej płyty) na gitarze… …i w całkiem nowej „Springbrake” na banjo. Mówię Wam, wymiata! Mateusze chyba tak mają.Tuż przed tym nowym kawałkiem, pojawia się piosenka na którą czekałem od samego początku. Najulubieńsza ze wszystkich piosenek Julki i w ogóle jedna z najlepszych piosenek, jakie znam. „Swing Boy”. Jest radość! Jest moc! Jest super kosmos! Tak się cieszę! Juhu!Oprócz „Springbrake”, Julka ma jeszcze jedną nową piosenkę w repertuarze. Podobno spędza tyle czasu ze swoim Warzywniakiem, że nie maja już o czym gadać, więc piszą piosenki 😉 To dobrze, bo czekam na drugą płytę. Mam nadzieję, że mają przed sobą wiele długich i strasznie nudnych dni, podczas których powstanie coś najlepszego. Druga z tych piosenek, a może pierwsza, to „Beach party”. Dla mnie ważna, dla Mamy jeszcze ważniejsza, bo… jak często się zastanawiacie, o czym jest piosenka, której właśnie słuchacie? Jak często wsłuchujecie się w słowa? Julka śpiewa po angielsku. Dla mnie równie dobrze mogłaby śpiewać po chińsku, bo nie znam tego języka (no może oprócz kilku słów, które poznałem na angielskim w przedszkolu i kilku, które znam z bajki „Peppa Pig”), ale kiedy tylko zaczyna się ta piosenka, zadaję Mamie pytanie. Chyba najbardziej niezwykłe w moim pięcioletnim życiu. „Mamo. O czym jest ta piosenka?” – pytam. I tym optymistycznym akcentem, zakończę ten wpis. Do zobaczenia na kolejnym koncercie!PS Julka wyszła do swoich fanów, którzy przyszli na jej koncert w ramach Jarmarku Dominikańskiego. Podszedłem się przywitać, ale spękałem i schowałem się w Mamy ramionach. Byliśmy umówieni na wspólne zdjęcie, bo poprzednie (w Teatrze Szekspirowskim) robiliśmy na śpiocha, także nie wyszło najszczęśliwiej. Ale tym razem też jestem jakiś taki schowany w sobie i bardzo nieśmiały. Zresztą za dużo tu ludzi. Jakby Julka miała sobie robić zdjęcie z każdym przypadkowym przechodniem, który rozpozna w niej gwiazdę, nie zdążyłaby na jutrzejsze Męskie Granie w Warszawie. Także, następnym razem! Tymczasem mówię: „Dobranoc Julia” i zmykam. Już prawie 22:00. Czas wracać do domu.


Jeden komentarz do wpisu “Pogaduszki z Pietruchą

  1. My mamy wcześniaka z uu lekkim. Ma 8 lat. Jeszcze nigdy nie zdał pytania „co to?”, „kto to?”. Co najwyżej zapyta. gdzie coś jest, lub jak się coś robi. Pyta tylko o rzeczy, które są mu potrzebne i chyba tak naprawdę nie obudziła się w nim jeszcze świadomość, że czegoś nie wie. Pytanie, które zadał 5-cioletni Staś to mega pozytywny znak, że nieźle sobie chłopak radzi. Oby tak dalej!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *