„Ona już Tobie dała. Za późno.”

Środa, 3. lipca

Na śniadanie dostaję Jogurtos zmieszany z truskawkową Jogobellą. „Śmietan” w ogóle mi nie przeszkadza, ale truskawki są niestety za duże. Nie wszyscy lubią jogurty z dużymi kawałkami owoców. Ja na przykład wolę małe – niewidoczne dla oczu i niewyczuwalne dla języka.

Do przedszkola zabieram naleśniki, które zjadam i dwa czerwone banany, które z powrotem przynoszę do domu. To, że zjadłem czerwone banany w kinie, niczego nie zmienia. W kinie było ciemno, niczego nie było widać, nie wiedziałem, co jadłem. W przedszkolu jest jasno i dobrze widzę, że banan ma niewłaściwy kolor skórki… nawet jeśli kryje się pod nią zupełnie właściwy smak.

Mama nie wzięła dla mnie żółtych bananów, na drogę powrotną z przedszkola, także dopiero w domu, nadrabiam niedobór kalorii (zjadłem dzisiaj tylko trochę jogurtu i słoik naleśników). Kiedy wychodzę z łazienki, widzę, że Mama nakłada mi już obiadek. Marysia wszystko obserwowała i lojalnie mnie uprzedza: „Mama wrzuciła tobie kulki.”  „Nie chcę kulek!” – alarmuję póki pojemnik z „krombkami” jest jeszcze zamknięty. Mania pozbawia mnie jednak złudzeń: „Ale ona już tobie dała, za późno.” Faktycznie. Jest już za późno. Pojemnik nie jest „jeszcze” zamknięty, a „już” zamknięty. Kulki zostały wrzucone. Kiedy kończę jeść obiadek, Mama myszkuje w lodówce. Dobrze wiem, że coś kombinuje, więc otwieram drzwi od spiżarki i mówię, żeby pokazała, co tam robi. Mama od razu się przyznaje i pokazuje jaki serek włożyła do mojej miseczki.Trochę mnie to niepokoi…

„Eee, nie jem tego serka.” – mówię i robię obrażoną minę.
„Ale przecież wczoraj jadłeś i mówiłeś, że jaki jest?” – dopytuje Mama.
„Dobry!” – odpowiadam, a na mojej buzi pojawia się uśmiech.Nie jest łatwo przyznać się przed samym sobą, nie jest łatwo przyznać się przed innymi, nie jest łatwo przyznać się przed nowym serkiem, że coś, co do tej pory uważałem za niejadalne, można jednak zjeść, że coś, co było fe, niedobre, „tego nie jem”, jest jednak smaczne. Świadome próbowanie rzeczy spoza listy moich pewniaków jest naprawdę dużym wyzwaniem. W moim poukładanym, kulinarnym świecie, otwierają się drzwi, które do tej pory zamknięte były na kłódkę. Z jednej strony dają one szansę, na poznanie czegoś nowego, z drugiej wzbudzają niepokój. Kto wie, co się za nimi kryje?

Taki mamy z Manią plan, że… obejrzymy dziś na dobranoc „Sekretne życie zwierzaków domowych”. Mama rzadko godzi się na bajki pełnometrażowe w środku tygodnia, bo są naprawdę długie, a rano trzeba wcześnie wstać. Tym razem udaje nam się ją jednak przekonać. Sami się wyszykowaliśmy i o 18:15 jesteśmy już gotowi. Najedzeni, umyci, w piżamkach, czekamy na dobranockę.Mama włącza bajkę, Tata wraca z pracy, Mama wychodzi z Figą na wieczorny spacer, bajka się kończy, a my… wychodzimy z łóżek. Nie jedliśmy przecież kolacji!

Mania zjada parówkę, ja kaszkę owsianą na mleku kokosowym. No, to teraz możemy jeszcze raz umyć buzię, zęby i rączki, zrobić siusiu, znów umyć rączki, pójść do łóżka, napić się, wyjść z łóżka, zrobić siusiu, umyć rączki i pójść spać. Dobranoc!

Wtorek, 4. lipca

Na śniadanie zjadłbym coś dobrego, ale… nie mogę znaleźć malinowego jogurtu, a to właśnie na niego mam dziś wielką ochotę. Skoro nie jogurt, to może… naleśniki! Lecę i przynoszę sobie jeden słoik. W tym czasie Mama nabiera garstkę prosa i trzyma ją w ukryciu. Jednak wcale nie jest łatwo podrzucić skrywane kulki. Dobrze pilnuję mojego słoika, a nawet sam go otwieram.Kiedy naleśniki są już prawie zjedzone, kiedy dobijam do dna, Mama podrzuca mi jedną kulkę. Bardzo, ale to bardzo mi się to nie podoba. Chcę, żeby Mama ją wyjęła. Jednak Mama, jak to Mama, zamiast ją wyjąć i wyrzucić, udając, że próbuje się jej pozbyć, wygrzebuje ze słoika ostatnią porcję musu (oczywiście razem z tą kulką) i podaje mi ja do buzi. 1-0 dla Mamy.Po śniadaniu, jadę z Mamą na kolejną kontrolę do laryngologa. Okazuje się, że moje uszy słyszą całkiem dobrze, kanaliki słuchowe są wąskie i kręte, błona bębenkowa piękna, migdały małe. Po przeprowadzeniu kilku badań, Pani doktor jest pewna, że wszystko jest w porządku. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, jeśli nic nas nie będzie niepokoić, to nie muszę tu wracać przez najbliższe sto lat!Wracamy do domu, ale tylko na chwilę! Bierzemy tobołki, bierzemy Marysię i ruszamy do Babci Asi! Zostaniemy tu aż do niedzieli! Bez Mamy, bez Taty, bez Antosia, bez przedszkola! Juhuuu!Pamiętacie jak dobrze szło mi rozszerzanie diety u Babci Asi? Nie inaczej jest i tym razem. Ledwo przekroczyłem próg, a już tańczę, jak mi Babcia gra. I to z uśmiechem na twarzy!

W ciągu tych kilku dni:

  • regularnie dosypuję kulki do jedzenia, a nawet sam się o nie upominam,
  • zjadam mieszankę śniadaniową składającą się z jednego jogurtu truskawkowego, połowy jogurtu bananowego i połowy jogurtu naturalnego,
  • chodzę z Babcią i z Marysią na spacery do lasu i na plac zabaw,
  • bawię się w dom z Marysią i moją koleżanką Monią (z którą jeździłem przez ostatnie dwa lata na wakacje do Kiejkut),
  • odwiedzam moją kochaną Prababcię Tesię,
  • koloruję obrazki zgodnie z tym, co wskazują cyferki,
  • świetnie się bawię.

Kiedy ja, razem z Maniutą, odpoczywam u Babci Asi, kiedy Antoś relaksuje się u Babci Bożenki – moi Rodzice mają wolne! I to nie byle jakie wolne! Zabierają Figę, pakują tobołki i wyjeżdżają na kilka dni, żeby w końcu zająć się sobą. Nic nie musieć, wszystko móc. Właśnie świętują dziesiątą rocznicę ślubu! Naprawdę! Dokładnie 10 lat temu, po dwóch latach „chodzenia”, przyrzekli przed Bogiem, Rodziną, Przyjaciółmi i przed sobą, że już zawsze będą razem. No i są! Choć wiatr czasem wieje im w oczy, choć kłody lecą pod nogi, choć czasu dla siebie mają wciąż mniej niż by chcieli, to nadal się lubią, kochają, wspierają i potrzebują. Nadal, z uśmiechem i zaufaniem kroczą wspólnie obraną drogą. Nadal się sobą cieszą. Oby tak już zostało!Do domu wracamy w niedzielę. Z braku obiadku, zjadam tylko deserek. Prosto z pojemnika… serek BIO od Bakomy. Bez kombinowania, oszukiwania i udawania. Wiem, co jem!A na kolację, po raz pierwszy od kilku, a może i kilkunastu już dni, owsianka z „krombkami” na kozim mleku.PS To teraz już wiecie, dlaczego zabrakło mnie na trzecim etapie Gdańskich Biegów Leśnych. Nie było Mamy, nie było Taty, nie miał mnie kto zawieść. I mnie też nie było! Nikogo z nas nie było! Mam nadzieję, że kolejny etap już mnie nie ominie! Z tego samego powodu, nie było nas również na niedzielnym nabożeństwie. Jednak mimo, że nie było nas w naszym kościele, nasz kościół był z nami. Zobaczcie sami!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *