Gruby i cienki po raz ostatni

Ja to mam łeb do tej matematyki chyba po Babci Asi…, bo na pewno nie po Mamie. Ledwo co zacząłem uczyć się o „grubym” i „cienkim”, a dzisiaj już kończę. Nie tylko wskazuję, kiedy p. Kasia mnie pyta, nie tylko wskazuję spontanicznie sam z siebie, ale i nazywam. A jakby tego było mało, to sam z siebie dorzucam poznane już wcześniej pojęcia matematyczne, takie jak np. „długi” i „krótki”. To dowód na to, że zaliczony, nie znaczy zapomniany. I dowód na to, że naprawdę rozumiem.

„Gruby” i „cienki” (nie mylić z chudym) ćwiczymy na szaliku, na kartkach, na słomkach, na patykach… p. Kasia co chwilę wyciąga coś nowego, żebym przypadkiem się nie znudził. I ja się nie nudzę! Ani trochę nie mam dość! Wszystko mi się podoba i wszystko mnie interesuje. To jest niesamowite jak wiele rzeczy, w jak różnorodny sposób, można zrobić przez zaledwie 45 minut i to cały czas świetnie się bawiąc!
Nauka i sprawdzanie wiedzy na temat „grubego” i „cienkiego”, to oczywiście nie jedyny temat, który dzisiaj przerabiamy. Ćwiczę też liczenie do trzech, a przy okazji poznaję wiosenne zwierzaki – żaby, bociany, jaskółki i pszczoły, układam rytmy matematyczne i ćwiczę pamięć i spostrzegawczość grając z p. Kasią w memo.

Skoro „gruby” i „cienki” mam już w małym paluszku, to za tydzień coś nowego – „pełny” i „pusty”, i może wreszcie się dowiem, czy szklanka jest w połowie pełna, czy w połowie pusta.

A we wtorek…

…wszystko jest nie tak jak powinno. Antoś miał mieć spotkanie w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w sprawie gotowości szkolnej, ale wczoraj, zupełnie znienacka nam je odwołali. Ale zanim je odwołali, to ja odwołałem swoje zajęcia, bo pokrywały się czasowo z wizytą Antosia. Na szczęście odwołanie moich zajęć udało się odwołać i razem z Mamą i z Antosiem jadę do Gdyni. A dlaczego z Antosiem? Bo po zajęciach czeka na nas mini sesja dla Fundacji Wspierania Rozwoju „Ja Też”, w studio fotograficznym Aleksandry Siateckiej. Ale o tym za chwilę.

Na dzisiejszych zajęciach z Magdą jestem jakiś taki rozkojarzony. Interesuje mnie wszystko, tylko nie nauka, a najbardziej ze wszystkiego interesuje mnie mój Brat Antoś.

Po zajęciach jedziemy na sesję. Okazuje się, że zrobić mi zdjęcie na zawołanie nie jest tak łatwo i hop siup, bo szybko się nudzę i zamiast pięknie pozować, jak np. Asia, albo grzecznie jak Aleks, albo chętnie jak Antoś… chodzę sobie tu i tam, albo ładuję się Mamie na kolana, albo grzebię w torbie z jedzeniem (bo ostatnio mam wilczy apetyt). Na szczęście Mama zabrała ze sobą to coś… czyli serek waniliowy i tym oto sposobem udało się utrzymać mnie na miejscu. Przynajmniej na początku, bo potem się rozkręcam i sesja zaczyna mi się podobać. Na koniec pozuję nawet sam sobie, czyli mówię „cheese” i strzelam sobie selfie. Póki co, nie mam jeszcze dostępu do wspaniałych zdjęć zrobionych przez Olę, ale mam kilka amatorskich cykniętych przez Mamę 🙂

Asia, ja i Aleks

Asia, ja i Aleks

Po sesji śmigamy w odwiedziny do Babci Tesi, bo jak się okazuje, to rzut beretem stąd, a ja Prababcię Tesię to uwielbiam. Łapię ją za rękę, mówię „chodź” i oprowadzam po mieszkaniu, albo próbuję posadzić na podłodze żeby się ze mną bawiła.

Jak zacząłem pisać o wtorku, to napisałem że wszystko jest nie tak, jak powinno. Wizyta w Poradni miała być, nie było! Krakowskiej miało nie być, a była. Rehabilitacja miała być, a nie ma! Czekam w domu na „Kukasza”, a właściwie nie czekam tylko smacznie śpię, a go jak nie było, tak nie ma. No trudno, przynajmniej się wysypiam 🙂


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *