Tak czasem bywa, że nie ma się już na nic siły i zamiast pracować, nie robi się nic. Tak właśnie było wczoraj, czwartego dnia turnusu. Niewiele zrobiłem u Iwony, zupełnie nic u Ady, a do Mateusza nawet nie poszedłem, bo płakałem ze zmęczenia. Mama porwała mnie, utuliła i zabrała do domu, żebym wypoczął i z nową energią, wyspany i zrelaksowany, wrócił dziś.
No i wracam. U Iwony idzie mi powoli. Tak bardzo powoli, że Mama musi napić się kawy. Potem trochę przyspieszam, ale Mamy już nie ma, więc zdjęć i filmów brakuje.
Na zajęciach sportowych Socatots nigdy nie brakuje mi sił, także biegam z piłką, czołgam się przez tunel, rzucam kostką. Zazwyczaj wszystko tak, jak trzeba i kiedy trzeba.
Na przerwie, przed kolejnymi zajęciami, robimy na korytarzu sztuczki. „Wchodzi kominiarz po drabinie…”, albo robaka, co się wije między złożonymi dłońmi. Ale i tak największą furorę robi sztuczka z komarem, którą pokażę Wam za jakiś czas.
Czas na zajęcia z Adą. Nie bardzo się na nie spieszę. Powiedziałbym, że raczej gram na zwłokę. Im dłużej będę szedł, tym mniej czasu zostanie na naukę. Ale Mama mnie zachęca, mówiąc żebym zapytał się Ady, czy zna jakieś sztuczki. Może zna jakieś lepsze niż tata Tadka.
Okazuje się, że zna, ale tylko małpie! Małpie sztuczki i małpie figle. I to od nich zaczynamy dzisiejsze zajęcia! Bo kiedy nie ma siły, kiedy brakuje chęci, kiedy wszystko jest …Przeczytaj cały wpis