O chodzeniu przy chodziku (czyt. pchaczu) i jeżdżeniu na koniku

Piątek mam zawsze wolny…

…ale nie tym razem. Dzisiaj w Skarszewach jest festyn z okazji Dnia Dziecka, a przy okazji otwarcie nowego placu zabaw. Nie zastanawiam się więc długo, zabieram Antka i Mamę, i ruszamy w trasę.Droga do SkarszewA tu czeka na nas wiele atrakcji. Konkursy, przekąski, dmuchany zamek, malowanie buziek i wiele innych. Startuję w jednym konkursie – czworakowanie do Mamy. Nie specjalnie mi się spieszy, bo wyścig jest po piasku, a jak wiadomo, piasek jest smaczny i ciekawy, więc wolę siedzieć w miejsc bawić się nim i degustować. Zresztą moi rywale też nie są zainteresowani wyścigiem.

Wyścig po piasku

W końcu jeden z nas startuje i wtedy podejmuję walkę. Ciut za późno, więc ląduję na drugim miejscu. Ale dyplom jest!

Dostaję dyplom za udział w wyścigu

Kolejna runda jest dla mam. My czekamy, a nasze mamy czworakują. Ambicje wzięły górę i jak wystartowały, to wszystkie były pierwsze, a my cali zaspani piaskiem.
Na zabawę przyjechało kilu moich kumpli. Jest Mati (kiedyś z Pruszcza, teraz z Jasienia), Maksio i Justin., ale i tak najwięcej czasu spędzam z moim ulubionym Antosiem.

W piątki nie miewam ćwiczeń, ale dziś jest wyjątek. Skoro przyjechałem taki kawał, to p. Agnieszka organizuje mi rehabilitację i zajęcia z logopedą. Tutaj chyba nie istnieją słowa „niemożliwe”, „nie damy rady”. Uwielbiam to miejsce!

Idę na rehabilitację i ćwiczę z moją p. Anią.

Antek mógłby spędzić ten czas z przedszkolakami, ale woli popatrzeć i zrobić swoje strażackie ćwiczenia.

Po rehabilitacji miałem mieć przerwę, ale zmęczony nie jestem, a p. Emilka jest już wolna, więc mogę zaczynać. Dawno nie miałem takiego fajnego masażu i trochę się odzwyczaiłem od siedzenia w jednym miejscu, więc próbuję uciekać.Masaż zenętrznyWracam do domu, a tu czeka na mnie niespodzianka – mój wymarzony, wyczekany pchaczo – jeździk Dino Fisher-Price’a. Ja i mój Dino Oglądam go, łapię, wstaję i idę. Powolutku, dość pokracznie, ale do przodu! Juhuuu!

Sobotę…

…spędzam u Babci Asi. Forest na powitanie wylizuje mi nóżki, rączki i buzię. Lubię to! W nagrodę chciałbym mu porzucać frisbee, ale jeszcze nie potrafię.

Siedzimy sobie na działce, słoneczko świeci, a tu zza płotu, dobiegają jakieś hałasy. Mama sprawdza i okazuje się, że niedaleko jest festyn. Czekając na Antokowych imieninowych gości, idziemy zobaczyć, co się tam dzieje. A dzieje się dużo! Są konkursy, pokazy walk rycerskich, tańce i co najważniejsze… konie! No i możemy się na takim koniku – kucyku przejechać.


Wpis “O chodzeniu przy chodziku (czyt. pchaczu) i jeżdżeniu na koniku” został skomentowany 10 razy

  1. Stasiu jesteś moim bohaterem 🙂 ale jaki tam w tle talent wokalny Antka 😉 i cóż za wytrwałość „Stasiu, Stasiu, Stasiu, Stasiu….. ” hihi 😀

  2. Witam, też mamy te spodenki w kratkę co ma Antoś na zdjęciu i też nam spadają :/ jednak widzę że szelki uratowały sytuacje:) tez spróbuję .Pozdrawiam Ola

    • Te Antosiowe spadają, bo są za duże. Niestety, jak pojechaliśmy jego rozmiar był już wykupiony, a Mamie się spodobały, więc wzięła. Jednak szelki dają radę, choć lepiej zrobić zaszewki po bokach – tak zrobiliśmy z drugą parą.

Skomentuj Amadeuss Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *