Czwarty dzień turnusu, a ja idę na wagary. A na placu zabaw jest lepiej niż w wózku!

Wczoraj wcześnie poszedłem spać, no to dzisiaj wcześnie wstaję. Z uśmiechem na buzi i zapasem energii na cały długi dzień pełen ćwiczeń. Mama chce mnie jeszcze poprzytulać, ale ja jestem już rozbudzony i chcę się bawić. To nic, że jest dopiero 6:30. Mamie daję jednak poleżeć. Potrafię się bawić sam.

Pierwsze zajęcia mam o 8:00. Tak samo jak Antoś. Dzisiaj udało nam się dotrzeć przed czasem. Antek ma rehabilitację, a ja zajęcia z pedagogiem. Dzisiaj idzie mi o wiele lepiej niż wczoraj i odgaduję prawie wszystkie trudne zagadki: „Która piłka jest mała?”, „Która piłka jest duża?”, „Która lala jest mała?’, „Która lala jest duża?” itd. Naprawdę, naprawdę, naprawdę, chyba w końcu załapałem, o co pani Kasi chodzi 🙂

Duża piłka w dużej misce

Duża piłka w dużej misce

Na hydroterapii zawsze jest fajnie, ale dziś podoba mi się jeszcze bardziej. Pani Justyna nalała mi mnóstwo wody, a do tego pozwala mi ją łapać kiedy wylatuje z prysznica. Świetna zabawa!

Pani Sylwia przygotowała dziś dla mnie zabawy ze światłem. Najpierw tunel, w którym czają się świetliste makarony, potem zabawy ze światłem w namiocie z worka i chowanie makaronów pod folią. Patrzę jeszcze sobie na podświetlane bąbelki w wodnym walcu i łapię zajączki, które kicają po suficie, ścianach i podłodze.

Czas na długą przerwę, drugie śniadanie (banan, nektarynka, jabłko, borówki amerykańskie, twaróg i amarantus ekspandowany) i odpoczynek. W dobrym nastroju idę na rehabilitację. Ćwiczę chodzenie przy fistaszkowej piłce (została chyba stworzona specjalnie dla mnie) i trzymany za bioderka. Wspinam się po schodkach i schodzę tyłem. Trenuję utrzymywanie równowagi na piłce i cieszę się relaksująco – rozweselającym masażykiem stóp i rączek.

Bardzo dokuczają mi wychodzące ząbki. Nie pomaga maść, nie pomaga masaż, nie pomaga gryzak. Dostaję czopka, wtulam się w Mamę i zasypiam. Na zajęcia muzyczne nie idę. Wagaruję!

Szybciej poszedłem na drzemkę, to i szybciej wstałem. Oczywiście głodny. Zjadam obiadek i Antoś też zjada, i jeszcze Mama, i idziemy na plac zabaw. Dwa dni temu odkryliśmy coś niesamowitego. Okazuje się, że wyjście na plac zabaw jest milion razy fajniejsze, niż spacer w wózku. Dlaczego? Ano dlatego, że:

  • na spacerze w wózku jestem przypięty, brak mi więc swobody ruchów,
  • na spacerze w wózku nie mogę dotykać niczego, co w nim nie jest, po prostu nie dosięgam,
  • na spacerze w wózku jestem biernym obserwatorem,
  • na spacerze w wózku Mama rozmawia z koleżanką (albo z kimś), Antek jedzie na rowerze, albo gdzieś biega – niby jesteśmy razem, ale tak naprawdę osobno,
  • na spacer w wózku wychodzę czysty i wracam czysty,

A kiedy idę na plac zabaw:

  • czworakuję po piasku i po trawie,
  • skaczę po trampolinie,
  • wstaję przy różnych sprzętach,
  • wspinam się na niskie przeszkody,
  • próbuję wspiąć się też na wysokie, np. na ściankę wspinaczkową, albo na zjeżdżalnię od drugiej strony,
  • kopię w ziemi,
  • szukam kamyków i podnoszę je chwytem pęsetowym,
  • wchodzę na czworakach po schodach,
  • samodzielnie zjeżdżam ze zjeżdżalni,
  • bujam się na sprężynowych bujakach,
  • kręcę się na karuzeli,
  • chodzę w tunelu,
  • wchodzę do piaskownicy i wychodzę, i znów wchodzę, i wychodzę i tak w kółko,
  • sam decyduję gdzie się bawić i w co,
  • bawię się z Bratem,
  • bawię się z Mamą,
  • przychodzę czysty i wracam umorusany po sam czubek głowy.

Istnieje ryzyko, że szalejąc na placu zabaw zjem trochę piasku – zjadłem wczoraj i dzisiaj, i nic mi nie jest. Istnieje ryzyko, że mogę nabić sobie guza. Nabiłem sobie dzisiaj zjeżdżając ze zjeżdżalni, ale za kilka dni nie będzie po nim śladu. Istnieje ryzyko, że się ubrudzę, ale na szczęście mamy w domu pralkę. Są jeszcze inne ryzyka, które towarzyszą mi na placu zabaw, ale są znikome w porównaniu do frajdy jaką daje mi zabawa na świeżym powietrzu, bez wózka, bez szelek, z pełną swobodą ruchów.

Wracamy po dwóch godzinach. Myję rączki, zjadam miks owocowo – twarogowo – amarantusowy i znów mogę się bawić.

Zawsze lubiłem taniec. Stałem i podrygiwałem, siedziałem i podrygiwałem, ale od dziś… pracują też moje rączki! Zobaczcie, co wymyśliłem! Sam, całkiem sam!


Układ wymyśliłem sam i tańczyłem tak przez chyba 3 piosenki 🙂 Oczywiście przestałem, kiedy Mama zaczęła nagrywać. Na filmiku słychać jak do tańca zachęca mnie mama Antosia – wszystko po to, aby udało się coś nagrać, ale wcześniej nikt nie musiał mnie namawiać. Tańczyłem, podrygiwałem, wywijałem rączkami, że hej!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *