Wiem, wiem. Zupełnie jestem niesłowny. Wczoraj miałem dodać filmiki do przedwczorajszego wpisu, ale nastąpiło zmęczenie materiału i nie byłem w stanie.
Środa…
…była zupełnie luźna i po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem popołudniową drzemkę w domu. To miłe uczucie. Chociaż przed zaśnięciem wciągnąłem do łóżeczka kosz (taka materiałowa głowa pelikana) z piłkami. Wysypałem większość z nich żeby się trochę pobawić. W rezultacie dla mnie nie zostało zbyt wiele miejsca. Usiadłem więc na płasko i złożyłem się jak scyzoryk. Pozycja nie była wygodna, więc jak Mama weszła żeby mnie przykryć, zacząłem się przebudzać. Szybko mnie więc odkopała i dalej mogłem już sobie wygodnie i smacznie spać.
Ale zanim uciąłem sobie popołudniową drzemkę byłem na zajęciach logopedycznych w Gdyni. Odniosłem dwa sukcesy, więc warto było zrywać się z łóżek o 6:45 żeby ich doświadczyć. Pierwszy jest taki, że bez problemu zniosłem mój mega intensywny masaż buzi (a to nie lada osiągnięcie, bo za pierwszym razem wyłem w niebo głosy). A drugi sukces jest jeszcze lepszy. Otóż zjadłem pół biszkopcika. Suchar z niego był straszny, ale dobry. Najpierw pani Małgosia częstowała mnie małymi kawałeczkami prosto do buzi. A potem sam zacząłem odgryzać nawet większe kawałki. Jak miałem problem z gryzieniem trzonowcami, to przesuwałem ciacho języczkiem pod jedynki i siekałem je na drobne kawałki. A jak pani logopeda odsunęła ciacho, zacząłem domagać się jego powrotu, pokazując palcem i mówiąc „To!”. No i dostałem.
Miałem mieć jeszcze rehabilitację. Też w Gdyni, ale dopiero o 16:00. Tym razem „na szczęście” p. Maciek ją odwołał, więc mogę wrócić do domu i odpoczywać 🙂
Po południu Mama znów mnie poczęstowała biszkopcikiem, ale nie wziąłem. Co za dużo, to niezdrowo. I obiadku od Rodziców też nie chciałem. Wolę swój.
A o 19:30 standardowo zasypiam. Dzień jak co dzień, noc jak noc. Śpię do ok 7:00 – 7:30. Mama mówi, że gdyby Antoś też tak spał, byłoby idealnie.