Najlepsze lody są o smaku kupy, czyli 2. dzień Warsztatów Rozwoju Mowy w Fundacji „Ja Też”

Dzisiaj rozpoczynam zajęcia o godzinę później. O godzinę później więc wstaję i o godzinę później wychodzę z domu. Na miejsce docieram kilka minut przed czasem, także mam jeszcze chwilę na korytarzowe pogaduszki z nowym kolegą.

Nie wiem, czy Wy też tak macie, że jak się wyśpicie, to od razu wszytko Wam lepiej wychodzi i bardziej się chce? Ja tak mam! Dzisiaj się wyspałem. Dzisiaj jestem też oswojony z nową sytuacją i nowym rytmem dnia, także praca idzie mi całkiem świetnie.Tak, jak wczoraj, tak i dzisiaj, zajęcia zaczynam z Iwoną. Iwonę bardzo lubię i prawie zawsze pięknie i chętnie z nią pracuję. Prawie, bo wczoraj akurat nie. Za to dzisiaj nadrabiam! Jestem pilny przez całe 50 minut i choć mam swoje pomysły i bywam uparty, to jednak bardzo dużo udaje nam się zrobić.

    • ćwiczenie pamięci wzrokowej,
    • pisanie po śladzie,

    • ćwiczenie pamięci słuchowej oraz przyimki,

  • a na zakończenie obiecana wczoraj gra z klockami i kostką, czyli kategoryzacja…

Opuszczam Iwonę z uśmiechem na ustach. Jestem zadowolony z naszej dzisiejszej współpracy, a z siebie jestem dumny. Dużo zrobiłem, trochę ugrałem, jest równowaga.

Czas na zajęcia sportowe Socatots. Na początku siadamy w kółeczku i sprawdzamy temperaturę naszych czółek (nie mylić z „czułkami”, których nie mamy) i szybkość bicia serduszek. Czoła mamy ciepłe i zupełnie suche. Serduszka biją powoli. Ale już za chwilę wszystko się zmieni! Ćwiczymy z kołem hula hop, z jeżem, kostką i piłką. Biegamy, skaczemy, wspinamy się, przechodzimy przez tunel, kulamy, ćwiczymy równowagę. I już po chwili nasze czoła są gorące, ciałka zupełnie mokre, a serduszka walą jak oszalałe. Ależ dostaliśmy wycisk!

Czas na zajęcia z Adą. Zaintrygował Was tytuł dzisiejszego wpisu? Zaraz się wszystko wyjaśni. Pamiętacie jak wczoraj Ada wyjęła niby proste, niby małe układanki lewopółkulowe, które okazały się dość trudne, bo trzeba było zwracać uwagę na to, w którą stronę są poodwracane? Dzisiaj znów to robi! Oszukuje! Niby jest miła i uśmiechnięta, niby wyciąga coś łatwego i przyjemnego, a tu taka szpila wbita cichaczem. Znów trzeba o wszystkim myśleć i bardzo uważać, a nie tylko układać sobie na luzie, bujając gdzieś tam w obłokach.Tym razem są lody. Dwa razy po dziewięć okienek i dwa razy po dziewięć lodów (zakreślaczy z Flying Tiger). Najpierw układa Ada, potem układam ja. Tak samo jak Ada, nie licząc tego, że moje lody poodgryzane są z przypadkowej strony, czyli tak jak mi się ułożyło, a nie tak jak powinny. Potem następuje zamiana ról i to ja jestem szefem i decyduję, które lody, gdzie i w którą stronę. W między czasie gawędzimy sobie o tym i o tamtym:

  • A (Ada): „Lubisz lody?”
  • S (Staszek, czyli ja): „Tak”.
  • A: „A jaki smak lubisz najbardziej?”
  • S: „Kupowy.”
  • A: „Kupowy? A jakie są te lody?”
  • S: „Brązowe.”
  • A: „A jakie są w smaku?”
  • S: „Dobre.”

Jeśli myślicie, że kupa to temat tabu, to powiem Wam, że na pewno nie wśród przedszkolaków. U nas to raczej temat numer jeden. O kupie pisze się piosenki i opowiada bajki, o kupie recytuje się wierszyki, a nawet wymyśla całkiem nowy smak lodów. Ada też jakoś specjalnie nie uciekła od tematu i przez kilka minut kontynuowała ze mną tę pogawędkę, także dla terapeutów pewnie też jest to ważny temat.

Kolejne zadanie, to krzyżówka. To naprawdę świetny pomysł na czytanie! Od klasycznej różni się tym, że hasła są krótsze, łatwiejsze i zamiast wpisywać literki, wkleja się sylabki.

Przedostatnie zadanie jest potwornie nudne, ale to oczywiście tylko moja, subiektywna opinia. Próbując je zrobić, ziewam z milion razy i męczę się niemożebnie. Niby proste, a jednak takie trudne! Patrzę na zdjęcie, patrzę na ręce Ady, próbuję u siebie i nic mi nie wychodzi. Nie chce mi się bardzo, a samo jakoś nie idzie. Takie pomysłowe, takie wyjątkowe, takie ciekawe… ale nie dla mnie.Za to ostatnie jest bardzo proste. Nazywam obrazki i dzielę na dwie kategorie. Pierwsza to pieczywo i ciastka, a druga to moje ulubione robale.A teraz to, na co czekałem od wczoraj! Teoretycznie ostatnie zadanie, a tak naprawdę wspaniała nagroda! Będziemy szukać szczurka w całkiem nowej książeczce o Kici Koci!Kicia Kocia, to jedna z moich najulubieńszych bohaterek. Uwielbiam słuchać o jej przygodach, uwielbiam oglądać obrazki z Kicią Kocią, uwielbiam całą serię małych książeczek. Ale ta Kicia Kocia bije je wszystkie na głowę. Po pierwsze jest duża, po drugie twarda, po trzecie ma mnóstwo okienek do otwierania, a po czwarte szukają w niej szczurka, zupełnie tak jak ja, szukałem kiedyś mojego.

Ada czyta, co się stało, a ja, razem z Kicią Kocią i Nunusiem, wyruszam na poszukiwania. Sprawdzam wszystkie pomieszczenia, jedno za drugim. Zaglądam do każdej szafki i każdej szuflady, za firankę i pod stół. Do łóżka, do toalety i do nocnika. Do garnka, do piekarnika i do lodówki! Nigdzie nie ma szczurka! Ale nie martwcie się! W końcu się znajdzie! Przy okazji szukania, ćwiczymy fleksję i pamięć wzrokową. Sprawdziłem tu, sprawdziłem tam, a Ada pyta, co było w szafce. Czasem pamiętam, a czasem zaglądam szybko, bardzo szybko, zanim Ada zdąży położyć rękę na okienku. O rety, co za książka! Już zawsze będę lubił Adę, za to, że mi ją podsunęła!

No dobra, to teraz, żeby się już tak nie rozpisywać, to z ostatnich dwóch zajęć wrzucę tylko zdjęcia. Innym razem będzie więcej!

Najpierw zajęcia muzyczne z Sylwią z Enegetywki: A na samym końcu, kiedy jestem już bardzo zmęczony i jedyne o czym marzę, to wsiąść do samochodu i pojechać do biblioteki, żeby wypożyczyć książki o przygodach uwielbianego przeze mnie Alberta Albertsona, są jeszcze zajęcia z Mateuszem. Tak, jak wczoraj przywitałem go z otwartymi ramionami i uśmiechem od ucha do ucha, tak dzisiaj… przytulam się do Mamy i płaczę. Mama rozumie, jest ze mną, daje mi swoje wsparcie i swój czas, a ja powoli się przełamuję. Siadam do stolika i jestem gotowy do pracy. I do wygłupów oczywiście też! A co dzisiaj w planach?

  • najpierw walizka, leżak, most i plecak, a do nich krótkie wyrazy. Czytam je, a potem chowam tam, gdzie Mateusz mi wskaże. W ten sposób ćwiczymy czytanie, pamięć i przyimki.
  • na drugi ogień idą lody. Mateusz pisze, ja czytam i przyklejam do gałek i do wafli. Potem dobieram przypadkowe gałki do przypadkowych wafelków i czytam, co mi wyszło.
  • nie wiem, co oni mają dziś z tymi lodami, bo wcale nie jest jakoś specjalnie ciepło, nie jest nawet słonecznie… a tu ciągle lody i lody! Tym razem chowają się pod foremkami do babeczek. Mateusz sprawdza, czy zapamiętałem, co on tam ukrył, a ja mu robię psikusy. Kładę zupełnie inne lody niż on i wmawiam, że pasują.
  • ostatnie zadnie, to bardzo długa historyjka obrazkowa. Takiej długiej, to jeszcze w życiu nie widziałem. Wspólnymi siłami, opowiadając o tym, co tam się dzieje, kto jest na obrazku, kto szczerzy zęby, a kto płacze, udaje nam się ją uporządkować od początku do końca.

To już koniec na dziś! Wyczerpany, ale szczęśliwy jadę z Mamą do biblioteki. Mamy farta! Na półce jest 8 części książeczek o Albercie, których jeszcze nie czytałem. Bierzemy sześć (bo tyle mamy miejsca na trzech kartach, które mamy przy sobie) i lecimy do domu, gdzie czeka na nas Marysia, Antoś, Babcia Bożenka i Figa.

Dobranoc Wam. Jutro pobudka o 6:20.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *