Całkiem nowe mleko

Choć spać poszliśmy bardzo późno (do 22:00 balowaliśmy na Festiwalu Globaltica), wstajemy bardzo wcześnie. Tak już mamy, szybko się ładujemy. Nikogo jednak nie budzimy, w każdym razie nie specjalnie. Siedzimy w naszym wspólnym pokoju i bawimy się w najlepsze. Ja jestem duży i silny, więc wchodzę na krzesło i ściągam z szafy farmę ze zwierzątkami, którą wygraliśmy kiedyś w konkursie Schleich. Mania jest mała i słaba, więc odbiera farmę ode mnie i stawia na podłodze. Przez zamknięte drzwi, Mama słyszy zdanie „teraz zdejmę drugą farmę” i trochę się niepokoi. Druga farma, którą Antoś dostał od Dziadka, kiedy był małym bobasem, również stoi na szafie, ale przed nią jest wystawa z moich ananasów, wśród nich – jeden szklany. Na wszelki wypadek, Mama wstaje, zdejmuje farmę i przy okazji przynosi mi euthyrox. Jak już się zbudziła, to szkoda jej wracać do łóżka… Tydzień poza domem, bo turnus. Weekend poza domem, bo Globaltica. A porządek sam się nie zrobi. Nastawia pranie, odkurza, rozładowuje zmywarkę, rozpakowuje tobołki z wczorajszego dnia festiwalowego, zamiata, wychodzi z Figą, zmienia nam ręczniki, szykuje dla mnie śniadanie…

Mam ochotę na jogurt malinowy, ale kiedy wchodzę do kuchni, w misce czeka już truskawkowy. Jestem zły i obrażony. Nie chcę tego jeść. Mama ze mną rozmawia (ostatnio rozmowa działała), ale ostatecznie się poddaje, bo żadne słowo nie przynosi oczekiwanego skutku. Nie zmienię zdania. Nigdy!

Zostawiam jogurt i idę ćwiczyć z Kukaszem. Był wczoraj, jest dzisiaj. Jest dobrze!Poćwiczyliśmy, potańczyliśmy, Kukasz poszedł, a ja robię się głodny. Rozmawiam chwilę z Mamą i …Przeczytaj cały wpis

Siuśki ze łzami chodzą parami

Zacznę od tego, co najważniejsze, a potem o wszystkim opowiem po troszku. Mój sekretarz, czyli Mama ostatnio nie czuje się najlepiej (to chyba jakiś skarszewski wirus) i to dlatego wpisów jest mniej niż zwykle, i to dlatego na odpowiedzi na Wasze maile i facebookowe wiadomości musicie czekać dłużej niż zakładałem w noworocznym postanowieniu. Siła wyższa!

Po drugie to chciałem Wam powiedzieć, że od poniedziałku do niedzieli miałem tylko trzy skuchy. Żadnych wpadek podczas drzemek. Za to trzy wpadki podczas płakania. Tak się zastanawiam tylko, czy jak płaczę to tak się spinam, że siusiu samo leci, czy jak płaczę, to zapominam że chcę siusiu, czy może robię to specjalnie żeby okazać swoje niezadowolenie? Hmmm… trudny wybór. W każdym razie w tym tygodniu tak się właśnie działo, że jak płakałem, to siusiałem w majty. Poza tym rewelacja.

To zaczynam od poniedziałku…

Mama zawozi Antosia do przedszkola, a mnie do Skarszew. W tym czasie Tata pakuje swoje tobołki i wyrusza na pięć dni do Austrii, do pracy. Zostajemy na froncie sami, ale na szczęście Babcia Bożenka będzie nam pomagać.

Zajęcia zaczynam od muzyki…

Kiedy byłem małym orzeszkiem …Przeczytaj cały wpis

Cztery sukcesy po krakowsku i początek Dziecięcej Matematyki

Dzisiaj trzeba wcześnie wstać. Tata przychodzi do mnie ok 6:45 i na śpiocha podaje mi euthyrox. Wciągam go szybciutko i śpię dalej. Tata się odwraca i słyszy „szuszu”, odwraca się jeszcze raz, a tu ja stoję sobie na podłodze i powoli, zupełnie nieprzytomny ruszam w jego kierunku! Po raz kolejny wyszedłem z łóżeczka przez górną barierkę i zrobiłem to tak szybko, że Tata nie zdążył się nawet obrócić. Bierze mnie na ręce, a ja kładę mu główkę na ramieniu i jak gdyby nigdy nic śpię sobie dalej.

Na muzykę zwykle się nie spóźniam, żeby nikt przypadkiem nie zajął mojej miejscówki w pierwszym rzędzie, zaraz przy gitarze. No ale dziś tak jakoś wychodzi, że jestem spóźniony. Wszystko przez Mamę, bo zabrała wszystkie klucze od domu, no i musiała zawrócić żeby oddać Tacie jeden komplet, bo inaczej nie miałby jak wyjść do pracy. Z tego kręcenia się w kółko dojeżdżam spóźniony, ale na całe szczęście nikt się nie połasił na moje miejsce. Siedzę więc p. Mateuszowi na kolanie, lub tuż obok i tańczę, i śpiewam, i gram, i podpatruję skąd wychodzą dźwięki. A w ogóle to dzisiaj wyglądamy prawie jak bliźniaki 😉Ja i p. MateuszŚpiewanie, granie i tańczenie dobiega końca i czas iść na zajęcia do p. Sylwii. Zaczynamy od masażu rączek …Przeczytaj cały wpis

Czternasty, ostatni dzień turnusu w Zabajce

Już dzisiaj wracamy do domu, ale zanim to nastąpi mam jeszcze kilka zadań do spełnienia.

  • o 8:30 idę na terapię z edukacją,
  • o 9:00 na rehabilitację; dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień i skaczę na pająku,
  • o 10:00 na hipoterapię,hipoterapia, zabajka
  • o 10:35 na masaż,Zabajka, masaż
  • o 11:00 do Sali Doświadczania Świata,Zabajka, Sala Doświadczania Świata
  • o 12:00 na kinezjologię (to zamiast zajęć logopedycznych)…

I tyle. Koniec. Wracam do domu, do Taty i do Antosia. Hip hip hurrra! A do Zabajki wrócę za rok, w listopadzie, razem z moją zespołową paczką. Jestem już zapisany i mam nadzieję, że nic się nie zmieni.

Wszystkim moim zabajkowym terapeutom – Paniociociom i Panowujkom dziękuję za udaną współpracę! Do zobaczenia!

I jeszcze małe podsumowanie …Przeczytaj cały wpis

Trzynasty dzień turnusu, jutro wracamy do domu!

No i jest, zaczął się trzynasty, przedostatni dzień turnusu w Zabajce. Choć bardzo mi się tutaj podoba, to muszę przyznać, że za domem już tęsknię, a dokładniej to za Tatą i za Antosiem. Dzisiaj, to z tej tęsknoty do kilku mijanych panów mówię na „tato”, ale kiedy Mama pokazuje mi Tatę na zdjęciu, to od razu biorę od niej obrazek, mocno tulę i wołam radośnie „Tata, Tata!”, wiem, że to ten prawdziwy. A jak dostaję zdjęcie Antosia, to całuję, tulę i wołam „Atos, Atos”. Pora wracać do domu.

Ale zanim dostanę swój wypis, muszę jeszcze trochę popracować. Rano, jak zawsze, mam Terapię z Edukacją z Paniociocią Kamilą. Dzisiaj utrwalamy kolory, bo już w poniedziałek, na moich zajęciach w Skarszewach, p. Kasia na pewno sprawdzi, czy niczego nie zapomniałem i czego nowego się nauczyłem. Bierzemy więc 4 patyki, wbijamy w matę i nawlekamy, tzn. ja nawlekam, a Paniociocia sprawdza, czy dobrze.

Na rehabilitację …Przeczytaj cały wpis

Jedenasty dzień turnusu, a konie idą w las. Dwunasty dzień turnusu, a ja wszędzie idę sam.

Dzień jedenasty

Pierwsze zajęcia zaczynam sam, ale pod koniec dołącza do mnie Mama żeby podpowiedzieć Paniocioci, co ma ze mną robić, bo prawda jest taka, że na pedagogicznych zajęciach w moich Skarszewach robię dużo więcej i o wiele trudniejsze rzeczy. A przecież nie po to przyjechałem na turnus żeby było łatwiej, tylko po to żeby było trudniej i intensywniej. Na rehabilitacji zostaję sam, a potem razem z Mamą idę na hipoterapię. Dzisiaj czeka na nas niespodzianka – wyjeżdżamy na przejażdżkę do lasu! Super! W stajni Ihaha, gdzie zwykle chodzę na hipoterapię, zazwyczaj jeżdżę na dworze, ale w lesie na koniu jeszcze mnie nie było.

Po „hipo” mam 30 minut przerwy i idę na SI. Zaczynamy od kąpieli w basenie z piłkami, potem bujając się na huśtawce, ze stopami wciśniętymi w podłoże, łapię Paniociocię Malwinę za dredy (bardzo mi się podobają!), a następnie zaczepiam kółka na sznurku. Następny w kolejce jest mały tor z przeszkodami. Na jego początku stoi pachołek z kółkami, które mam nawlec na drugi pachołek, który stoi na końcu trasy. Trochę oszukuję i zamiast po jednym, biorę po dwa kółka, potem próbuję ominąć trasę łukiem, żeby na koniec pokonać ją na czworaka. Przedostatnim zajęciem są skoki na trampolinie. Kiedy Paniociocia mnie trzyma, to sam się wybijam i pięknie skaczę, ale tak całkiem się wybić i podskoczyć potrafię jedynie na „pająku”. Ostatnie zadanie to bujanie na piłce – najpierw na siedząco, potem na leżąco.

Na grupowe zajęcia prowadzone Metodą Weroniki Sherborne nie idę, bo jak pójdę nie zdążę się wyspać. O 13:30 zaczynam zajęcia w SDŚ z nową Paniociocią. Choć jest całkiem ciemno, bez problemu sprzątam białe serduszka rozsypane po podłodze. Dobrze je widać przy zapalonej lampie ultrafioletowej. Brykam też po łóżku wodnym, próbuję wskoczyć na główkę do bąbelkowego walca i bawię się przy dźwiękowej i świetlnej tablicy.Sala Doświadczania Świata

Potem idę chiropraktykę. Spacer w kombinezonie odpuszczam, bo na sali rehabilitacyjnej mamy grupowe zdjęcie zabajkowe.zabajkaOstatnie zajęcia na dziś to hydroterapia czyli dzikie szaleństwa w wielkiej wannie.Hydroterapia

HydroterapiaW ramach popołudniowych zajęć mamy jeszcze lepienie z masy solnej.

Dwunasty dzień turnusu, a ja idę wszędzie sam

Dziś jest taki dzień, że na wszystkie zajęcia chodzę całkiem sam. Wstaję rano, biorę euthyrox, siusiam na nocnik, przebieram się, jem śniadanko i jestem gotowy do pracy. Ciocie zaprowadzają mnie i odbierają ze wszystkich zajęć, a Mama śpi, chyba będzie chora. Na terapię z edukacją odprowadza mnie Ciocia Asia, a potem mnie odbiera i odprowadza na rehabilitację, na kombinezon. Śmigam sobie razem z Matim w DUNAG – 02 i mimo, że mam przypięte buty, w ogóle się nie buntuję.

zdj. Ciocia Magda

zdj. Ciocia Magda

Z rehabilitacji wychodzę sam, ale przechwytuje mnie Ciocia Edzia i przebiera na konie, i Ciocia Asia, która karmi mnie bananem, a potem razem z Matim i Ciocią Magdą idę na hipoterapię.

hipoterapia

(fot. Ciocia Magda)

Wracamy razem i przejmuje mnie Ciocia Asia z Amelką i razem idziemy na masaż. Potem, jak pałeczka w sztafecie przeskakuję w ręce Cioci Moni i razem z Ciocią i Adasiem idziemy na terapię funkcjonalną. Dzisiaj, po raz drugi, zajmujemy się jedzeniem. Mamy czekoladę, marmoladę, miód, płatki kukurydziane i kulki nesquik.

Wkładam rękę do miski z czekoladą, bo trochę mnie kusi, ale wtedy przestaje mi się podobać. Odruchowo wycieram rękę w bluzkę, ale okazuje się, że bluzkę już zdjąłem, więc czekoladę rozcieram sobie po brzuchu. Okropność!

Na Sherborne też idę z Ciocią Monią i przez cały czas siedzę na jednym z jej kolan. Na drugim siedzi Adaś, a potem razem z Ciocią Asią wracam wreszcie na górę i idę do Mamy. Mama mnie tuli i razem zasypiamy na 1,5 godziny.

A potem wstajemy i razem ruszamy na obiad, i na dogo- i felinoterapię.

Ósmy dzień turnusu, czyli bliżej niż dalej i jeszcze dzień dziewiąty

Dzisiaj mija ósmy dzień odkąd jestem w Zabajce. Przede mną jeszcze sześć, ale jakby policzyć tylko te dni,w których są ćwiczenia (5 dni za mną, jeden w trakcie, 5 przede mną), to właśnie wkroczyłem w drugą połowę.

Mama jest chyba bardziej zmęczona niż ja, bo dzisiaj zostawia mnie samego na dwóch pierwszych zajęciach – na terapii edukacyjnej i na rehabilitacji, a po południu jeszcze u logopedy. Po drugich zajęciach zabiera mnie na górę – na siusianie, przebieranie i ubieranie, i razem idziemy na hipoterapię.HipoterapiaPół godziny …Przeczytaj cały wpis

Lato! Lato! A ja zaczynam rehabilitację na Polankach

Cały czas było zimno i wietrznie, i okropnie. Aż tu znienacka, od wczoraj mamy prawdziwe lato. Chciałoby się pojechać gdzieś nad morze, albo do Babci na działkę, ale nie ma lekko. Najpierw praca, potem przyjemności.

I tak właśnie zaczyna się mój dzień. Dzisiaj zaczynam „turnus rehabilitacyjny” na Polankach, a to oznacza, że przez najbliższe 2 tygodnie, codziennie (nie licząc weekendów), o 8:10 będę stawiał się w Poradni Rehabilitacyjnej na ćwiczeniach. Oprócz mnie ćwiczy też Antoś, dzięki temu będzie silny jak strażak i będzie mógł gasić pożary, a ja będę mu w tym pomagał.

Myślałem, że jak zajęcia mam na 8:10, to o 8:10 zaczynam, a o 8:40 kończę. Okazało się jednak, że przed ćwiczeniami mam wygrzewać się pod lampą, więc wszystko mi się przesuwa i tak naprawdę mam zajęcia do 9:00. Nie do końca mi to pasuje, no ale trudno. Zawsze mogło być gorzej 😉 Siedzę więc pod lampą, grzeję nogi i czekam na Antosia. Mama musi mnie zabawiać i zagadywać żebym patrzał do góry, bo ja najchętniej patrzałbym prosto w światełko, a to podobno nie jest najlepszy pomysł.

Grzeję się pod lampą solux

Grzeję się pod lampą solux

Ćwiczę sobie z nową Panią – Panią Jagodą. I wiecie co? Po pierwsze – jak spotyka mnie na korytarzu, to pyta, czy ja jestem Staszkiem-Fistaszkiem …Przeczytaj cały wpis

Mój pierwszy raz na basenie

No to jestem 😉 W zasadzie to byłem cały czas, tyle że na facebooku. Bo na fb jest łatwiej, wiecie? Zamiast opisu całego dnia, wszystkich ćwiczeń, zdjęć, filmików… wystarczy jedno zdjęcie albo krótki opis tego, co się działo i gotowe. I wtedy nie zbierają się zaległości i zawsze można być na bieżąco 🙂 I wcale nie trzeba mieć facebooka, żeby móc do mnie zaglądać, więc jeśli tu nic nie ma, a Wy tęsknicie, to zawsze możecie tam zajrzeć. Bo choć staram się być systematyczny, to zmęczenie czasem bierze górę… i zamiast pisać, idę spać.

Poniedziałek Wielkanocny…

…spędziłem z Przyjaciółmi i z Rodziną. Najpierw razem z Rodzicami i Antosiem pojechałem do Cioci Kseni, Wujka Łukasza, Nadii i Jeremiego (bardzo mi się podobało), a potem odwiedziliśmy Babcię Bożenkę i Prababcię Tereskę. Poniedziałek był lany, więc… byłem oblany i sam też oblewałem. Dobra zabawa!

A we wtorek…

…zaczął się dla mnie już normalny dzień pracy. Odwiozłem Antosia do przedszkola i pojechałem na zajęcia do Skarszew. Wiosna! Wiosna!Droga do SkarszewNajpierw mam muzykę i jak zawsze dobrze się na niej bawię. Tańczę, gram na gitarze, pakuję się …Przeczytaj cały wpis

O Jasełkach Antosia i ostatnich zajęciach przed bardzo długim weekendem

Wiem, wiem. Zupełnie jestem niesłowny. Wczoraj miałem dodać filmiki do przedwczorajszego wpisu, ale nastąpiło zmęczenie materiału i nie byłem w stanie.

Środa…

…była zupełnie luźna i po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem popołudniową drzemkę w domu. To miłe uczucie. Chociaż przed zaśnięciem wciągnąłem do łóżeczka kosz (taka materiałowa głowa pelikana) z piłkami. Wysypałem większość z nich żeby się trochę pobawić. W rezultacie dla mnie nie zostało zbyt wiele miejsca. Usiadłem więc na płasko i złożyłem się jak scyzoryk. Pozycja nie była wygodna, więc jak Mama weszła żeby mnie przykryć, zacząłem się przebudzać. Szybko mnie więc odkopała i dalej mogłem już sobie wygodnie i smacznie spać.

Ale zanim uciąłem sobie popołudniową drzemkę byłem na zajęciach logopedycznych w Gdyni. Odniosłem dwa sukcesy, więc warto było zrywać się z łóżek o 6:45 żeby ich doświadczyć. Pierwszy jest taki, że bez problemu zniosłem mój mega intensywny masaż buzi (a to nie lada osiągnięcie, bo za pierwszym razem wyłem w niebo głosy). A drugi sukces jest jeszcze lepszy. Otóż zjadłem pół biszkopcika. Suchar z niego był straszny, ale dobry. Najpierw pani Małgosia częstowała mnie małymi kawałeczkami prosto do buzi. A potem sam zacząłem odgryzać nawet większe kawałki. Jak miałem problem z gryzieniem trzonowcami, to przesuwałem ciacho języczkiem pod jedynki i siekałem je na drobne kawałki. A jak pani logopeda odsunęła ciacho, zacząłem domagać się jego powrotu, pokazując palcem i mówiąc „To!”. No i dostałem.

Miałem mieć jeszcze rehabilitację. Też w Gdyni, ale dopiero o 16:00. Tym razem „na szczęście” p. Maciek ją odwołał, więc mogę wrócić do domu i odpoczywać 🙂

Po południu Mama znów mnie poczęstowała biszkopcikiem, ale nie wziąłem. Co za dużo, to niezdrowo. I obiadku od Rodziców też nie chciałem. Wolę swój.

A o 19:30 standardowo zasypiam. Dzień jak co dzień, noc jak noc. Śpię do ok 7:00 – 7:30. Mama mówi, że gdyby Antoś też tak spał, byłoby idealnie.

Staszek-Fistaszek, zespół Downa, trisomia 21, 22 miesiące

A dzisiaj mamy …Przeczytaj cały wpis