Wielka Fabryka Świętego Mikołaja

Zaczął się ostatni tydzień przed świętami. Ostatni tydzień pracy przed długim, cudownym lenistwem. Po raz ostatni w tym roku pojadę na zajęcia do Skarszew i po raz ostatni w tym roku pojadę do OWI.

Jest poniedziałek…

…i jak zawsze jestem w Skarszewach. Tak jak śpiewaliśmy wiosną o wiośnie i jesienią o jesieni, tak teraz śpiewamy o zimie, choć wcale jej nie widać.


U p. Kasi cały czas ćwiczymy Dziecięcą Matematykę. Poznaję figury geometryczne – koło, kwadrat, trójkąt i prostokąt. Uczę się liczenia od 1 do 5 i dowiaduję się …Przeczytaj cały wpis

Mikołajki w Teatrze Muzycznym w Gdyni

W czwartek…

…jestem oczywiście w Skarszewach. I jak zawsze zaczynam od muzyki, którą lubię najbardziej na świecie, z p. Mateuszem, którego też bardzo lubię.MuzykoterapiaPotem mam jeszcze zajęcia logopedyczne, odpoczynek w przedszkolu i logorytmikę, po której idę na spotkanie z p. Moniką – pedagogiem.Zajęcia pedagogiczne Dzisiaj przypominamy sobie kolory, warzywa i owoce. Niby znam je już dobrze, ale raz na jakiś czas muszę wracać do tego, co już potrafię, żeby utrwalić, żeby nie wyleciało mi z głowy, a jeśli wyleciało, to żeby się przypomniało i wróciło.

Napracowałem się jak wół, to teraz mogę się bawić w przedszkolu. Mam na to ok dwóch godzin. Nie spieszy mi się ani z wchodzeniem do niego (bo trochę się martwię, że Mama o mnie zapomni i wcale mnie nie odbierze), ani z wychodzeniem (bo skoro Mama już przyszła, to wiem, że jednak pamięta i czuję się bezpiecznie). Wybawiony, najedzony i wysiusiany w końcu jednak wychodzę… tuż przed 15:00. Ubieram się i jadę prosto po mojego Antosia, a potem wracamy razem do domku.

Kiedy jestem w przedszkolu (w każdy poniedziałek i w każdy czwartek), to ten dzień tak mi jakoś szybko mija. W drodze powrotnej jest już szaro-buro, a jak dojeżdżamy do Antosia przedszkola, to zupełnie ciemno. Zanim doturlamy się do domu jest już 17:00 i zostaje niewiele czasu na zabawę. W zasadzie to kąpiel i jedzenie kolacji zajmuje większość czasu, jaki pozostał mi przed pójściem spać. Ale nie powiem żebym narzekał, bo niewiele jest rzeczy przyjemniejszych od pluskania w wannie.

Po kąpieliJest piątek…

…a ja dalej zabiegany. Najpierw rehabilitacja z „Kukaszem”. Zawsze zaczynamy od masażu, żeby przygotować moje mięśnie do pracy…

A potem to już dzikie szaleństwo, m.in. wspinaczka wysokodrabinkowa i najbardziej znielubiane przeze mnie ćwiczenia na piłce.

Wychodzę od Łukasza i pędzę jeszcze na dwa ostatnie w tym tygodniu zajęcia z SI i z logopedą w PSOUU. Dzisiejsze zajęcia z p. Agatą są świąteczno-zimowe. Jest chmurka, z której na nitkach zwisają śnieżynki, w które dmucham. Raz po kolei na każdą z nich, innym razem na wszystkie jednocześnie. Raz na tą, którą wskaże pani, innym razem wybieram sam. Próbujemy zrobić tak, żebym wciągał powietrze buzią, a wypuszczał noskiem, ale nie jest to łatwe. Raz mi się jednak udaje. Po śnieżkach przychodzi bałwan (w ramach powtórki opisujemy sobie jego części ciała i ubranko), który mówi mi do uszka – raz jednego, raz drugiego znane mi sylabki – PA, PO, PU, PE, PY, PI. Wszystkie powtarzam bez problemu. Potem dopasowuję sylabki do siebie. PA do PA, PU do PU itd. Ćwiczymy też sekwencje. Pani Agata układa kawałek… coś tam, balon, coś tam, balon… Ja mam ułożyć ciąg dalszy, ale zupełnie mi nie idzie. Wolę układać na tym, co już mam, albo pod spodem. Pracujemy też z Lwem Leonem, a nawet z czterema. Każdy lew ma inną minę, każda idealna do ćwiczenia pionizacji języczka. Przyda mi się to bardzo, bo… no cóż, nie wychodzi mi to najlepiej. „Lala” mówię całkiem ładnie, ale jednak języczek zamiast stukać o podniebienie, uderza w dolną wargę. Zupełnie nie tak, jak powinien. No, ale ćwiczenie czyni mistrza, prędzej czy później to ogarnę. Pionizację języczka ćwiczę też przez gimnastykę… dotykanie językiem nosa, oblizywanie ustek i liczenie, i czyszczenie języczkiem zębów. Ćwiczymy jeszcze powtarzanie wyrazów. Trzygłoskowe powtarzam wszystkie, a czterogłoskowy tylko jeden (z nowych oczywiście, bo przecież w stałym repertuarze mam już m.in „lody” i „auto”, i wiele innych, których akurat dzisiaj powtarzać nie mam), za to przydatny, biorąc pod uwagę moje muzyczne ciągoty… mówię „nuty”.

Jest sobota!

Hurrra! Wreszcie wolne! Strasznie się cieszę! Nie tylko dlatego, że nic nie muszę, ale także dlatego, że wreszcie mogę. A co mogę? Dzisiaj mogę iść do Teatru Muzycznego w Gdyni. Zabieram ze sobą Mamę, Tatę i Antosia, i ruszamy na wspaniałe spotkanie mikołajkowe zorganizowane przez moją fundację, w której zbieram 1% Waszego podatku na moje turnusy i ćwiczenia na miejscu. Największą atrakcją jest oczywiście spektakl pt. „Pchła Szachrajka”.

Jeszcze się nie uśmiecham, bo jeszcze się nie zaczęło...

Jeszcze się nie uśmiecham, bo jeszcze się nie zaczęło…

W wakacje byłem już na tej bajce, ale w zupełnie innym wykonaniu, w zupełnie innym miejscu i w zupełnie innych okolicznościach. Latem spektakl był na dworze, podczas FETY, czyli występów teatrów ulicznych. Teraz siedzę w eleganckiej koszuli, w eleganckim teatrze i podziwiam wszystko co dzieje się na scenie, chłonę widowisko całym sobą! Śmieję się głośno, biję brawo, a nawet komentuję! Spektakl trwa ponad godzinę, ale ja nie nudzę się nawet przez chwilę. Najbardziej podoba mi się koń, na którym jeździ Pchła Szachrajka. Rewelacyjnie zagrał też słoń, który wspaniale tańczył, machał uszami i się kłaniał. Mówię Wam, normalnie petarda!

I po wszystkim! Pa, pa! Byliście wspaniali!

I po wszystkim! Pa, pa! Byliście wspaniali!

Już się nie mogę doczekać, kiedy znów się wybierzemy! I mam nadzieję, że będzie to szybciej niż za rok. Bo zawsze sobie obiecujemy, że raz na jakiś czas pójdziemy, bo to wspaniała zabawa i wielkie przeżycie, a potem nic z tego nie wychodzi. I tak to właśnie wygląda, że ostatnio byłem w teatrze rok temu, również dzięki Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”.

Po przedstawieniu jest jeszcze jedna atrakcja… spotkanie z św. Mikołajem, który rozdaje wory pełne prezentów i spotkanie z Myszką Norką, która rozdaje uściski 🙂 Mikołaja wolę trzymać na dystans. Nawet prezent mnie nie przekonuje. Za to Myszka Norka jest spoko i ma fajny ogon, za który ją ciągnę.

Staszek-Fistaszek i Myszka Norka

Staszek-Fistaszek i Myszka Norka

Dzisiaj są ostatnie zajęcia na basenie, ale nie idę na nie, bo baluję w teatrze, a potem szybko wracam do domu żeby coś zjeść. Już od jakiegoś czasu jestem coraz bardziej samoobsługowy. Przysuwam taboret tylko w dwa interesujące mnie miejsca… albo do swojego krzesełka – wtedy wspinam się po stoliczku i siadam na swoje miejsce w oczekiwaniu na jedzenie, albo do lodówki, którą najpierw otwieram, a potem włażę na taboret i grzebię w poszukiwaniu serka waniliowego. Oj, znów mnie przyłapali!Grzebanie w lodówce

Zamienię krowę na pompon

Wtorek…

Przehandlowałem krowę! Dzisiaj w OWI, pod koniec zajęć z p. Asią dokonałem uczciwej zamiany. A było to tak… uwielbiam bawić się takimi piłkami, które są pomponami z gumek. Nie wiem, czy wiecie o czym mówię, bo nie jest łatwo to opisać. Ale jest sobie taka kula, coś jak WOW, tylko że nie gada, nie lata i nie świeci, i ta kula jest pomponem zrobionym z gumek przypominających gumki recepturki. Wspaniałe doznania dotykowe dla moich łapek. Mogę się tym bawić i bawić bez końca, i sprawia mi to ogromną przyjemność. Dzisiaj znalazłem taki pompon u p. Asi, ale kiedy miałem wychodzić, pani chciała go z powrotem. Nie bardzo mi to pasuje, więc myślę, myślę, myślę i mam! Wymyśliłem! Zamiast pompona, oddaje moją ulubioną krowę. Pani pyta, czy chcę się zamienić, a ja na to, że „ta!” i od razu, na wszelki wypadek robię „papa” i razem z pomponem podążam w kierunku drzwi. Za zgodą p. Asi zabieram „moją” fredzlową piłkę. Tylko na tydzień, ale jest!

Zaraz po OWI jadę do Gdyni, na zajęcia z Magdą.Metoda Krakowska Dzisiaj ćwiczymy m.in coś takiego… Magda kładzie mi przed nosem pasek, na którym narysowanych jest kilka obrazków, np. figur geometrycznych. Moim zadaniem jest dopasowanie takich samych pod spodem. Z jednej strony to pestka, bo …Przeczytaj cały wpis

Mikołajki!

Zacznę od czwartku…

W Skarszewach zima zaczęła się na dobre, przynajmniej na zajęciach. Jesienne piosenki zapadły w zimowy sen, a my śpiewamy o śniegu, mrozie i zbliżających się Świętach. Hurrra!

Na muzyce zima i na logorytmice też. Zima, śnieg i bałwan (zrobiony z balonów, papieru toaletowego i sznurka).

Więcej nie pamiętam, bo od czwartku upłynęło już sporo czasu. Po zajęciach idę jeszcze do przedszkola, a gdy Mama przychodzi po mnie tuż przed 15:00, wcale nie chcę wychodzić. Zagarniam powietrze ręką i wołam do Mamy „chodź!”. Ale Mama przyjść nie może, bo już najwyższa pora żeby szykować się do drogi. O 16:00, na Morenie będą moje ostatnie zajęcia w ramach „Twórczej grupy wsparcia”. Ojej, ale mi smutno!Ostatnie zajęcia w "Twórczej grupie wsparcia"

Piątek…

…zaczynam od mojej rehabilitacji z Dorotkowa. Ćwiczę oczywiście z p. Łukaszem (na którego mówię „kukasz”).rehabilitacja…zaraz potem śmigam na pocztę wysłać kolejną porcję kartek świątecznych i do PSOUU na SI. Ostatnie zadanie na dziś, to zajęcia prowadzone Metodą Krakowską.

Razem z Magdą ćwiczymy przyimek „na”. „Na” krześle, „na” stole, „na” łóżku i „na” szafie. Nie jest łatwo się w tym połapać, zwłaszcza że szafa prowokuje mnie żeby do niej zaglądać, ale powoli idziemy do przodu:

Dzisiaj pracujemy też na puzzlach dwuelementowych. Tym razem z sześciu kawałków muszę ułożyć 3 obrazki, jednak mam do dyspozycji same kontury. Środka i kolorów brak.

No to teraz zasłużyłem już na weekendowy odpoczynek. Czas start!

Wieczorem, zamiast szykować się do spania, idziemy z Mamą, Tatą i Antosiem na  wspaniałą zabawę Mikołajkową do Loopy’s World! w zasadzie to wystarczyłaby mi jedna mała zjeżdżalnia i podejście, ale Mama mnie porywa i idziemy w plątaninę pajęczyn, tuneli, przepaści i zjeżdżalni. To dopiero jest rehabilitacja! Wszędzie się wspinam, wszędzie włażę, wszystko mogę! Muszę jednak powiedzieć, że mam chyba lęk wysokości. Nie boję się, co prawda, siedzenia na wysokiej zjeżdżalni, ani nawet zjechania, ale wspinaczka po siatkach przez które widać podłogę, która jest bardzo, bardzo daleko, albo przejście przeźroczystym tunelem napawa mnie strachem. Za rękę mogę iść, ale tak całkiem sam, nie zrobię ani kroku. Boję się i już! I ten brodaty święty też nie wzbudza mojego zaufania. Nie znam gościa, choć przypomina mi trochę św. Mikołaja, którego widziałem w moich książeczkach.Loopy's World

W sobotę…

…Antoś wstaje o świcie i budzi wszystkich dokoła. W butach odnalazł prezenty i chce się podzielić ze wszystkimi swoją wielką radością. Ja też się cieszę. Mikołaj o mnie nie zapomniał 🙂MikołajkiNajwspanialszym ze wszystkich wspaniałych prezentów jest oczywiście serek waniliowy!Serek waniliowy Maćkowy

W niedzielę…

…miałem w planach jeszcze jedną zabawę Mikołajkową. Tym razem organizowaną przez Fundację Wspierania Rozwoju „Ja Też”. Niestety coś źle się dzisiaj czuję i zamiast balować zostaję z Mamą w domu. Na imprezę wysyłam delegację w postaci Antosia i Taty. Antoś, jak na starszego Brata przystało przywiózł mi moją mikołajową paczkę, pełną czekolady. Ciekawe, czy zdążę się na nią skusić zanim się przeterminuje… bo z tym moim jedzeniem zamiast coraz lepiej, jest coraz gorzej. Wczoraj nie zjadłem obiadku i dzisiaj też nie chciałem. Skusiłem się dopiero późnym wieczorem. Tak to jakoś ostatnio bywa, że wolę nie zjeść nic, niż zjeść obiad. I nie ma znaczenia, czy jest to obiad ze słoika, z pojemnika, z mojego talerza, czy z talerza Rodziców. Nie ma znaczenia, czy to mój ulubiony Hipp z serduszka, czy inny zwykle chętnie zjadany przeze mnie obiad ze słoika. Prawdziwego jedzenia też nie chcę spróbować. Ani pomidorówki, ani gulaszu, ani ziemniaczków, ani buraczków. Pomocy!

Kilka powodów do dumy

Ostatnio znowu nic nie pisałem, za to nadrobiłem zaległości w odpisywaniu na wiadomości na facebooku. Teraz muszę poodpisywać jeszcze na maile i wtedy będę na czysto i nie będę miał poczucia, że kogoś z Was zaniedbuję.

Przez ostatnie kilka dni dużo się działo, ale nie mam czasu żeby o wszystkim opowiadać. Powiem tylko tyle, że mieliśmy z Tatą i z Antosiem męski weekend, bo Mama szkoliła się w Toruniu. W sobotę wcześnie rano pojechałem z moim Antosiem na konkurs, w którym jego grupa zajęła drugie miejsce. Pękam z dumy!Mój AntośNo i to tyle z sobotnich zajęć. Mój basen przepadł i moja rehabilitacja też. Tata zapomniał, ale nie ma tego złego… dzięki temu mieliśmy trochę więcej czasu dla siebie, niż w ciągu mojego zabieganego tygodnia.

A w niedzielę też przepada to, co moje… od zaprzyjaźnionych Fanów dostałem bilety do Wielkiej Fabryki Świętego Mikołaja, ale Tata zostawia mnie z Babcią i zabiera tylko Antosia.Antoś i elf Na szczęście Mama wygrała drugi bilet w facebookowym konkursie, więc ja też pójdę. Hurrra! 😀

A teraz o tym, co w nowym tygodniu…

W poniedziałek robiłem to, co zwykle, więc już nie będę do tego wracał i przejdę od razu do wtorku.

We wtorek…

….obchodzę 34. miesiąc życia. Jeszcze dwa i będę już bardzo, ale to bardzo duży.
Ostatnio opowiadałem Wam, że zacząłem Dziecięcą Matematykę wg Gruszczyk-Kolczyńskiej. Pani Kasia pokazuje mi figury, ćwiczy pamięć i kojarzenie, uczy liczenia, a moja nauka nie idzie w las! Dzisiaj (tj. 2. grudnia) siedzę sobie przy stoliku i czekam na serek waniliowy. Mama coś się ociąga, więc w myślach mówię do niej „liczę do trzech i serek ma być” 😉 Ale na głos wypowiadam tylko tyle… „eden, wa…” i przekładam liczone paluszki. No to taki sukces na moją kolejną miesięcznicę.

A w środę…

…żeby odsapnąć po wczorajszym, intensywnym dniu, odwołuję moje zajęcia w Skarszewach. Dzień zaczynam od zajęć u Magdy, a tam kolejne sukcesy, małe i wielkie kroki milowe na zajęciach prowadzonych Metodą Krakowską. I jeszcze trochę nowości. Tadam!




O tym jak z sześciu kawałków ukręcić trzy obrazki i zwierzaku co ma poroże jak łopaty

Znów mam zaległości w wirtualnym świecie. Dobrze, że chociaż w rzeczywistości się ze wszystkim wyrabiam. Przede mną góry wiadomości na fecebooku i jeszcze większe góry na poczcie mailowej. Możecie mi wierzyć jednak na słowo, że każdą z tych wiadomości przeczytamy i na każdą odpowiemy, i naprawdę staramy się robić to systematycznie, ale musicie wziąć pod uwagę że jest ich strasznie dużo, a naszego wolnego czasu bardzo mało.

A teraz do rzeczy. W środę, jak to w środę jadę do Skarszew i dzisiaj wcale się nie spóźniam! Pękam normalnie z dumy, bo w sumie to nieczęsto mi się to zdarza. Idę na wszystkie moje zajęcia, a potem pakuję się i jadę do Magdy na moje czytanie. Tak mówię „czytanie”, ale przecież czytania nie mam tam za wiele. Trochę samogłosek, trochę sylabek i tyle. Ale to, co robię oprócz czytania też z czytaniem jest związane. Z czytaniem, z myśleniem, zapamiętywaniem, kojarzeniem, zachowywaniem odpowiedniej kolejności, składaniem kawałków w całość. I tak np. dzisiaj układam sobie puzzle dwuelementowe. Ostatnio układałem już trójelementowe, więc pozornie to żaden wielki wyczyn, ale Magda dba o to żeby nie było za łatwo, więc rozkłada przede mną sześć kawałków z których muszę ukręcić aż trzy oddzielne obrazki.

O 17:00 jadę jeszcze z Antosiem na konie – ja na hipoterapię, a Antoś na naukę jazdy. Jest ciemno i zimno, ale i tak jest dobrze. To jedne z moich najulubieńszych zajęć.

A w czwartek…

…znów jestem w Skarszewach. I zgadnijcie, kto tu jeszcze dzisiaj jest… no, no…,  dobrze Wam idzie, już prawie… Jednak nie? Nadal nie wiecie? To ja Wam podpowiem… zaczyna się na „J” i kończy na „k”. Tak! To Jasiek! Po bardzo długiej przerwie, mój Przyjaciel przyjechał na swoje pierwsze zajęcia. Ale mimo tego, że jest tu z nami, mimo tego że ma się już dużo lepiej, nadal nie jest całkiem zdrowy i dlatego wszystkich Was proszę o dalsze wsparcie, o modlitwę, o paczki pozytywnych myśli, o kciuki. Niech każdy da to, co może i niech mój Jasiek w końcu stanie ta nogi. Tak przy okazji Wam przypominam, że Msza w intencji Jaśka jest już w poniedziałek o 17:00. Kto może przyjść, niech przyjdzie, a kto nie może być osobiście, niech będzie chociaż myślami. To dla mnie bardzo ważne!

A w Skarszewach, w dzisiejszym grafiku, pracy co nie miara.

  • Muzyka, podczas której żegnamy się z jesienią. Po raz ostatni w tym roku śpiewamy piosenki o liściach, kasztanach, deszczu i jarzębinie, i po raz ostatni rozpalamy nasze ognisko…muzykoterapia
  • Zajęcia logopedyczne, na których ćwiczymy powtarzanie wyrazów trzygłoskowych. Zobaczcie, jak mi idzie, zwłaszcza w okolicach 1:37 🙂 Trochę zaskakuję p. Patrycję – nie tylko wymową, ale i wiedzą.
  • W czasie długiej, 45- minutowej przerwy idę do mojego przedszkola (przy okazji zachęcam do oddawania głosów na naszą konkursową pracę pt. „Rezolutny krokodylek”).
  • Logorytmika, na której zaczynamy najprawdziwszą zimę – lepimy kule śniegowe z papieru i robimy wojnę na śnieżki. Trochę się z tym zimnem nie zgadzam i trochę mnie ono przeraża, więc słonecznym kapeluszem próbuję się przed zimą uchronić.

    iHola chicas bonitas!

    iHola chicas bonitas!

  • Zajęcia pedagogiczne, na których poznaję dzisiaj żaby i w zasadzie sam też zmieniam się w żabę. Kto mnie odczaruje?

    Kiss kiss

    Kiss kiss

Dzisiaj w Skarszewach to jestem normalnie do nocy. Jak wracamy jest zupełnie ciemno, a to dlatego, że po zajęciach idę do przedszkola, a po przedszkolu idę na zebranie (na którym jest grzeczny jak aniołek – siedzę u Mamy na kolanach i śpiewam radośnie) i zanim to wszystko się kończy, jest już czarna noc.

A to wcale nie koniec, bo przede mną jeszcze ćwiczenia z p. Łukaszem. W zasadzie mieliśmy je odwołać i wrócić już do domu, ale wyspałem się w drodze powrotnej, więc mam tyle siły, co tysiąc atletów i tyle energii co powerade.

Tak mi rób, tak mi dobrze ;)

Tak mi rób, tak mi dobrze 😉

Cztery sukcesy po krakowsku i początek Dziecięcej Matematyki

Dzisiaj trzeba wcześnie wstać. Tata przychodzi do mnie ok 6:45 i na śpiocha podaje mi euthyrox. Wciągam go szybciutko i śpię dalej. Tata się odwraca i słyszy „szuszu”, odwraca się jeszcze raz, a tu ja stoję sobie na podłodze i powoli, zupełnie nieprzytomny ruszam w jego kierunku! Po raz kolejny wyszedłem z łóżeczka przez górną barierkę i zrobiłem to tak szybko, że Tata nie zdążył się nawet obrócić. Bierze mnie na ręce, a ja kładę mu główkę na ramieniu i jak gdyby nigdy nic śpię sobie dalej.

Na muzykę zwykle się nie spóźniam, żeby nikt przypadkiem nie zajął mojej miejscówki w pierwszym rzędzie, zaraz przy gitarze. No ale dziś tak jakoś wychodzi, że jestem spóźniony. Wszystko przez Mamę, bo zabrała wszystkie klucze od domu, no i musiała zawrócić żeby oddać Tacie jeden komplet, bo inaczej nie miałby jak wyjść do pracy. Z tego kręcenia się w kółko dojeżdżam spóźniony, ale na całe szczęście nikt się nie połasił na moje miejsce. Siedzę więc p. Mateuszowi na kolanie, lub tuż obok i tańczę, i śpiewam, i gram, i podpatruję skąd wychodzą dźwięki. A w ogóle to dzisiaj wyglądamy prawie jak bliźniaki 😉Ja i p. MateuszŚpiewanie, granie i tańczenie dobiega końca i czas iść na zajęcia do p. Sylwii. Zaczynamy od masażu rączek …Przeczytaj cały wpis

Sobota pracująca i wolna niedziela

W sobotę…

…zwykle mam basen i dzisiaj nie jest inaczej. Idę pluskać się, pływać i chlapać, ale żebym jakoś szczególnie się na to cieszył, to niekoniecznie. Przed wakacjami było ekstra, w wakacje nie było nic, no a po wakacjach już zapomniałem jakie to było fajne.Aquastacja Jakiś taki strachliwy się zrobiłem i spięty. Tata wcale nie musi mnie trzymać, bo ja sam tak się w niego wczepiam, że nie mam szansy odpaść. Widać przerwy mi nie służą. Jak robię coś ciągiem, jest ekstra, jak przestaję… wszystko się wali. Tak było z jedzeniem… rok temu w wakacje jadłem milion różnych owoców i ziaren, które Mama dla mnie miksowała. Potem mieliśmy przerwę, bo …Przeczytaj cały wpis

Zaczynam współpracę z Dorotkowem

Znowu jestem strasznie w tyle, ale to nic. Połowę informacji pominę i jakoś to będzie. Ostatnio opowiadałem o wtorku, to teraz dwa słowa o środzie. Najpierw, super wcześnie rano byłem w Skarszewach i prawie mi się udało nie spóźnić.

Zaraz potem zawinąłem się do auta i pojechałem na Metodę Krakowską z Magdą, ale w środę zupełnie mi nie szło. Nic mi się nie chciało, wszystko mnie rozpraszało.Metoda KrakowskaNie zasnąłem wracając ze Skarszew, nie zasnąłem wracając od Magdy, nie zasnąłem wracając …Przeczytaj cały wpis

Czytanie sylab z Georgem i stadem szympansów

Jadę sobie na muzykę jak gdyby nigdy nic. Może trochę wolniej, bo pada i wszędzie jest mokro, a przecież ślizgać się nie chcemy. Jeden raz na całe życie w zupełności nam wystarczy. Dojeżdżam na miejsce, wchodzę na salę, a tam… pusto. No prawie pusto. Jest p. Mateusz, ale nie ma dzieci. Chyba zaczęły się jesienne katary i kaszle. Ja jestem zahartowany i chorować na razie nie zamierzam, no ale resztę ekipy gdzieś wywiało. Zostaliśmy tylko my – Mama, p. Mateusz i ja. Siedzimy sobie w klatce zrobionej ze stolików – to taka blokada żebym nie uciekał, nie szurał krzesłami, nie potykał się o kable, nie przewracał śmietnika, nie ściągał dyń z parapetów i nie nabijał sobie guzów na czole (bardzo to praktyczne), i gramy, i śpiewamy, i tańczymy. Jest dobrze! A potem dołącza do nas Timi i jest jeszcze lepiej.muzykoterapiaPo muzyce idę na terapię ręki do p. Sylwii. Najpierw super masaż, potem celowanie kamyczkami do dzióbka od butelki, kolorowanie i wreszcie zabawa zapomnianymi już świetlnymi makaronami.

…Przeczytaj cały wpis