Pobudka wcześnie rano i wyruszam w trasę. Antka przedszkole – Szymcio – Skarszewy.Zaczynam od muzyki. Jak zawsze trochę szaleję i trochę uciekam. Najpierw siedzę ze wszystkimi dzieciakami – Maksiem, Szymciem, Adasiem, Mateuszkiem i Jaśkiem. Podskakuję na pupie, tańczę i dobieram się do gitary. A potem uciekam. Pozycja czworaczna i w drogę. Pod stołami, między krzesłami, w najbardziej odległy, najciaśniejszy i …Przeczytaj cały wpis
Rocznicowe spotkanie zespołowych Maluszków
Wczoraj była rodzinno – urodzinowa impreza Mamy (która miała urodziny 9. października) i Taty (który będzie miał urodziny 18. października). I z związku z tymi urodzinami, i prezentem jaki dostali Rodzice szykuje mi się (i Antkowi też) kilkudniowy, listopadowy wypad „bezrodzicowy” do Otomina. Będę okropnie tęsknił. Jeszcze nigdy nie byłem więcej niż 1 noc bez Mamy i Taty, a tu szykują mi się jakieś 3 długie noce. Ale dam radę. W końcu Antek będzie ze mną, a poza tym jestem zuch! Drepczący zuch!
30. września minął rok od naszego pierwszego grupowego, zespołowego spotkania. Z tej okazji mieliśmy dziś wielkie, wspaniałe spotkanie u Szymka. Rok temu było nas dużo mniej: Maja, Lenka i Pola, Mateuszek, Adaś i ja. Amelka i jej koleżanka – druga Amelka wtedy nie dotarły, bo nasza Amelka była chora.
Teraz trudno nas policzyć. Nasza paczka najmniejszych z najmniejszych ciągle się powiększa, bo wciąż przychodzą na świat nowi Przyjaciele, których z radością przyjmujemy do naszego Zespołu. Na dzisiejszym spotkaniu była: Amelka, Maja i Martynka, Lenka i Pola, Mati, Adaś, Szymek, ja i mój Antoś (który przyjechał dopiero na sam koniec, bo był z Tatą na basenie). Nie tylko zmienia się skład naszego zespołu, ale i my sami bardzo się zmieniamy. Na pierwszym spotkaniu tylko Mateuszek i Adaś potrafili czworakować, reszta leżała jak placki. Teraz Adaś, Mateuszek, Pola i Majka chodzą już samodzielnie, jak najprawdziwsze zuchy. Ja powoli stawiam pierwsze kroczki, Amelka biega przy pchaczu, Szymcio zaczyna chodzić przy meblach, Mati zasuwa jak niedźwiedź z pupą wysoko w górze, Lena pięknie czworakuje i wstaje na nóżki, Aguta też zaczęła czworakować i wstawać. Wszyscy bardzo się staramy, wszyscy idziemy naprzód. I nasi Rodzice też się zmienili. Mniej mają smutków, więcej wiary w to, że damy radę. W grupie siła. A nasza grupa jest duża, więc siły mamy więcej niż Pudzian 😀 Na spotkaniu zabrakło Aguty (która balowała gdzieś indziej), Darii (która jest chora), Mateuszka (który przespał całą imprezę), Maksia, Alicji …Przeczytaj cały wpis
Kroczkowy rekord. Osiem! I mam dowód!
Rety… jak ja już bym chciał opowiedzieć Wam o dzisiaj! Ale jeszcze nie mogę, bo najpierw kilka słów o tym, co było wczoraj.
Wczoraj…
…nie miałem żadnych zajęć, ale to nie oznacza, że nie miałem nic do roboty. O 11:00 pojechałem na GUM. Na szczęście nie po to żeby się badać, czy leczyć, a po to żeby spotkać się ze studentkami, które będą wolontariuszami podczas I Pomorskiej Konferencji na rzecz osób z zespołem Downa. Wolontariusze będą zajmować się dziećmi, więc muszę dać im kilka wskazówek odnośnie tego, co mają z nami robić, żeby było fajnie, ciekawie i wesoło. Powiem Wam, że dotarcie do szpitala, to nie lada wyzwanie, zwłaszcza jak podróżuje się wózkiem. Chcieliśmy zaparkować na terenie GUMu, ale miejsc dla niepełnosprawnych jest bardzo mało, a pozostałe są płatne. Zaparkowaliśmy więc dalej, za to legalnie i bezpłatnie. Niestety nie wszyscy myślą o tym jak parkować i stają gdzie popadnie nie myśląc w ogóle o pieszych. Nieważne, że stoją na środku chodnika, ważne, że za darmo.
Na spotkaniu było ekstra. Jak zawsze czarowałem wszystkie laski uśmiechem, a przy okazji grzebałem w cudzych szafkach! Uwielbiam otwierać szafki, szuflady i piekarniki 🙂
Po spotkaniu pojechałem, na kolejne spotkanie. Tym razem do Mateuszka, u którego nie byłem chyba ze 100 lat, albo coś około tego. Coraz częściej jest tak, że bawimy się razem, a nie każdy osobno. Nie ma może szału, ale… dzielimy się zabawkami, podajemy je sobie i obserwujemy się nawzajem.
- Zabawa ze zwierzątkami…
- …drewniane pierścionki…
- …naciurkiwanie precelków na patyczki…
- …nieśmiertelna wieża…
- …i czujna obserwacja.
Tyle z czwartku. No może prawie tyle. Jeszcze dwie sprawy. Przy okazji wizyty w GUMie wpadłem do dr Mazurkiewicz i umówiłem się na przyszły czwartek na 10:00 na kolejną wizytę neurologiczną. Ataków nie mam już od dawna (nie licząc małych, pojedynczych incydentów w czasie wakacji), więc nie będę miał badania EEG. Całe szczęście, bo to okropnie nieprzyjemne. Trzymajcie za mnie kciuki. Mam nadzieję, że wypadnę wspaniale 🙂
Druga sprawa to taka, że mój katar i kaszel ciągnie się już z 3 tygodnie, więc próbuję zapisać się na dziś do lekarza. Nie ma wolnych miejsc, więc umawiam się na piątek. Tymczasem w nocy budzę się z płaczem, bo mam tak okropny kaszel, że nie mogę oddychać. Rodzice robią mi inhalację z Atroventu i soli fizjologicznej. Pomaga. Zasypiam prawie spokojnie.
Jest i piątek 🙂
Rano jadę po Szymcia i Ciocię Anetkę i razem jedziemy do Skarszew. A tu czeka na nas jesień! Dzisiaj mam spotkanie z p. Patrycją – logopedagogiem (to taki skrót myślowy od logopedą i pedagogiem). Ćwiczymy głoski, sylaby i słowa przy pomocy różnych przedmiotów. Np. Pani Patrycja trzyma 3 kółeczka, zostawia po jednym na kocu i za każdym razem powtarza „ma”, czyli w sumie „ma, ma, ma”. Potem je zbiera mówiąc „mam, mam, mam”, a potem wręcza mi je mówiąc „masz”. Powtarza tak kilka razy, aż w końcu przestaje mówić i czeka aż powiem ja.
Następna jest rehabilitacja. Dopóki zrywam piłeczki z lustra jest ok. Ale kiedy pani Gosia bierze mnie na piłkę, zaczynam okropnie płakać, wyrywać się i uciekać. Kiedyś piłka była moim ulubionym narzędziem na ćwiczeniach, pomagała na wszelkie smutki i ocierała łzy, teraz jest na odwrót. Mama postanawia wyjść, żebym nie próbował do niej uciekać. Jest ociupinę lepiej.
Krótka przerwa na drugie śniadanie, zmianę pieluszki i otarcie łez, i mogę iść na ostatnie zajęcia – do psychologa p. Kasi.
- Głaszczę kotka!
- I bardzo mi się to podoba 🙂
- Karmię żabę swoim palcem…
- …i to też jest fajne.
- Najpierw tu położę kółeczka, a dopiero potem będę je nadziewał na patyczki.
- Zaraz zrobię dla Mamy korale.
- Zabawa masą solną jest fajna…
- …tylko to ciasto strasznie się przykleja.
Jestem już po zajęciach i mogę wracać do Gdańska. Odwożę mojego Przyjaciela i śmigam do pani doktor. Przy okazji załatwiam milion spraw:
- biorę skierowanie na badania krwi (tylko na niektóre, resztę muszę zrobić z własnych funduszy), żeby móc wysłać je na Wrocławski Uniwersytet Medyczny. Jednak jeszcze nie teraz, najpierw muszę trochę wyzdrowieć, a właśćiwie całkowicie wyzdrowieć i jeszcze kilka dni przeznaczyć na wzmocnienie. Więcej szczegółów odnośnie tego projektu u Pieniaka i plakacie na Kobasa Laksy:
- biorę receptę na Euthyrox 25, bo już mi się skończył, a codziennie przed śniadankiem powinienem wciągać 1/4 tabletki,
- jestem osłuchany z każdej strony, chociaż już na sam dźwięk mojego kaszelku pani doktor mówi, że mam problem z oskrzelami i rzeczywiście… czekają mnie inhalacje, antybiotyk, syrop wykrztuśny. Eh! Ale nie jest tragicznie. Mam jeszcze szansę! Jak się podkuruję, wezmę zaraz antybiotyk, posiedzę dziś i jutro w domku, to mam szansę na wyjście w niedzielę. Wszystko zależy od tego, czy mój stan się poprawi – tj. będę czuł się dobrze i nie będę zarażał. Jak się nie uda, to lipa, jak się uda, to super 🙂 Trzymajcie za mnie kciuki!
- ponieważ mam brać antybiotyk, wskakuję na wagę – z pieluchą i ubraniem ważę 10,5 kg.
Jakby tego było mało wychodzą mi jeszcze dolne dwójki! A przynajmniej jedna. Po prawej stronie zrobiła się już mała dziurka przez, którą lada dzień wyskoczy nowy ząbek. Ząbkowanie nie jest fajne, bo okropnie boli. Żeby sobie pomóc gryzę gryzaki, albo palce… przez co skóra na moich paluszkach jest wysuszona jak sucharek i zaczerwieniona. Są jednak plusy takiego ząbkowania. Można gryźć 🙂
Pani doktor mówiła, że dobrze by mi zrobiło trochę wolnego od ćwiczeń, bo teraz ciężej mi się oddycha, więc szybciej się męczę. A ja tymczasem zaczynam chodzić! Pomalutku, powolutku i jest. Osiem kroczków. A potem jeszcze z 25-30 prób wstawania i tuptania. I wcale nie czuję się zmęczony. A może po prostu jestem zbyt szczęśliwy, żeby to zmęczenie czuć. Ależ mam radochę! Chodzenie jest fajne. Juuupi!
Niestety mój najdłuższy spacer nie został uwieczniony, ale to nic. Najważniejsze, że było. Kiedy zobaczyłem jaka Mama ze mnie jest dumna i jak bardzo się cieszy, sam zacząłem się chichrać i próbować, próbować, próbować. Pod koniec to już wstawałem tylko po to, żeby zaraz upaść, bo powoli traciłem siły, ale i tak próbowałem. Radość ponad zmęczenie! Oł jeeeee!
Kto ma dziś urodziny, no kto? Sto lat Mama!
Tak, tak, dzisiaj są urodziny mojej Mamusi, ale zanim opowiem o dzisiaj wrócę na chwilkę do wczoraj.
Wczoraj był wtorek…
…i jak to we wtorek, byłem w Skarszewach. Ale! Ale nie od 9:30, a od 8:00, czyli o 7:00 wyjechałem już z domu. Strasznie wcześnie. Nie lubimy wstawać z kurami, ale raz można się poświęcić i popatrzeć jak słońce wstaje nad obwodnicą. Jednak, to nie dla słońca wstaliśmy tak wcześnie, a po to żebym po ćwiczeniach mógł zdążyć na spotkanie „Klubu Malucha Nadzwyczajnego”.Zaczynam od spotkania z psychologiem, potem śmigam do logopedy – p. Emilki i do logopedy p. Magdy, a na koniec na muzykę.
- Karmienie pieska u psychologa
- Nauka dźwięków wydawanych przez zwierzątka u logopedy…
- …i nauka „uuu”, też u logopedy.
- Muzykoterapia pod chustą
Zaraz po zajęciach pędzę na Kowale, na moje pierwsze …Przeczytaj cały wpis
Od piątku do poniedziałku… i w końcu nagrane moje kroczki :)
Zanim opowiem Wam o dzisiejszych zdarzeniach, wrócę do tego co było wcześniej.
W piątek…
…jak zawsze byłem z Mamą w Skarszewach. Opowiem Wam tylko krótko, że u psychologa bawiłem się klejącymi kulkami styropianowymi i uparcie chciałem karmić nimi lalę. Pani podawała mi butelkę, ale uznałem, że kulki smaczniejsze i nie chciałem odpuścić. A sam to wymyśliłem, jak tylko ujrzałem lalę na horyzoncie.
- Droga do Skarszew
- Wibrujący masaż u logopedy
- Oklejanie plasterkami po rehabilitacji
- Układanie klocków w dziurkach na zajęciach u psychologa…
- …i karmienie lali.
Potem zamiast wrócić do domku, odebrałem Antosia z przedszkola i pojechaliśmy na noc do Babci Asi (a Rodzice mieli wolne i śmignęli na koncert Lao Che). Byliśmy super grzeczni i Babcia nie może się doczekać, kiedy znów nas weźmie. Rodzice też. Z tej radości, że tu jestem, robię pięć malutkich, ale za to zupełnie samodzielnych kroczków.
W sobotę…
…przyjechali po nas Rodzice, ale Antek postanowił zostać do niedzieli. Ja wracam, ale jeszcze nie do domu. Najpierw jedziemy na spotkanie „Mama nigdy nie jest sama”. Miało być tu dużo moich Przyjaciół, ale pochorowali się i nie dotarli. Jest tylko Ciocia Beatka z Polą (siostrą Lenki) i Ciocia Dorotka z Wujkiem Maćkiem i małym Jaśkiem.
- To ja!
- To Pola.
- A to Jasiek.
Nie wyspałem się za bardzo, dokuczają mi zęby, a do tego jest piękna pogoda, a oruński park jest blisko – to wszystko składa się na potencjalny spacer. Zabieram Jaśka i jedziemy naszymi wózkami! No i na spacerku jest wspaniale! Dawno tak długo nie łazikowałem. Najczęściej to pędzę tylko dom – auto – przedszkole Antka – auto – zajęcia – auto – zakupy – przedszkole Antka – auto – dom. I jak wrócimy po całym dniu, to nikt już nie ma siły na spacerki, a one przecież takie miłe!
W niedzielę…
…dajemy Tacie pospać. Niech ma! Mama zabiera mnie do drugiego pokoju i udaje że się mną zajmuje, a tymczasem zwinęła się w kłębek i śpi sobie na podłodze. A ja? A ja się bawię. Sam! Wyciągam z wiaderka ćwiartkę pluszowej pizzy i idę do mojego wielkiego misia, którego dostałem kiedyś od Dziadka Michała. Podsuwam mu pod pyszczek i mówię „niam niam niam”. Mama od razu się rozbudza i jest ze mnie kosmicznie dumna, a przecież ja się tylko bawię 🙂 Ale podobno taka zabawa, to nie „tylko”, a „aż”, bo jak napisała do mnie na facebooku Pracownia Diagnozy i Terapii Dziecka Lobus: „(…)Zabawa tematyczna inicjowana spontanicznie i w tym wieku to <<duża rzecz>>”. Skoro tak, to super! Sam też chętnie chwytam autko, popycham i mówię coś podobnego do „brum brum”, ale tym już się chwaliłem na dwudziesty miesiąc. Po południu jedziemy do Gdyni na imieniny Babci Tesi. Tata zabiera Antka i jadę samochodem na basen, a my zostajemy żeby potem wrócić autobusami i piechotką (pięć kilometrów, więc kolejny długi spacer) do domu.
A teraz już o tym, co dziś
Wstaję wcześnie rano, ale nie tak wcześnie jak Mama. Siusiu na nocnik, ubieranie, śniadanko i w drogę. Jedziemy z moim Antosiem do przedszkola, a potem po Szymka i Ciocię Anetkę i do Skarszew.Zaczynamy od zajęć grupowych. Oprócz mnie i Szymcia jest Jasiek, Maksio, Mateuszek (ten starszy) i Adaś (którego strasznie dawno nie widziałem).
- Chustą naelektryzowany
- Chcę grać…
- …a p. Mateusz podnosi gitarę i gra zza głowy.
- Na szczęście, chwilkę mi pozwolił 🙂
- Ja, Jasiek, Maksio, Mati, Szymcio i Adaś
Po muzyce pędzę co sił na zajęcia z p. Kasią… a tu zamiast p. Kasi jest szefowa Zespołu Terapeutycznego – p. Agnieszka. A to heca!Robimy po trochu różnych rzeczy. Pani Agnieszka chce chyba sprawdzić, czy nie zmyślam, kiedy tak opisuję swoje osiągnięcia. Nie zmyślam! Serio 🙂
Wymęczony przez p. Agnieszkę wędruję na relaks do p. Sylwii, do Sali Doświadczania Świata, a tu kolejna niespodzianka – Szymcio będzie dziś tu razem ze mną.Jeszcze tylko rehabilitacja i mogę wracać do domu. A dziś po raz pierwszy od trzech tygodni mam zajęcia z p. Gosią Holką 🙂
Oto mały skrót wiadomości:
A już jutro… będę miał pozmieniany prawie cały plan w Skarszewach. Muszę wstać okropnie wcześnie. Zamiast zaczynać zajęciami muzycznymi, będę nimi kończył:
- 8:00 – 8:30 psycholog (p. Kasia)
- 8:30 – 9:00 logopeda (p. Emilka)
- 9:00 – 9:30 logopeda (p. Magda)
- 9:30 – 10:15 muzykoterapia (p. Mateusz)
Wszystko po to, żebym mógł pojechać na spotkanie w ramach Klubu Malucha Nadzwyczajnego, które zaczyna się o 11:15 i trwa aż dwie godziny. Mam nadzieję, że będzie tam fajnie i że spotkam tam moich Przyjaciół 🙂
Mam 20 miesięcy!
Co potrafię ruchowo?
- wstawać i stać bez trzymanki nawet kilkadziesiąt sekund, w tym czasie często trzymam coś w rękach lub sięgam po coś,
- zrobić 3 maciupeńkie kroczki bez trzymanki (dziś pierwszy raz zrobiłem 3),
- chodzić do przodu za ręce, przy pchaczu, przy poręczach,
- wdrapywać się …Przeczytaj cały wpis
O zajęciach w Skarszewach, niekupionych kapciach i deserku
Tata do pracy, Antek do przedszkola (już zdrowy!), a my… do Skarszew. My to znaczy Mama i ja.Dojechaliśmy na czas, a nawet na „przed czas”, więc mogę pogadać trochę z Mateuszkiem, którego ostatnio bardzo rzadko widuję. Wakacje się skoczyły, zaczęły regularne zajęcia, na nic nie mamy czasu. Dobrze, że chociaż muzykę mamy razem.
A u pani logopedy …Przeczytaj cały wpis
O nauce „takie same” na obrazkach i dopasowywaniu kształtów
No i bęc. Już poniedziałek. Tydzień będę miał bardzo pracowity.
- Dzisiaj jadę do Skarszew, do OWI w Gdańsku i załatwić małą sprawkę w Gdyni, a przy okazji pójdę odwiedzić Prababcię Tesię.
- Jutro znów Skarszewy.
- W środę mam logopedę w Gdyni, potem idę na spotkanie maluszków z Klubu Mam w Gdyni, a potem prędziutko na rehabilitację do Gdańska.
- W czwartek znów będę w …Przeczytaj cały wpis
O Skarszewach bez Mamy i warsztatach beze mnie
W czwartek byłem pół dnia u Cioci Gosi. Trochę tęskniłem za Mamą i wtedy kładłem się na podłodze w przedpokoju i wpatrywałem w drzwi. Ale i tak mi się podobało. Czułem się jak duży chłopak. Cioci też się podobało i dlatego zaprosiła mnie w piątek na noc. Mnie i Antka. Ale najpierw jadę z Tatą do Skarszew.Tak, tak nie pomyliłem się. Mama ma wolne (tzn. prawie wolne, bo tak jak wczoraj, jest na szkoleniu w Kiwi), a ja jadę z Tatą. Po raz pierwszy w życiu jestem w Skarszewach bez Mamy. Zaczynam od zajęć z p. Patrycją. Ćwiczę naśladowanie mowy zwierząt, szukam skarbów w pudełku i w kubeczkach, a na koniec mam masaż.
- Szukam skarbów w pudełku…
- …i w kubeczku.
- A teraz próbuję powiedzieć coś do kubkowego mikrofonu.
Czas na rehabilitację z p. Gosią. Jak zawsze (od kilku miesięcy) ćwiczę chodzenie i utrzymywanie równowagi.
- Zaraz cię złapię pomponie!
- Już, już, już prawie.
I już …Przeczytaj cały wpis
O ciężkiej pracy, zgubionym bucie i małych przyjemnościach
W zaległościach najgorsze jest to, że się piętrzą, a jak już się „upiętrzą” to ciężko przez nie przebrnąć. Dlatego nadrabiam zanim będzie za późno…
W poniedziałek…
… był naprawdę ciężki dzień. Wyjechaliśmy …Przeczytaj cały wpis