Pisałem o nim już wcześniej, nawet kilka razy, więc niby więcej już nie ma potrzeby, ale właśnie stuknął okrągły rok od dnia, w którym założyłem mój Dziennik Wydarzeń. Jest co świętować, jest się czym chwalić, jest o czym opowiadać. A było to tak… rok temu, na jednym ze szkoleń z Metody Krakowskiej, organizowanym przez Fundację Wspierania Rozwoju „Ja Też”, a prowadzonym przez prof. Cieszyńską, Mama w końcu dała się przekonać, że lepszy Dziennik z czarno-białymi drukowanymi zdjęciami, niż żaden i tak jakoś poszło. Wcześniej nosiliśmy się z planem, ale każdy powód na „niezałożenie” był dobry – nie mam czasu, nie mam kolorowego tuszu w drukarce, nie mam pomysłu, nie wiem jak… bla, bla, bla.W końcu uznaliśmy, że ważniejsze jest to, co Dziennik ma dać, niż to, jak wygląda. I tak już od roku, dzień w dzień wklejamy do niego zdjęcia, podpisujemy i czytamy. Pierwszy zeszyt, potem drugi i wreszcie …Przeczytaj cały wpis
Archiwa tagu: metoda krakowska
„Żeby żyć, trzeba jeść! Trzeba umieć jeść…” Szkoła Jedzenia mnie tego nauczy…
Bez pracy, nie ma kołaczy, więc jeśli chcę coś osiągnąć, muszę wziąć się do roboty! Zaczynam od zaraz. Na pierwszy ogień idzie to, co najważniejsze – jedzenie. W marcu zgłosiłem się do Fundacji „Żyć z Pompą” i poprosiłem o pomoc w rozwiązaniu największego z moich problemów. Zgodzili się, przyjęli mnie i już niedługo rozpocznę swoją wielką przygodę. Od 9. do 14. maja będę brał udział w turnusie w „Szkole Jedzenia” (koszt takiego turnusu to 2300zł. Będę mógł za niego zapłacić dzięki Waszym darowiznom i wpłatom 1% z podatku. Dziękuję!). W ramach turnusu będę miał zajęcia z psychologiem, z neurologopedą, z terapeutą SI i z fizjoterapeutą, kinder music i zupełnie dziwny przedmiot – rodzina przy stole. Ale żeby wiedzieć, co robić, najpierw trzeba sprawdzić, w czym tkwi problem. Dlatego zaczynamy od diagnozy.
Zaczęło się od wypełnienia druków i przesłania dokumentacji, którą wystawili mi pracujący ze mną terapeuci…
Kolejnym krokiem jest spotkanie w Szkole Jedzenia.
8. kwietnia…
…wybieram się na diagnozę logopedyczną do p. Joanny Sitarz (to logopeda ze specjalnością z wczesnej interwencji logopedycznej). Najpierw, przez godzinę rozmawia Mama (ja w tym czasie jestem z Babcią Bożenką, z Antosiem i z Marysią na spacerku w parku). Pani Asia pyta Mamę o wszystko, co mogło mieć wpływ na to, że przestałem nagle jeść, o terapie jakie mam i jakie miałem, o to kiedy zaczęły się kłopoty i czy miałem wówczas jakieś stresujące zajęcia, czy sytuacje, które były dla mnie trudne, w jakim krzesełku pracowałem, a w jakim jadłem, jak wyglądały początki mojego jedzenia i karmienia, czy jadłem sam, czy bawiłem się jedzeniem, czy dotykałem… okazuje się, że wszystko to jest ogromnie ważne! Mama mówi, pani notuje i komentuje, a Mamie powoli otwierają się oczy i już chyba wie, kiedy i od czego to wszystko się zaczęło…Po godzinie do akcji wkraczam ja! Jestem raczej wyluzowany. Nie widzę jedzenia, nie czuję jedzenia, nie mam żadnych obaw. Chętnie wchodzę do gabinetu i okazuje się, że bać się wcale …Przeczytaj cały wpis
Żegnajcie dzidziusiowe zabawki!
Przez pięć dni dzielnie pracowałem na turnusie. Byłem zmęczony to fakt, ale to normalne przy tak intensywnej pracy. Poza tym świetnie się trzymałem. Nie kaszlałem, nie smarkałem, nie miałem podwyższonej temperatury. A tu nagle w piątek wieczorem pojawia się gorączka. I to akurat wtedy, kiedy przede mną dwa dni wolnego! Idę spać z temperaturą 38,5°C. W nocy budzę się na siusiu. Docieram do nocnika, ale nie mam już siły na samodzielny powrót do łóżka. Wołam Rodziców na pomoc. Temperatura 39,5°C. Dostaję ibum forte, którym pluję ile się da. Nie lubię nowych smaków – dotyczy to również leków. Jednak to, czego nie udało mi się wypluć wystarcza na obniżenie temperatury do bezpiecznego poziomu. Kolejna dawka o 2:00.
Rano wstaję cały w skowronkach. Tata myśli: „Staszek zdrowy”, a tu klops. Wysoka temperatura wróciła. Znów mam ponad 39°, ale nie burzy to mojego dobrego humoru. Latam po mieszkaniu, hałasuję, bałaganię, śpiewam i gram na ukulele, albo na małej gitarce. Jest dobrze.Cały czas czuję się znakomicie i nie licząc wysokiej temperatury nic mi nie dolega. Gorączka spada po lekach, a potem, po kilku godzinach …Przeczytaj cały wpis
Piąty dzień pierwszego tygodnia
Miało być krok po kroku, dzień po dniu, ale tak się nie da. W środę i w czwartek na zajęciach byłem z Tatą (żeby Mama i Maniuta mogły się trochę nacieszyć dzidziusiowo-mamusiowym zwyczajnym życiem bez latania po turnusach), a jak jestem z Tatą, to materiału z zajęć raczej nie przynoszę. Nie ma zdjęć, nie ma filmów, nie ma o czym mówić.
Z racji turnusu, do przedszkola nie chodzę, ale Mama i owszem. Czwartkowym popołudniem wybiera się do Wielkiej Przygody żeby dowiedzieć się, jak sobie radzę. A radzę sobie całkiem nieźle i Mama jest ze mnie bardzo dumna i okropnie wzruszona. I tym, że chodzę tak chętnie, i tym że jestem taki samodzielny, i tym że coraz chętniej bawię się z dziećmi, i tym że tak fajnie uczestniczę w zabawach grupowych (co miała okazję zaobserwować na turnusie) i tym, że taki ze mnie zuch. Razem z p. Agnieszką omawia …Przeczytaj cały wpis
V Warsztaty Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i Numiconem – dzień pierwszy i drugi
Ktoś by mógł pomyśleć, że pracuję strasznie dużo i pewnie miałby trochę racji. Ale prawda jest taka, że odkąd poszedłem do przedszkola, czasu na naukę mam niewiele. W zeszłym roku trzy razy w tygodniu jeździłem do Skarszew, dwa-trzy razy w tygodniu na zajęcia z Metody Krakowskiej, dwa-trzy razy na rehabilitację, dwa razy na basen, raz na hipoterapię i od czasu do czasu na zajęcia w OWI.
Teraz nie mam kiedy jeździć, a mój grafik i tak jest wypełniony po brzegi. Większość czasu spędzam w przedszkolu – na zabawie. Indywidualnych zajęć mam tu niewiele – raz w tygodniu Dziecięca Matematyka z p. Kasią, dwa razy Metoda Krakowska z p. Iwonką i tyle. Dlatego, żeby nie stracić tego, co już potrafię i żeby nie wypaść z mojego pracowitego rytmu szukam zajęć na zewnątrz. Trzy razy w tygodniu (poniedziałek, wtorek i środa), przed przedszkolem jeżdżę na zajęcia z Metody Krakowskiej i raz (we wtorek) na Numicon. W środowe popołudnia mam basen. W czwartki, od niedawna, znów jestem w Skarszewach i wtedy nie ma mnie w przedszkolu. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim – rehabilitacja z Kukaszem.
Od dzisiaj „zaczynam ferie”. Oznacza to, że odpuszczam przedszkole, odpuszczam wszystkie zajęcia dodatkowe i zaczynam …Przeczytaj cały wpis
Robaki we włosach*
Bardzo lubię włosy. Przede wszystkim dotykać, głaskać i czesać. Takiego mam bzika i już. I nie żebym zamieniał się w szkolną pielęgniarkę, ale od dziś lubię też kontrolować, sprawdzać i czujnym okiem zaglądać w czuprynę. Na pierwszy ogień idzie Mama. Podchodzę, patrzę i pytam:
– Kto tu mieszka?
– ?! – Mama zupełnie nie wie, o co mi chodzi.
– Robaki! Tak! – mówię zadowolony – Robaki we włosach!
– Nie mam robaków we włosach. – mówi Mama.
– Tu są robaki. – dodaję, zupełnie ją ignorując.
A potem, na pocieszenie, przytulam ją i dodaję:
– Moja Mama. Kocham.
Skoro miłość nie liczy chromosomów, to tym bardziej robaków, no nie?
A potem Mama sprawdza moje włosy i z wielką powagą stwierdza, że robaki są u mnie, ale ja nie dam się tak łatwo oszukać. W moich włosach mieszka ptaszek. A wiadomo, że jak jest ptaszek, to nie ma robaka.
Styczeń leci jak szalony, a ja przecież postanowiłem, że kilka razy w tygodniu będę z Mamą czytał po krakowsku. Skoro postanowiłem, to …Przeczytaj cały wpis
Parę słów o byciu starszym bratem (staż – prawie 4 miesiące)
Dzisiaj święto, więc można spać. Elegancko, po cichutku wstajemy z Antosiem i tym razem nie budzimy Rodziców. To taka nowość, bo zwykle wołamy ich od 7:00. Tymczasem idziemy na siusiu, a potem grzecznie się bawimy. Kiedy jesteśmy głodni, przychodzi do nas Ciocia Gosia i zabiera do kuchni. Ja dostaję jogurcik, a Antoś przysmak z epoki PRLu – chlebki w mleku i jaju smażone na patelni. Rodzice śpią jak susły.
W południe… niespodzianka! Dziadek Michał wyruszył na spacer z Forestem i dotarł aż do nas! Cieszę się na maksa! Bardzo, bardzo lubię mojego Dziadka i muszę się nim nacieszyć, zanim przyjdzie wiosna, zanim znów będzie musiał wyjechać do pracy, zanim zostawi mnie na długie miesiące.
Dziadek wychodzi, a ja idę z Mamą się uczyć. Mieliśmy ćwiczyć liczenie, ale Mama nie ma ani wprawy, ani konspektu, więc …Przeczytaj cały wpis
„PI Malisiu”, czyli o nowym sposobie na sylabki
Jak w każdy poniedziałek, wtorek i środę, wstaję bardzo wcześnie. Odwożę Antosia do szkoły (w te trzy dni ma na 8:00) i pędzę na swoje zajęcia. Dzisiaj zaczynam od klocków Numicon (i na klockach Numicon kończę, bo Magda ma jeszcze urlop). Iwona mówi, że muszę poćwiczyć liczenie w domu, bo ostatnio słabiej mi idzie. A już myślałem, że matematykę mam we krwi, jak Babcia Asia i że mimo zespołu, będzie ze mnie matematyk. W końcu całkiem nieźle mi szło poznawanie i rozumienie pojęć matematycznych (ciężki-lekki, pełny-pusty, gruby-cienki, mało-dużo, długi-krótki), kiedy pracowałem z p. Kasią w Skarszewach. Ale nie martwię się na zapas… w przedszkolu ćwiczę z p. Kasią, w „Ja Teżu” z Iwonką…
…w domu będę ćwiczył z Mamą (to jedno z postanowień noworocznych), a już niedługo wracam do …Przeczytaj cały wpis
Chodzę do przedszkola – jestem przedszkolakiem, mieszkam na wsi – jestem wieśniakiem ;)
Prawie dwa miesiące przerwy… tego jeszcze nie było (i chyba już więcej nie będzie). Najwyższa pora do Was powrócić. Gdyby nie fakt, że mam tyle zaległości opowiedziałbym Wam o tym, że…
- 17. października – po raz kolejny odwiedzam Zatokę Sztuki. Tym razem bajki czyta dla nas aktorka Paula Philipp.
- 19. października – na zajęciach z Metody Krakowskiej pracuję na zdjęciach. Magda rozkłada przede mną członków najbliższej rodziny i pyta: „Są wszyscy?”. Odpowiadam: „Nieee.” Magda pyta: „A kogo brakuje?”. Patrzę, patrzę, myślę, myślę i odpowiadam: „Malisiii!”
- 20 października – późny wieczór, w zasadzie to wszyscy powinniśmy już spać, bo jutro pobudka o 6:30. Mama karmi Marysię siedząc na fotelu, ja leżę już w swoim łóżeczku, Antoś myje zęby. Jednak noc jeszcze młoda, szkoda by było ją przespać. Opuszczam swoje łóżko i swój pokój, i melduję się w łóżku rodziców. Dołącza Mama ze śpiącą jej na brzuchu Marysią. Antoś przychodzi dać buziaka na dobranoc, ale widząc błogostan panujący na kanapie, rezygnuje i dołącza. Przychodzi Tata. Już miał poodprowadzać nas do łóżek, ale się rozmyślił. Położył się z nami. Co tam, że jutro trzeba rano wstać i że pewnie znów się nie uda, skoro tu i teraz dzieją się takie ważne rzeczy. Właśnie wystawiamy na ścianie teatr cieni. Antoś został mistrzem królika i lamy, ja – żyrafy i kaczki.
- Od jakiegoś czasu, w naszym małym mieszkanku przy ul. Słowackiego dzieją się dziwne rzeczy… wszystkie książki, płyty, ubrania i zabawki chowają się w wielkich pudłach. Czeka mnie kolejna wielka zmiana!
- Od jakiś dwóch miesięcy… siusiam na stojaka! Nauczyłem się tego w przedszkolu i w domu też próbuję. W przedszkolu łatwiej, bo kibelki są niskie. W domu trudniej – mam do wyboru wysoki kibelek i niski nocnik, ale wcale mnie to nie zniechęca. W końcu duży chłopak jestem. Nie będę siusiał na siedziaka.
- 24-25. października. Z soboty na niedzielę śpię razem z Antosiem u Babci Asi. Wszystko dlatego, że… Rodzice potrzebują chwili wolności, żeby przeprowadzić nas na nowe miejsce. Od teraz mieszkamy na wsi. Tak mniej więcej na wsi, bo z jednej strony jeździ tu miejski autobus, a z drugiej, zaraz za przystankiem pasie się krowa. Sklepy mamy trzy – jeden daleko i dwa blisko, a każdym z nich można kupić mydło i powidło. Jest też mała szkoła, do której od września chodzi już mój Antoś. Przedszkole też jakieś jest, ale ja już swoje wybrałem (najlepsze) i będę do niego dojeżdżał.
- 26. października – od dłuższego czasu na zajęciach z Metody Krakowskiej byłem sam. Rano Tata odwoził Antosia do szkoły, potem zostawiał mnie u Magdy i wracał do domu. Zjadał śniadanie i wychodził do pracy, a Mama brała Marysię i jechała żeby odebrać mnie z zajęć i zawieźć do przedszkola. Teraz Antoś chodzi do szkoły na piechotkę, a ja odwożę Tatę do pracy i jadę na zajęcia razem z Mamą i z Marysią. To moje pierwsze zajęcia przy świadkach po bardzo długiej przerwie.
- 27. października – pierwsze zajęcia z klockami Numicon (nie licząc tych na turnusie i tych w przedszkolu):
IV Warsztaty Rozwoju Mowy – tydzień drugi
Tydzień pracy zleciał jak z bicza trzasł, a ja nie zdążyłem wspomnieć o tym ani jednym słówkiem. To chyba dlatego, że wszyscy jesteśmy trochę zmęczeni tymi intensywnymi wakacjami, podczas których było więcej nauki niż wypoczynku. I to nie dlatego, że tak bardzo lubię się uczyć, i nie dlatego, że lenistwo mnie męczy, i nie dlatego że jestem nadgorliwy, a dlatego że za kilka dni zaczynam przedszkole, Antoś za kilka dni zaczyna szkołę, Mania za miesiąc zaczyna życie po drugiej stronie brzucha i wtedy czasu i możliwości na jeżdżenie na dodatkowe zajęcia nie będę miał zbyt wiele. Ponieważ zaległości uzbierała mi się pokaźna, pięciodniowa górka, skrócę moje wspomnienia do minimum… żeby Was nie zanudzić 🙂
Poniedziałek, 17. sierpnia
Jak w każdy turnusowy dzień, mam trzy zajęcia indywidualne i dwa grupowe. Na indywidualne idę z Mamą, na grupowe z wolontariuszką Anią.
8:00 – 8:50 zajęcia z Gosią
Było już ubieranie Szymona u Luizy i robienie kanapki u Magdy, jako sposób na ćwiczenie pamięci słuchowej. Pomysły idą lawinowo i Gosia ma dla mnie kolejny. Przygotowała dla mnie zestaw …Przeczytaj cały wpis