Dramat w pociągu, czyli 1. dzień Warsztatów Rozwoju Mowy w Fundacji „Ja Też”

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz napisałem Wam coś o tym jak i czego się teraz uczę. Wiąże się to z tym, że kiedy ja się uczę, mój sekretarz (czyt. Mama), zamiast siedzieć obok i obserwować, jest gdzieś z Marysią i się nią zajmuje. Ale dzisiaj jest zupełnie inaczej. Przynajmniej na początku.

Pierwsze turnusowe zajęcia zaczynam o 8:00, a to oznacza, że muszę wstać bardzo wcześnie. O 6:40 przychodzi do mnie Mama. Odsłania okna i na łyżeczce z wodą, podaje mi rozgnieciony Euthyrox – moją codzienną dawkę 50 µg. Teraz mam 30 minut na to, żeby zrobić siusiu, odświeżyć się i ubrać oraz przygotować sobie śniadanko – dwa jogurciki malinowe Jogobella.

Po śniadaniu, idziemy z Mamą myć zęby. Mama swoje, ja swoje. Wkładamy sandałki i bierzemy nasze tobołki. Mama swoje (kubek, kawę, herbatę, mleko, cuksy i batoniki zbożowe), a ja swoje (chusteczki, zeszyt, wodę, naleśniki Hipp, obiadek z indykiem Bobovita, serek Danio, banana, miskę i dwie łyżki). Ruszamy.

Na drodze, za zjazdem z obwodnicy są korki, bo jeden pas jest zablokowany. Przez to tracimy kilka cennych minut i o te kilka minut spóźniam się na pierwsze zajęcia.

Iwona już czeka. Bardzo ją lubię. Jednak dzisiaj nie mam ochoty na naukę. Po wypoczynku na wsi, po zabawach na świeżym powietrzu, po beztroskim czasie spędzonym z Babcią i Przyjaciółmi, nie jest łatwo usiąść przy stoliku i pracować. Dlatego się trochę buntuję.Zaczynamy i kończymy na sekwencjach, a właściwie na jednej sekwencji, bo tylko tyle udaje mi się dzisiaj zrobić. Najpierw się obrażam, potem świruję, potem nie chcę, potem troszkę pracuję, a potem znów się obrażam i kółko się zamyka. Zadanie nie jest trudne, tylko trudno …Przeczytaj cały wpis

Co tam słychać w moim uchu…

Dzisiaj, po potwornie długim czasie wracam do Medincusa, do mojej pani doktor Grażyny Urbańskiej, która jest otolaryngologiem. Po tym jak 14. grudnia 2016 roku, moje badanie słuchu nie wypadło najlepiej, miałem pojawić się po kilku miesiącach żeby je powtórzyć. Ale powtarzać najlepiej bez gila, a ja bez gila, to jak uczeń bez jedynki – prawie niemożliwe. Także moja wyczekana wizyta przepadła, a zanim zapisałem się i doczekałem kolejnej, trochę czasu minęło. Z lekkim smarkiem, ale jestem.

Siedząc w poczekalni wertuję lekkie, poręczne i bardzo przeze mnie lubiane książeczki o „Kici Koci”. Zabrałem je ze sobą na wypadek, jakby się okazało, że jest jakaś obsuwa i trzeba trochę poczekać. Trochę „poczytałem” sam, trochę poczytała mi Mama, aż w końcu przyszła moja kolej. Pani doktor woła mnie do siebie, a ja odważnie, z uśmiechem na ustach, wchodzę do gabinetu. Mama siada na fotelu, ja siadam na Mamie, a pani doktor włącza specjalną kamerę. Żebym się nie bał, zabawia mnie rozmową i wszystko wyjaśnia. Zadaje mi też sporo pytań: Czym przyjechałem? Kto prowadził? Itp. Dzięki temu wie, że słyszę jej pytania, rozumiem je i potrafię na nie odpowiedzieć. Pani doktor ma specjalną kamerę, którą może robić zdjęcia i kręcić filmy. Robi zdjęcie wąsom na mojej koszulce i zdjęcie mojej buzi, która wąsów jeszcze nie ma. Wszystko to pojawia się na ekranie monitora. Wtulam się w Mamę, a pani doktor wjeżdża kamerą w moje ucho. Prawe wychodzi idealnie – czyste i włochate. Lewe jest jednak …Przeczytaj cały wpis

Biegowe Grand Prix Dzielnic Gdańska 2018 po raz III

Nie zdążyłem wspomnieć o dwóch pierwszych, tegorocznych biegach, nie napisałem ani słowa o przepięknym zakończeniu roku w przedszkolu, nie powiedziałem nic a nic o koncercie November Project, słowa nie pisnąłem na temat majowego koncertu Sunny Money. Głowę mam pełną wspomnień i pomysłów, a tu ciągle cicho i pusto, zupełnie inaczej niż w moim życiu. Nie dlatego, że nie chcę, bo chęci mam zawsze sporo, ale dlatego, że czasu wciąż brak i sił czasem też nie wystarcza, żeby podzielić się z Wami całym moim światem. Ale dzisiaj tu jestem i na gorąco opowiadam Wam o tym, co się takiego wydarzyło.

Kilka miesięcy temu, Mama zapisała naszą trójkę na biegi w Biegowym Grand Prix Dzielnic Gdańska. Naszą trójkę, czyli Antosia, Marysię i mnie. My starszaki, biegaliśmy już w zeszłym roku. Nie opuściliśmy żadnego z 5 biegów, dzięki czemu zebraliśmy wszystkie puzzle, z których powstała piękna panorama Gdańska.W tym roku z puzzli ułożymy kostkę, a nawet trzy, oczywiście pod warunkiem, że uda nam się skompletować wszystkie kawałki.

Wypad na biegi z dwóją dzieci, to pestka w porównaniu do wypadu z trójką, zwłaszcza gdy 2/3 z nich, nie można nawet na chwilę spuścić z oka, a tak właśnie jest ze mną i z Marysią. Antoś zna zasady i wie co zrobić, żeby się nie zgubić. Z całą pewnością poradziłby sobie również wtedy, kiedy do zgubienia jednak by doszło. Natomiast Maryśka i ja, to zupełnie inna para kaloszy. Nie można nam ufać …Przeczytaj cały wpis

Kiedy Twój optyk czyta Twojego bloga…

…to nie musisz marnować czasu, paliwa i energii na bezsensowne jeżdżenie na drugi koniec Gdańska.Ledwo wypuściłem w świat wpis o tym jaki ze mnie ladaco – o tym, że połamałem okulary i teraz muszę pojechać wybrać i kupić nowe, a już na moją facebookową skrzynkę przyszła wiadomość od pani Oli i jechać wcale nie muszę. Pani Ola, z Galerii Wzroku, zamówi dla mnie zepsutą część, czyli front moich okularków, a kiedy tylko dotrą do salonu, da nam znać, żebyśmy przyjechali i na miejscu wszystko naprawili.

Dwa dni później, tj. w piątek, dostaję cynk, że nowa część czeka już na Mickiewicza. Niestety nie udaje mi się pojechać tam od razu, ale to żaden problem. W sobotę też jest czynne. Także zaraz po śniadaniu, szykuję się do drogi. Mam dziś trochę spraw do załatwienia.

Pierwszą z nich jest wizyta u optyka. Pani Kamila wita się ze mną po imieniu, w końcu dobrze się już znamy. Wybierałem tu okularki, odbierałem to okularki, zaginałem tu zauszniki w moich okularkach, a teraz przychodzę je tu naprawić.

Wygrzebuję z plecaka zepsute …Przeczytaj cały wpis

Gałgan, łobuz i ladaco

Niech Was nie zwiedzie ten elegancki strój i czarujący uśmiech. Nie jestem taki grzeczny na jakiego wyglądam. Zwłaszcza ostatnio. Ostatnio jestem gałganem, łobuzem, ladaco.Wiecie już, że starszaki w moim przedszkolu to sowy. Każda grzeczna sowa, ale taka naprawdę bardzo grzeczna, najgrzeczniejsza …Przeczytaj cały wpis

Biorę psa i jadę do Babci Asi

Zazwyczaj wstaję pierwszy. Kiedy cały dom śpi, wychodzę z łóżeczka i wychodzę z pokoju w którym śpi jeszcze Antoś i Marysia. Zamykam za sobą drzwi i idę do pokoju obok. Żeby nikogo nie budzić, żeby nikomu nie przeszkadzać, zamykam kolejne drzwi i zaczynam zabawę. Zazwyczaj jest to rysowanie i kolorowanie, „czytanie” książeczek lub słuchanie muzyki i gra na ukulele.

Dzisiaj pierwsza wstała Marysia. Marysia jest zupełnie inna niż ja. Kiedy Marysia wstaje, to budzi cały dom. Także, kiedy wędruję do toalety na poranne siusiu, reszta domowników jest już na nogach. Mama łapie mnie na wylocie z łazienki, zawraca do mycia rączek i buzi, do ubierania się i łykania euthyroxu. Czterdzieści minut później jestem już po śniadaniu, ubrany i gotowy do wyjścia.

Kiedy Tata zajmuje się Marysią, a Mama rozmawianiem przez telefon, ja zajmuje się sobą i moją Figą. Przyczepiam jej smycz do obroży i idę z nią do garażu. Otwieram drzwi dla mojej suni i mówię „hop”, a ona wskakuje do środka, i sadowi się na miejscu pasażera. Zamykam za nią drzwi, obchodzę samochód dookoła i otwieram drzwi kierowcy. Wyjmuję pilot do garażu i do bramy. Wciskam jeden guzik, wciskam drugi. Kiedy bramy się otwierają …Przeczytaj cały wpis

Każde kółko to „o”, czyli kontrola u okulisty

Dzisiaj, po kilku miesiącach oczekiwań, czas na kolejną wizytę u okulisty. Zapisując się na nią prawie rok temu, braliśmy co było, nie patrząc, że to środek majówki, dzień wolny i 8:00 rano. Także dzisiaj, kiedy cały dom śpi, my wstajemy z budzikiem i z kurami – o 6:30. Łykam euthyrox, myję się, ubieram i pół godziny później mogę już zajadać moje śniadanko. O 7:30 ruszamy.

Na miejscu jesteśmy przed czasem. Potwierdzamy naszą obecność w rejestracji, siadamy pod gabinetem nr 11 i czekamy aż mnie zawołają. Czekając wcale się nie nudzę. Razem z Mamą czytam książeczki o Marcie. Kiedyś można było kupić je w każdej księgarni, czy kiosku, ale dzisiaj dostępne są tylko tutaj, w poczekalni na …Przeczytaj cały wpis

Baterie naładowane, humor poprawiony, czyli Sunny Money i Ilia na Mini Spring Fest

To, że Mati odejdzie ze Skarszew, wiedziałem od jakiegoś czasu. Wiedziałem, ale nie przyjmowałem do wiadomości, licząc na to, że ten okrutny plan nigdy nie dojdzie do skutku, że coś się zmieni, po to żeby nie musiało się zmienić coś innego. Ale niestety, klamka zapadła, Mateusz jest dziś w Skarszewach po raz ostatni. Po raz ostatni mocno się do niego przytulam i po raz ostatni wskakuję mu na kolana. Po raz ostatni w tym miejscu, bo przecież nie żegnamy się na całe życie. Już dzisiaj spotkamy się na koncercie jednego z najbardziej lubianych przeze mnie zespołów – Sunny Money.

Na występie chłopaków będę już trzeci raz. Za pierwszym i za drugim razem jechałem na ich koncert za góry, za lasy, het het daleko, aż do …Przeczytaj cały wpis

Dobry lizak nie jest zły

Jakiś czas temu, podczas chorobowej wizyty u lekarza, zupełnie przypadkiem, nie moja pani doktor zauważyła, że mam zaległe szczepienie, które trzeba nadrobić. Kalendarza szczepień zwykle pilnuję i wszystko robię terminowo, jak każde zdrowe dziecko. Nie licząc oczywiście czasu, kiedy miałem podejrzenie padaczki. Wtedy, na kilka, czy kilkanaście miesięcy moja pani doktor neurolog, wstrzymała moje szczepienia, żeby sprawdzić, co tam w mojej głowie nie styka. Ale to jedno po prostu nam jakoś umknęło.

Dzisiaj nadrabiam zaległości. Nie narzekam, bo lubię i szczepienia, i panią Jadzię, która je wykonuje. Jestem też bardzo dzielny. Raz jęknąłem i po sprawie. Perspektywa otrzymania naklejki dla najdzielniejszego z najdzielniejszych uspokaja mnie, zanim zdążę się rozpłakać. A oprócz naklejki, dostaję również lizaka.

Lizak zwykle lądował gdzieś w kuchennej szafce, a razem z nim znikała o nim pamięć. Ale nie tym razem! Tym razem lizak idzie ze mną do przedszkola.

Pani Agnieszka pyta, czy mi go otworzyć, a ja na to, że tak. Pyta, czy będę go lizał, a ja na to, że tak. Pani Agnieszka otwiera więc lizaka, a ja wkładam go do buzi. Po chwili wyjmuję go i krzywię się bardzo. Ale zaraz wkładam go z powrotem i mówię, że mi smakuje. A potem wołam do dzieci, ciesząc się ogromnie: „Dzieci! Ja lubię lizaka! Lubię lizaka!”. Tego nie ma niestety na nagraniu, bo nikt się chyba nie spodziewał, że lizak wyląduje w mojej buzi, ale chwilę później p. Agnieszka wzięła telefon i nagrała. Dowód jest i bardzo za niego dziękuję. Lizałem lizaka!

A dla tych, co nie wiedzą, dlaczego lizanie lizaka może być powodem do radości, już przypominam. Jako duży dzidziuś jadłem właściwie wszystko. Mama robiła mi różne mieszanki ze świeżych owoców i warzyw, z różnych ziaren, z owoców suszonych… wszystko jadłem! Jadłem też domowe obiadki bez soli, kostek rosołowych, cukru i innych szkodliwych rzeczy. Wszystko pyszne i zdrowe. A potem z braku czasu, z wiecznego pośpiechu i ciągłej gonitwy, przeskoczyliśmy w słoiki. Miało być na trochę, zrobiło się… trochę długo. Oczywiście już dawno temu Rodzice próbowali wrócić do normalnego jedzenia, ale nic z tego! Mój smak i zapach jest bardzo wyczulony. Lubię tylko to, co znam i tylko to, co znam teraz, a nie kiedyś tam, kiedy byłem jeszcze bobasem. Nowych rzeczy nie próbuję. To, co akceptuję mogę wyliczyć na placach moich rąk i nóg:

  • owsianka Bobovita + mleko, czyli moja kaszka na kolację,
  • kaszka 3 ziarna Babydream, bez cukru, prosto z Niemiec + mleko (druga opcja kolacjowa),
  • jogurcik malinowy Jogobella – to moje śniadanko,
  • jogurcik truskawkowy lub truskawko-poziomkowy Jogobella, to ewentualnie zastępstwo dla jogurtu malinowego,
  • naleśniczki ze słoika Hipp,
  • obiadek żółty, czyli indyk z kluseczkami Bobovita,
  • obiadek biały, czyli cielęcinka Bobovita – to ewentualne zastępstwo dla obiadku żółtego,
  • serki waniliowe – Maćkowy (Mlekpol), Tutti i Danio,
  • owocki Babydream z Rossmanna – bardzo rzadko i tylko te w żółtawych kolorach,
  • banany,
  • a do picia tylko woda.

Także, choć lizak, to sam cukier i samo zło, to jednak przy takim skromnym menu, daje on radość i nadzieję na to, że kiedyś będzie tego jedzenia więcej, że kiedyś będzie lepiej.