Pierwszy turnus z Ja Też. Tydzień pierwszy.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia w jeżdżeniu na turnusy. Do tej pory korzystałem tylko z Intensywnych Bloków Terapeutycznych w moim ośrodku w Skarszewach, ze stacjonarnego turnusu logopedycznego w Logoulingua i z turnusu edukacyjno-rehabilitacyjnego w Zabajce. W tym roku po raz pierwszy udało mi się dostać na III Warsztaty Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i Numiconem zorganizowane przez moją zaprzyjaźnioną Fundację Wspierania Rozwoju „Ja Też”.

Poniedziałek, dzień pierwszy

Początek nie jest łatwy. Głównie dlatego, że mój charakterek też do łatwych ostatnio nie należy. Buntuję się jak tylko mogę, udaję że nic nie słyszę, patrzę w sufit lub na Mamę, nic nie mówię, obrażam się, zrzucam materiały pomocnicze na podłogę, a czasem próbuję nawet uciec z krzesła.

Dzisiaj zaczynam o 8:00, a kończę o 13:00. 50 minut zajęć. 10 minut przerwy. 50 minut zajęć. 10 minut przerwy. 50 minut zajęć. 20 minut przerwy. 50 minut zajęć. 10 minut przerwy. 50 minut zajęć. I wreszcie mogę jechać do domu! Pierwsze zajęcia są indywidualne, kolejne grupowe, potem znów indywidualne i grupowa muzyka, a na końcu, po raz trzeci, jeden na jednego.

8:00 – 8:50 zajęcia z Luizą

Oporna ze mnie masa. Choć wszystko potrafię, to niewiele robię. Przez całe długie zajęcia wykonuję zaledwie trzy zadania. Dokładam sześć „takich samych” obrazków do sześciu ułożonych przez Luizę. Wszystkie obrazki przedstawiają pojazdy, ale różnice między nimi są tak duże, że mógłbym je ułożyć z zamkniętymi oczami. Tymczasem oczy mam otwarte, a zadanie które mógłbym wykonać w dwie minuty, robię przez 15. Kolejne, proste jak świński ogon, robię z 20 minut, chociaż poradziłbym sobie w sekundę. Mam podzielić obrazki, zgodnie z przykładem, na pojazdy i zwierzęta, ale zamiast robić, siedzę obrażony. Na koniec pracujemy na zdjęciach. Trochę się ożywiam, bo lubię je oglądać, ale szału nie ma. Generalnie jestem nastawiony na „nie”. I od razu zaznaczam, że to nie wina Luizy. Luiza jest super. Ja jestem łobuz, gałgan i ladaco.III Warsztaty Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i Numiconem9:00 – 9:50 grupowe zajęcia tematyczne

Jestem prawie …Przeczytaj cały wpis

Tydzień wakacji i muchy w nosie

Zdążyłem już trochę odpocząć podczas moich zmagań z brzuszkowym wirusem, ale L4, to nie to samo, co wakacje. Prawdziwe wakacje zaczynają się dziś! Hip hip, hurrra! Póki co, mam przed sobą tydzień wolnego. Trzeba korzystać!

Taki był plan, żeby rozpocząć wakacje koncertowo, żeby całą sobotę spędzić we Wielu na „Letnim Falowaniu”. Byliśmy tam w zeszłym roku i było tak fantastycznie, że nie mogliśmy się doczekać tegorocznej edycji. Niestety Antoś rozchorował się na dwa dni przed i dwa dni po, i nasz wyjazd musieliśmy odwołać. Pojedziemy za rok. W piątkę!

Wakacje to czas, który spędza się u Babci, prawda? Prawda! Dlatego w niedzielę odwiedzam z Antosiem i Rodzicami Babcię Asię…u Babci Asi…a w poniedziałek jadę autobusem do Babci Bożenki. Babcia przyjeżdża po mnie rano. Nie zabiera wózka, co bardzo mi odpowiada, tylko razem ze mną, na nóżkach maszeruje na przystanek autobusowy. Zazwyczaj jeżdżę samochodem, więc …Przeczytaj cały wpis

Kilka dni na chorobowym, ostatni tydzień pracy i zakończenie roku w Skarszewach

Tak naprawdę, to wakacje zrobiłem sobie już tydzień wcześniej. Złapałem jakiegoś przebrzydłego rotawirusa i zamiast jeździć na zajęcia leżałem w łóżku, spałem, wymiotowałem i biegałem co chwilę na nocnik. Zaraziłem się najprawdopodobniej w środę, a w nocy z czwartku na piątek pojawiły się pierwsze objawy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to wirus, więc kiedy rano poczułem się lepiej, pojechałem na zajęcia do Magdy. Niestety złe samopoczucie wróciło i w połowie zajęć uciekliśmy do domu.Staszek choryNie ma jednak tego złego… czuję się źle, ale za to mam mnóstwo wolnego czasu, mogę robić co chcę, jeść co chcę i w ogóle to jestem królem i o wszystkim decyduję, bo wszystkim jest mnie żal. Większość czasu spędzam jednak w domu. Po pierwsze dlatego, żeby nikogo nie zarazić, po drugie dlatego, że mam potrzeby częstego korzystania z nocnika, a po trzecie wcale nie chce mi się nigdzie wychodzić… kiedy widzę, że Rodzice szykują się do wyjścia mówię „nie chcę”, albo „do domu”, czyli „Nie chcę wychodzić. Chcę zostać w domu.”

Po raz pierwszy poddaję się, kiedy mam pojechać do Babci… w końcu Babci się nie odmawia…u Babci…a po raz drugi, kiedy mamy iść do …Przeczytaj cały wpis

Czas przeszły na zajęciach z Metody Krakowskiej

Po Skarszewach wsiadam w auto i pędzę prosto do Magdy. Niestety i tak się spóźniam. Przez remonty dróg w Gołębiewku i w Trąbkach Wielkich traci się mnóstwo czasu, a potem nie sposób już go nadrobić. No trudno.

U Magdy dzisiaj nowość. Skoro powoli zaczynam odmieniać rzeczowniki przez przypadki (a mam tu na myśli szczególnie dopełniacz, odpowiadający na pytania „kogo?”, „czego?”), to możemy wprowadzić czas przeszły. Tak jak wcześniej ćwiczyliśmy dopełniacz… „Jest miś. Kogo nie ma? Nie ma misia.”, tak teraz ćwiczymy zdania w czasie teraźniejszym i przeszłym. „Mama pije. Co robiła? Mama piła.” Nie jest to łatwe, zwłaszcza kiedy ma się tyle do powiedzenia, co ja i to zupełnie nie na temat, ale co tam… damy radę!

Na zajęcia przyszedłem z moim Dziennikiem Wydarzeń. Pokazuje go Magdzie i wszystko opowiadam. Tu Lolo je, a tu Staś jedzie…

…a potem czytamy z Magdą sylaby z pierwszego paradygmatu: PA, PO, PU, PÓ, PE, PI, PY, ćwiczymy fleksję (jest piłka, nie ma piłki) i czytamy sylaby z drugiego paradygmatu: MA, MO, MU, MÓ, ME, MI, MY.

Na dzisiejszych zajęciach układamy też szeregi. Najpierw Magda – dla przykładu, a potem ja. Najpierw od największego do najmniejszego, a potem od najjaśniejszego do najciemniejszego.

Na koniec wykluczamy ze zbioru i układamy układanki lewopółkulowe.

A w czwartek…

…mam dzień wolny. Zamiast do Skarszew, jadę do Babci Bożenki. Hip hip, hurrra! Mama w tym czasie wraca do domu, a potem razem z Tatą jedzie zaglądać do brzucha, do mojej małej Siostrzyczki. Przez chwilę się boję, że Mama chce mnie zabrać ze sobą i że nie będę mógł zostać u Babci i strasznie się obrażam. Wszystko dlatego, że wyszliśmy od Babci w tym samym czasie. Mama po to, żeby wsiąść do auta i pojechać, a ja z Babcią po to, żeby wyjść na spacer. Stoję zły jak osa, dopóki Mama nie rusza. Wtedy czuję, że zostaję i radośnie macham Mamie na do widzenia.Staszek-Fistaszek i Babcia BożenkaPS U Marysi wszystko w najlepszym porządku. Serce ma ja dzwon, jest śliczna i waży ok. 848g., czyli dokładnie tyle ile powinna. O rety, rety… już się nie mogę doczekać września, kiedy Mania będzie z nami! Póki co, muszę się zadowolić tuleniem i głaskaniem Mamy brzucha 🙂

Nowe zasady dla mojego Dziennika Wydarzeń

Dzisiaj mam tylko jeden obowiązek. Pojechać na zajęcia z Metody Krakowskiej do Magdy nr 2 i ładnie pracować. Spisuję się na medal! Już dawno nie byłem taki skupiony i pracowity.

Od 10:30 do 11:30 pilnie się uczę i lepiej lub gorzej wykonuję zadania, które przygotowała dla mnie Magda…

  • ćwiczenie pamięci słuchowej – Magda mówi „daj to i to”, a ja muszę podać to, co Magda chce, a do tego w odpowiedniej kolejności.

     

  • kategoryzacja – przydzielam owoce i zwierzęta do odpowiednich grup. Magda zaczyna, a ja uważnie patrzę. Sam muszę rozgryźć gdzie co idzie i dlaczego.
  • układanie puzzli (układanek) czteroelementowych, a do tego pytanie: „Co widzi miś?”. A miś siedzi przed kartką i patrzy. Ja patrzę razem z nim i wymieniam… słońce, chmurę, dom, drzewo, budę, psa.puzzle 4-elementowe
  • ćwiczymy przyimek „na” na zabawkach i obrazkach przedstawiających meble.

…Przeczytaj cały wpis

Raz wieś, raz las, a ja uczę się liczyć

O rety, rety! To już chyba ostatni poniedziałek przed wakacjami. Za tydzień jest całodzienna wycieczka do Parku Miniatur ze skarszewskimi przedszkolakami… (Pojadę, czy spękam? Pojadę, czy Mama spęka? Oto jest pytanie!) …, a potem wakacje!

Rano zasuwam na moją ulubioną muzykę! W czwartek mnie nie będzie, bo Mama idzie z Manią na USG, w przyszły poniedziałek też chyba nie, bo może jednak pojadę na tę wycieczkę…, a to oznacza, że to moja przedostatnia muzyka przed nowym semestrem. Dzisiaj i za tydzień w czwartek, i koniec. A dalej też nie wiadomo co będzie, bo przecież jak Mania się wykluje, Antoś pójdzie do pierwszej klasy, a ja do przedszkola, to jeżdżenie do Skarszew będzie jeszcze trudniejsze niż teraz. No, ale nic. Mam taką zasadę: NIE MARTWIĆ SIĘ NA ZAPAS! No i się nie martwię. Jakoś to będzie. A póki jeszcze jestem, to jestem szczęśliwy i korzystam ile się da!

Z p. Sylwią też mi zostało niewiele …Przeczytaj cały wpis

Poznaję moje nowe przedszkole

O rety! Już czuję jak strasznie będę tęsknił za moimi Skarszewami, za wszystkimi terapeutami, którzy pracują ze mną od prawie trzech lat i najfajniejszymi na świecie paniami z przedszkola. Wszystkich ich strasznie lubię i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Bo jak tu sobie wyobrazić, kiedy od tylu miesięcy jeżdżę tam po 2-3 razy w tygodniu? No nie da się! Po prostu się nie da. Ale trzeba wydorośleć. A jak ktoś dorośleje, to nie spędza już tyle czasu z Mamą, tylko idzie do przedszkola, do dzieci i do pań przedszkolanek, i jeździ na wycieczki, i uczy się wierszyka na Dzień Mamy i Taty, i sam zmienia kapcie. Taka kolej rzeczy.

Przedszkole w Skarszewach jest za daleko żeby jeździć tam codziennie, a dwa razy dziennie, to już w ogóle. Gdybym tak nie opuścił żadnego dnia (nie licząc świąt i weekendów), a Mama codziennie by mnie zawoziła, wracała do domu, przyjeżdżała po mnie i znów wracała, to w ciągu roku mielibyśmy na liczniku więcej kilometrów niż długość równika. I to dużo więcej! W związku z tym musiałem poszukać czegoś w Gdańsku. Długo nie szukałem. Wybrałem przedszkole, które poleciła mi Ciocia Gosia z Fundacji Wspierania Rozwoju „Ja Też”, mama zespołowej Asi. Asia kończy właśnie grupę starszaków i od września idzie do szkoły, a ja, razem z moimi Przyjaciółmi – Matim i Szymkiem ruszymy we wrześniu do grupy maluszków. Razem z nami będzie też Olaf, który jest synkiem Magdy nr 2, więc samotny na pewno nie będę. Tzn. mam nadzieję, że nie będę. W każdym razie trzech kumpli będę miał i to całkiem dobry początek, bo są też tacy, którzy idąc do przedszkola nie znają nikogo.

Trochę się boję jak to będzie z tymi nowymi paniami przedszkolankami… te z mojej grupy w Skarszewach znam już na wylot – Justyna, Monika, Gosia, Magda i Martyna, to najlepsze przedszkolanki, jakie można sobie wymarzyć. I te, które po południu przychodzą z grupy Pszczółek i z OREWu też już znam i też je bardzo lubię. A tu takie zmiany! Inne przedszkole, inne dzieci, inne panie… No, ale nie ma co się martwić na zapas.
Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a dzisiaj spotykam moje nowe panie po raz pierwszy i okazuje się, że nie dość, że znają mnie z internetu, to jeszcze są bardzo miłe i uśmiechnięte. Będzie dobrze!

Aby dostać się do mojego nowego przedszkola trzeba pokonać długie schody, albo pojechać windą, bo przedszkole mieści się na pierwszym piętrze. My idziemy po schodach.W drodze do nowego przedszkolaDzisiaj jestem umówiony …Przeczytaj cały wpis

Czerwcówka

…brzmi trochę jak nazwa tropikalnej choroby, albo imię okropnego robaka, ale tak naprawdę to nic groźnego, to tylko długi weekend czerwcowy. Mój jest wyjątkowo długi, bo zaczął się wczoraj, a skończy dopiero w poniedziałek. Cały tydzień wolnego! No, z małymi przerwami na pojedyncze zajęcia.

O wtorkowym wolnym już pisałem, więc od razu przechodzę do środy…

Auto przestało klekotać. Naprawił je mój super Tata! Poszukał, poczytał, zadziałał i auto chodzi jak nowe. Ale że zajęcia już odwołałem, a samochód jest już umówiony na kontrolę, to planów nie zmieniamy. Auto jedzie do warsztatu, a ja mam wolne od Skarszew. Jadę tylko na zajęcia z krakowskiej, bo to dość blisko. Najpierw jedziemy kawałek samochodem, potem jeden przystanek autobusem, a potem jeszcze trzy tramwajem, i jesteśmy na miejscu.

Po zajęciach z Magdą, mogłem pojechać tramwajem do Gdańska głównego i autobusem do Pruszcza, żeby spotkać się z …Przeczytaj cały wpis

40 miesięcy minęło jak jeden dzień…

1. czerwca – Dzień Dziecka

W zasadzie to codziennie jest fajnie, więc i Dzień Dziecka mam codziennie. Co prawda muszę się dużo uczyć i ciężko pracować, ale gdybym tego nie robił, to nie byłbym teraz w tym miejscu, w którym jestem. Coś za coś.

Dzisiejszy dzień spędzam podobnie do większości moich dni… jadę do Skarszew (póki jeszcze mogę!, bo przecież jak Mania przyjdzie na świat, bo przecież jak od września pójdę do przedszkola… Skarszewy będą jeszcze dalej niż są teraz). Zaczynam od muzyki z Mateuszem… od dziś wołam do niego po imieniu – „Teusz” 🙂

Po muzyce staję przed dylematem …Przeczytaj cały wpis

Antoś super pływak!

Znów się rozleniwiłem z tym pisaniem. Choć może rozleniwiłem to trochę za duże słowo. W końcu nie mogę być aż taki surowy wobec siebie, no nie? Nie pisałem, bo w sumie to niewiele się działo.

28. maja

Od jakiś dwóch tygodni coś nam klekocze w samochodzie, a jak klekocze to trochę strach jechać. Zwłaszcza do Skarszew, bo to strasznie daleko. A jak daleko, to i laweta byłaby droga… więc odpuszczamy. Odwołujemy czwartkowe zajęcia, a Tata zabiera auto do warsztatu. Ja cieszę się wolnym dniem, gitarą, lepieniem z plasteliny i jazdą na rowerze.

Bo tak się złożyło, że nie zdążyłem się Wam pochwalić, że od ponad dwóch miesięcy mam nowy, wspaniały rower biegowy! Dostałem go zaraz po tym jak Tata oddał pożyczony od Kostka świetny, bezpieczny i bardzo wygodny rower biegowy, czterokołowy, który jednak był dla mnie trochę za mały. Kolejny model niestety …Przeczytaj cały wpis